Długa, dyskusyjna drroga

72 10 16
                                    

-Daleko jeszcze? - pyta jękliwym tonem Nya.

-A bo ja wiem! - odpowiada poirytowany Jay - Czemu każdy uznaje mnie za przewodnika tutaj? Też jestem tu pierwszy raz

-Bo kumplujesz się z właścicielem? Może dlatego? - prycha Cole, schylając się od zwisającą gałęzią przez, którą najpierw przeszedł rudzielec.

Ja podążam za nimi z Lloydem, Nya i Zane zamykają naszą grupę. Przestaliśmy biec po jakiś piętnastu minutach, kiedy przestaliśmy czuć obecność policjantów za plecami. Nya pierwsza padła i skończyłam w tyle za nami. Pozostali minęli ją, a Cole zapierdalaj jak nigdy dokąd i musieliśmy za nim wołać, by się zatrzymał. Nie dziwi mnie to, mój przyszły chłopak ma dobrą formę w przeviwnistwie do mojej przeciętnej. Daliśmy sobie chwilę na złapanie oddechu, a potem ruszyliśmy przed siebie.

-Nie to ty się z nim kumplujesz

Brunet zatrzymuje się, a Jay robi to samo. Patrzą na siebie w zdziwieniu. Każdy zaczyna stać i przyglądać się dwóm chłopakom, którzy w aktualnym momencie nie ogarniają sytuacji, a mieli być naszą ostoją informacyjną. Zane też powinnien w niej być, bo wychodzi na to, że ma ciekawsze życie towarzyskie ode mnie a naprawdę nie wygląda na takiego. Bardziej na takiego kujona co tylko siedzi w książkach, jest cichy i spokojny.

Czy ja właśnie opisałem siebie?
Dobra, może cichy nie jestem, bo jak jakiś nauczyciel mnie denerwuje to się odzywam i czasami zadaje pytanie na lekcji, pokazując ty samym klasie, że istnieje taki ktoś jak Kai Smith.

-Nieee, to ty. Ja nawet nie wiem do kogo należy ten dom

-Przecież ty byłeś na pierwszej zorganizowanej imprezie tutaj, gdy ja byłem chory - mruży swoje oczy.

-Ale szybko się ulotniłem, bo bez ciebie to żadna zabawa - rzuca luźno.

-Ooooo - rozczula się Jay i przytula przyjaciela na mikro sekundy - Dobra, ale skąd wiedziałeś o tej miejscówce? - powrócił do swojego stnadandarowego tonu.

-Od Emilia

-A on od?

-Od Korgran, który usłyszał od Fungusa bardziej od kuzyna w sumie...

-Weź streść mi ten pocztę pantoflową, bo zaraz pół globu mi wymienisz - odparł zniecierpliwiony.

-Koniec końców organizatorem jest Ronin z tego co wiem - odpowiedział po chwili zastanowienia.

-No to wiele wyjaśnia - zakłada ręce, a jedną dłonią złapał się za podbródek, kiwając z uznania.

-Pozwólcie, że się w tracę w to waszą dyskusje - zaczyna spokojnie z uśmiechem Nya, ale ten uśmiech zapowiada tylko burzę - ALE CO TO KURWA ZNACZY, ŻE WIELE WYJAŚNIA!!

-A myśleliśmy, że każdy zna tu Ronina - odpowiada spokojnie Jay, wzruszając ramionami.

-No to kurwa nie - burknęła.

-Dobra to ja wytłumaczę - wtrąca się Zane, a jego stoicki spokój opada na nas wszystkich. Jako jedyny z nas nie wygląda jakby chciał wszystkim odkręcić łby i smażyć je na różnie. Co do mojej siostry to samo widać, że jest najbardziej poirytowana z całej grupy - Ronin to taki straszy facet, taki kanciarz, taki chuj w sumie...60 z niego straszna

-Jakby mógł to by cię sprzedał za piątaka, byłby podlizać się lepszym - oznajmia Cole.

-I do kogoś takiego postanowiliście wpaść na imprezę, gdzie nie znacie ani właściciela ani miejsca? - wzdycha głośno moja siostra unosząc ręce wysoko ku górze i zaczynając chodzić wte i wewte.

-Wiesz jak tak mówisz to faktycznie jesteśmy debilami - przyznaje z nerwowym śmiechem Jay.

W odpowiedzi dostaje dźwięk palnięcia się w twarz przez Nyę.

