8 // Cisza.

9 3 1
                                    

Ocknęłam się, wokół mnie była ciemność, próbowałam się ruszyć niestety bez skutku, związane kończyny skutecznie mnie hamowały, każdy ruch był skrępowany, a mocno zawiązane liny na łapach sprawiały ból. Cisza, która mi towarzyszyła była przerywana przez spadające krople wody i bicie mojego serca. Czułam strach, próbował wyczuć, jakąkolwiek obecność.

- Czy ktoś tu jest? - Powiedziałam szarpanym głosem. - Proszę... niech ktoś się odezwie...

Mój głos się łamał, wiedziałam, że to koniec biłam się z myślami, że już nigdy nie zobaczę taty ani moich braci. Wtedy usłyszałam dźwięk metalu spadającego na podłogę, podkurczyłam łapy do klatki i zaczęłam się panicznie rozglądać. Wtedy poczułam, że ktoś na mnie wpadł, próbowałam krzyczeć, szarpałam się, ale on trzymał mnie mocno i zakrywał pysk.

- Cicho! Mei to ja Kayn już spokojnie! - Zamruczał do ucha.

Serce biło mi jak szalone, gdy usłyszałam jego głos miałam ochotę się rozpłakać, tak się cieszyłam, że go widzę, ale... jednak coś było nie tak...

- Boże... Kayn! - Krzyknęłam, echo mojego głosu odbił się po pomieszczeniu.

- Kurwa Mei mówiłem ci bądź cicho... - Powiedział stanowczo łapiąc mnie za pysk, patrząc mi w oczy.

Zamilkłam, Kayn złapał na liny i zaczął szybko je rozgryzać, wtedy mogłam się mu przyjrzeć, krew spływająca po łapach, pocięty pysk, poturbowanie i brudne futro z ubytkami. Wyglądał jak hiena po ciężkiej chorobie. Rozplatał mnie, złapałam go za łapę i spojrzałam jeszcze raz, miałam wiele pytań, podniosłam wzrok, wpatrując się mu w oczy, zanim zdarzyłam coś powiedzieć on odgarnął mi grzywę.

- Później ci wyjaśnię teraz ważne, żeby nas tu nie było.- Powiedział z troską.

Cholera... to ciepło, poczucie bezpieczeństwa... on jest taki kochany... KURWA MEI JESTEŚMY W NIEBEZPIECZEŃSTWIE HALOO! Z moich myśli wyciągną mnie Kayn, przykładał mi a wręcz wciskać w klatkę zimnie "coś". Spojrzałam na niego i na to co mi dawał, to cholerna broń...

- Kayn kurwa... ja nie umiem strzelać! Nigdy nie miałam broni w ręku! - Odrzuciłam pistolet od razu na podłogę.

- To jest Punk City Mei! Wiec pora się nauczyć! - Powiedział poważnie, podnosząc pistolet z ziemi.

Wtedy usłyszeliśmy dwójkę zbirów, kroki łap były coraz głośniejsze, szli w naszą stronę, serce waliło mi jak dzwon. Kayn staną za mną, podał mi pistolet ustawił moje łapy pod broń. Złapał mnie za łokcie i podnosił, moje ręce kierując stronę nadchodzącego zagrożenia.

- Kayn... - Cała się trzęsłam! Gdyby nie on sama ze stresu bym się odstrzeliła.

Kayn nie odpowiedział, a oni było coraz bliżej. Położył głowę na moje ramię i tylko szepną "Teraz"

Dwa szybkie strzały padły z moich łap. Poczułam jak struga krwi pada mi na twarz, boże... poczułam metaliczny smak krwi, otworzyłam oczy. Dwa ciała padły bezwładnie na ziemię z dziurą między oczami. Odrzuciłam broń i zrobiło mi się niedobrze, widok zmasakrowanych czaszek, z których wypływa krew i kawałki mózgu OBRZYDLISTWO! Odwróciłam się i zwymiotowałam. Podszedł do mnie Kayn poklepał mnie po plecach.

- Nie dramatyzuj, zawsze musiał być ten pierwszy raz. - Powiedział z uśmiechem na pysku, zabierając mi broń z łap.

Nie dramatyzuj?! NIE DRAMATYZUJ! - Szarpnęłam go za ramię. - Przez ciebie mam przejebane, zobaczysz złapią nas! Ja pójdę siedzieć ty tak samo!

- Zluzuj gacie i tak nikt się o tym nie dowie to Punk City, tacy jak ty trafiają pierwsi do pudła. - Powiedział nonszalancko.

Prychnęłam na niego rzucając wyzywający wzrok, a on w tym czasie zabrał coś z kieszeni zbira. Podszedł do mnie i zaczął ściągać koszulkę, Hola! Hola! Kayn to nie czas i miejsce na to! Rzucił koszulkę gdzieś na bok i spojrzał na mnie.

- Przestań być taka spięta.

- Kayn ja... - Zawstydziłam się, łapiąc się za ramiona. - Ja nie wiem, czy jestem go... - Przerwał mi, podając mi kartę.

- Przestań gadać tylko wkładaj mi to do sandevistanu. - Obrócił się plecami do mnie. - Te kurwy, netrunnerzy kodem wyłączyli mi sandevistan wiec bądź tak miła włóż kartę i odkoduj go.

Ja... ja JEBIE! Dobrze, że jeszcze nie wymyślili czytania w myślach! Pożegnałam swoje jakże niemoralnie myśli i zrobiłam tak, jak powiedział i to jego "cudeńko" znowu zaczęło świecić. Obrócił się do mnie i parę razy znikał i pojawiał się w kilku miejscach. Aż zatrzymał się za plecami podszedł od boku uśmiechną się i podziękował.

Odwzajemniłam też lekkim uśmiechem, nadal jestem na niego wściekła, ale jednak cieszyłam się, że akurat on mi się trafił.



Punk CityOnde as histórias ganham vida. Descobre agora