🦋 ROZDZIAŁ VI 🦋

116 15 12
                                    

Zawsze w momencie, kiedy Dante myślał, że jego koszmary nocne przestały go nawiedzać, jego podświadomość postanawiała w brutalny sposób wyprowadzić go z błędu.

Poderwał się do pozycji siedzącej, od razu wbijając wzrok w zakrwawione dłonie, którymi pobrudził cała jaśniejszą część pościeli. Gdy rozejrzał się dookoła, miał wrażenie, jakby we śnie stoczył z kimś walkę, a jego przeciwnik z całą pewnością przegrał. Zamrugał kilka razy, aby odgonić halucynacje, a w międzyczasie starał się oddychać spokojnie i nie panikować — najczęściej mu to pomagało.

Od tego feralnego dnia ani razu nie stracił kontroli nad wirusem, jednak czuł gdzieś głęboko we wnętrzu, że nadejście tego momentu jest tylko kwestią czasu. Panicznie się go bał, ponieważ nie wiedział, czego może się po sobie spodziewać. Nigdy nie przeszło mu nawet przez myśl, że mógłby zabić człowieka, a teraz budził się w nocy zlany potem, widząc przed oczami jego przerażoną twarz i śniąc na jawie o krwi na rękach.

Dennis mówił, że osoba, którą jako pierwszą pozbawisz życia, zostaje z tobą na zawsze. Dante miał jednak nadzieję, że z czasem życie z tą myślą stanie się chociaż odrobinę łatwiejsze. Myślał o tym człowieku częściej niż tego chciał. Wspomnienia atakowały go w losowych momentach dnia i przez większość czasu musiał udawać, że wszystko jest w porządku. Ludzie wokół zdawali się wierzyć, iż świetnie sobie radzi i nie myśli już o tym wydarzeniu.

Dopiero po chwili uświadomił sobie, że ze snu nie wybudził go strach, a wibrujący telefon. Rzucił okiem na odrobinę zbyt jasny wyświetlacz, który rozpraszał panujący wokół niego mrok i zdziwił się, widząc zdjęcie Erin zrobione z możliwie najbardziej niekorzystnej perspektywy. Eksponowało jej podwójny podbródek, wybałuszone oczy i dziubek. Po pierwsze, nie przypominał sobie, żeby je ustawiał. Po drugie, zegarek wskazywał kilka minut po drugiej i nie spodziewał się, aby dziewczynie o tej porze zebrało się na pogaduszki.

Szybko przypomniał sobie, jak chciał umówić się z Erin na ten konkretny wieczór, ale odmówiła, twierdząc, że dostała razem ze Sky zaproszenie do ich starego znajomego z Rocklin.

— Halo? — powiedział, ale z głośnika usłyszał tylko szumy i mieszające się ze sobą rozmowy. Próbował się skupić i wyłapać charakterystyczne dźwięki, całość jednak brzmiała jak najzwyklejsza impreza. W tle grała muzyka, ludzie przekrzykiwali się nawzajem, ktoś stłukł szklankę, a ktoś inny z hukiem otworzył szampana. — Erin?

Już miał zamiar się rozłączyć, kiedy dotarł do niego głos nastolatki, chociaż lepszym określeniem był „bełkot". Chwilę jej zajęło przyłożenie telefonu do ucha, w międzyczasie urządzenie prawie wypadło jej z rąk i roztrzaskało się o podłogę.

— Hej, Dante! — zaszczebiotała do telefonu. Blondynowi nie potrzeba było więcej informacji, gdyż już wiedział, że wypiła zdecydowanie więcej niż powinna. Dawał jej jeszcze dwa kieliszki i padłaby nieprzytomna na najbliższą powierzchnię płaską, na której udałoby się jej przespać. — Nie mogę za bardzo gadać, bo jestem na imprezie!

— Ale to ty dzwonisz. — Zaśmiał się cicho, żeby nikogo nie obudzić.

— Nieprawda — burknęła. Odsunęła telefon od ucha, mrużąc oczy, gdy patrzyła na jego ekran. — Może. Nieważne. Pa!

— Erin, czekaj! — zawołał, wstając z łóżka. Podszedł do szafy i przytrzymując komórkę ramieniem, wyciągnął z niej pierwsze rzeczy, które trafiły w jego ręce. Tym razem padło na czarne bojówki i dopasowaną bluzkę z długim rękawem. — Gdzie jesteś?

Pospiesznie zaczął się ubierać.

— Za dobrze cię znam — wybełkotała. — Ja ci powiem, a ty tutaj wpadniesz i mnie stąd zabierzesz.

Bez wyjścia [Redfield #2]Where stories live. Discover now