-Czyli, co - zaczyna Lloyd zza moich pleców przez co podskakuje wystraszony, bo nie wiedziałem, że tam za mną stoi i w jakim celu w ogóle.

-Weź nie strasz!

-Nie zauważyłeś mnie? - pyta zdziwiony.

-Faktycznie to dziwne. Przecież bycie nie zauważony to działka Kai'a - śmieje się rudzielec za co dostaję od mojego najukochańszego, najpiękniejszego, najcudowniejszego Cole'a po głowie. Żyć nie umierać. Właśnie stanął w mojej obronie! Dlatego obelgę puściłem mimo uszu. Jeszcze będzie multum okazji, by zajebać Walkerowi. Nawet bez okazji przecież można to zrobić.

-Kontynuując - zabiera głos blondyn - Włamaliśmy się, cała impreza do czyjegoś domu i urządziliśmy tam libacje alkoholową?

-Jak tak mówisz to brzmi bardzo źle... - przyznaje z zamyśleniem rudy.

-Oczywiście, że brzmi bardzo źle! - piekli się Lloyd.

-Dobra, spokój - oponuje Zane - Muismy zachować spokój. Wdech i wydech koledzy - tu moja siostra posyła mu druzgoczące spojrzenie - I koleżanko - poprawia się szybko chłopak, uśmiechając się przy tym przepraszająco.

Widzę, że w naszej ekipie to on robi za tego opanowanego i odpowiedzialnego. Obyśmy mu nie musieli płacić za to, że będzie nas pilnował tak jak robią to inni na imprezach.

Tak samo jak Jay robi za irytującego, Lloyd za niewinnego, próbującego grać swoje przeciwieństwo, Cole za mojego chłopaka ( dobra za tego wspierającego), a Nya za agresora.

Z tą agresja to dogadała się z Jay'em. Obydwoje jacyś narwani. Oby tylko ich to nie połączyło. Bo wtedy im strzele i sobie.

Okej, ale jaką rolę ja mam w naszej świeżo powstałej ekipie? Na razie się czuje jak ten dziwak lub świadek akcji. Taki narrator.

-Proponuję ruszyć dalej - ciągnie dalej Zane, gdy reszta wyglądała już na bardziej spokojną - W końcu kiedyś ten las się skończy

-A to dlatego nas szukają! - wypala nagle spanikowany Lloyd - Japierdole, nie mogę iść do więzienia!

-Zluzuj, blondi - parsknął Jay - Nie przed takimi ludźmi się już uciekało. Raz z moją paczką musieliśmy przed kibolami spieprzać bo powiedzieliśmy

-Ty powiedziałeś - wtrącil się Cole - I to jest nasza ekipa, a nie twoja!

- Szczegóły - rzuca zbywająco rudzielec - Tak czy siak gonili nas pałkami

-Ja z Plundarem chcieliśmy cię złożyć w ofierze w zamian za nasze życia - mruknął - Ale za szybko spierdalałeś

-Dobra jebać was - prychnął - Konkluzja jest taka, że uspokój się Lloyd

-Jestem za tym, aby wydać Jay'a w zamian za naszą wolność na policji - odparł spokojnie Garmadon.

-Za! - krzyknęliśmy wszyscy jednocześnie

Niech Jay osłania nam tyłki! Przyda się w końcu na coś dla tego świata!

-Aha! - wykrzyknął urażony - Ale, że ty nawet Zane i Nya? Bo po pozostałych się spodziewałam, ale po was!

Lloyd przewrócił na to oczami, a Nya wzruszyła ramionami jakby nie wiedziała o co chodzi. Zane stał niewzruszony, Cole się zaśmiał, a ja nic szczególnego nie zrobiłem.

-Możemy ruszać dalej - zakomunikował Zane, a reszta się z nim zgodziła i zaczęła podążać naprzód.

Wymieniliśmy stojącego Jay'a z otwartą szeroką buzią z szoku. Ja odwróciłem się jeszcze na koniec i zaśmiałem się mu w twarz. Przepraszam nie mogłem się powstrzymać, bo cała ta sytuacja jest śmieszna. Ten tylko wystawił mi środkowego palca i zaczął mamrotać coś do siebie, podażając za nami.

-Jeszcze będziecie coś chceć! - oznajmił donośnie.

Prawdopodobnie tak, bo wszyscy jesteśmy skazani na siebie.

-Ty również! - odparł mu na to brunet i tym samym rozpoczęli ponownie zażartą dyskusje.

Kai i zmontowana ekipa totalnych pojebówDove le storie prendono vita. Scoprilo ora