12. Babskie pogaduszki

81 5 0
                                    

- Naprawdę miło mi, że poświęcasz ten czas jedynie dla mnie. Musisz mieć sporo na głowie...

- W zasadzie, to nie mam nic do roboty - odpowiedziałam z uśmiechem. Słońce przyjemnie grzało moją twarz. Była piękna pogoda.

- Chodziło mi bardziej o to, że dużo rzeczy musi Cię przytłaczać. Nasze myśli bywają w końcu naszymi najgorszymi wrogami.

Łucja wyglądała teraz śmiertelnie poważnie, ale i tak popołudniowe światło sprawiało, że wyglądała zachwycająco. Była naprawdę piękną kobietą. Zazdrościłam jej grubych, mocnych włosów oraz tego miłosiernego, dobrego spojrzenia. Nie byłyśmy do siebie zupełnie podobne i wykonywałyśmy nawet różne funkcje. W teorii powinna się bardziej dogadać z moim ojcem - miałam wrażenie, że oboje tak samo kochają dyplomacją. Ja nie potrafiłam manipulować słowami, dobierać nadzwyczaj dobrze kolejnych zdań. Pomimo tego wszystkiego czułam, że możemy zbudować naprawdę fajną relację. Dobrze byłoby mieć tu kogoś takiego. 

Może to przez fakt, że byłyśmy równolatkami?

- Masz rację... W zasadzie, może rozmowa pozwoli mi się uwolnić od paru z nich? - spojrzałam wymownie na ławkę, a ona podążając na za moim wzrokiem, spoczęła na drewnie. Siadłam obok.

- Jestem tu dla Ciebie - delikatnie ułożyła dłoń na moich palcach.

Ogrody królewskie były naprawdę miłym miejscem, chociaż przebywanie wśród nich przypominało mi tylko mocniej o Petungi. Odczuwałam tu krwawienie serca i duszy, jednak gdy Łucja po rozmowie z Edmundem o naszej nagle wrogiej kucharce zaproponowała byśmy udały się akurat tu, to głupio było mi odmówić.

No bo jak mogłabym powiedzieć nie Łucji Mężnej? 

Odetchnęłam mocno przez nos, zbierając myśli, które chciałabym z siebie wylać i wtem poczułam znajome zapachy.

To musi być...

Tak.

To jest...

- Twoja mina zdradza, że odkryłaś drobny upominek Edmunda - zachichotała, zakrywając usta dłonią. - Nie poznaję czasem mojego brata. Zapominam chyba, że po prostu wydoroślał i stał się naprawdę wyjątkowym mężczyzną. Często przed oczami mam jeszcze nas, jak bawiliśmy się w...

- To są kwiaty z Petungi, prawda? - przerwałam trochę niegrzecznie. Mój organizm nie mógł się tak pomylić. Czułam to przez całe moje życie, kiedy tylko chodziłam po naszym grodzie albo gdy wychylałam się zza okna mojej komnaty.

- Kiedy Wasze małżeństwo zostało przesądzone, Edmund był dziwnie spokojny. Nie poznawałam go. Na ogół bardziej wybuchowy i kłócący się z Piotrem - a kiedy mój starszy brat podjął praktycznie za niego decyzję, z kim ma spędzić resztę życia... Zrozumiałam, że to po prostu zaakceptował. Sprawy Narnii były dla niego najważniejsze - były ważniejsze od własnego szczęścia. Mimo wszystko nie chciał z niego rezygnować i myślę, że nie chciał też rezygnować z Twojej radości. Dzień po tamtej decyzji wraz z kilkoma królewskimi ogrodnikami przygotował grunt pod uprawę i rozesłał swoich marynarzy po nasiona najbardziej znanych petundzkich roślin. W taki sposób powstał Wasz własny ogród.

Nie przestawałam się uśmiechać i było mi tak miło, że Edmund pomyślał w ogóle o takim geście. Poprzysięgłam sobie, że za kilka lat będzie to najpiękniejsze miejsce na całym globie. Będę o nie dbała. Razem z moim mężem.

- Powinniśmy za te dwa dni coś wspólnie zasadzić. Jako znak nowego rozdziału - wylałam swoje myśli na głos.

- Doskonały pomysł! - Łucja była faktycznie wyraźnie zadowolona. Cała promieniała.

Żywot NiezwyciężonejWhere stories live. Discover now