1. Początek

546 8 11
                                    

- Czy Ty to wreszcie odparujesz?! Skup się do cholery albo skrócę Cię o głowę! - słowa wrzasnęły w mej głowie, jednak mózg nie potrafił ich do końca przetrawić. - Słyszysz co do Ciebie... Hej, wszystko w porządku?

Poczułam tylko, jak silne dłonie łapią mnie za ramię i przewracają powoli do pozycji siedzącej. Świat zaczynał powoli nabierać barw, a cichy świst w uszach zaczął milknąć. Bolała mnie jednak każda komórka ciała i czułam niemiłosierne pulsowanie w prawej skroni.

- Na Aslana... Kapitanie, to chyba nawet za dużo jak na mnie! Nie zdążyłam nic zrobić... - mruknęłam cicho, masując głowę. Obraz zaczął się wyostrzać i udało mi się zadowolić zmartwionym wzrokiem mego przyjaciela - taki wyraz twarzy był u niego naprawdę rzadki. Uśmiechnęłam się w duchu, cały czas jednak mając grymas na twarzy. - Chyba chcesz się pozbyć swojej władczyni. Masz mi coś do powiedzenia? - prychnęłam ze śmiechem, unosząc wzrok na mojego towarzysza broni. W jego oczach dostrzegłam nutę rozbawienia oraz rodzącego się ukojenia. Jego kasztanowe włosy, a bardziej pojedyncze kosmyki opadały na czoło będące całe w kropelkach potu. Nos świecił się, tak samo jak jego śnieżnobiałe zęby odsłonięte teraz w uśmiechu poprzez spękane i spierzchnięte wargi.

- Żałuję więc, że tak słabo dziś z moją precyzją, Wasza Królewska Mość... - odparł cicho, kłaniając się nisko, kładąc lewą rękę za swoją srebrzystą, ćwiczebną zbroję, a prawą przy sercu, tuż obok malunku godła naszego państwa.

 - Jesteś naprawdę niemożliwy - odburknęłam, wstając powoli i chowając przy tym miecz, wprost do pochwy. - Myślisz, że ktoś znosiłby Twoje pokręcone usposobienie?

- Myślę, że skoro Ty możesz nami władać, to ja... HEJ! - nie pozwoliłam mu dokończyć tych potencjalnie złośliwych słów przez ostentacyjny pstryczek w nos. Uśmiechnęłam się na to szeroko, odzyskując już pełnie zmysłów. Słysząc śpiew Petundzkich ptaków, od razu poczułam przypływ sił i dobrej energii. - To było NAPRAWDĘ niemiłe... - odrzekł jeszcze cicho, gładząc się po zbolałym nosie.

- Tak szczerze to nie słyszałam, by ktokolwiek o to pytał... - westchnęłam cicho z rozbawieniem i kątem oka zdążyłam tylko ujrzeć niezwykle zirytowany wyraz twarzy. - Jak oceniasz mnie dziś?

- Dobrze... Naprawdę dobrze. Powiedziałbym w sumie, że standardowo, bo na ogół tak wypadasz, wiesz jak precyzyjnie władasz bronią. Widać Twoją pewność podczas walki. Bez większych błędów prócz tej ostatniej sytuacji. To było proste pchnięcie, a pozwoliłaś się powalić i w dodatku ogłuszyć. Miałem wrażenie, że przez chwilę odleciałaś, zgubiłaś obecny wątek. To niedopuszczalne podczas bitwy i...

- Wiem o tym! - obroniłam się od razu. - Po prostu... Wiesz, jaki dziś dzień.

- Przeciwnika nie będzie nigdy obchodzić, jaki masz dzień Imeall...

- Koriamie, czy...

- Nie. Nie obchodzi mnie czy to trening, czy rzeczywistość, czy ćwiczenia bojowe. Moim obowiązkiem jest szkolenie Ciebie na najlepszego rycerza Petungi, wiesz o tym. Niech taka sytuacja już się nie powtórzy, musisz być zawsze gotowa i czujna - jego słowa odbijały się echem w mojej głowie, a jego palce zacisnęły bratersko na moim ramieniu. - W dodatku Twój przydomek Cię zobowiązuje. 

- Tak, wiem, że masz rację - mruknęłam cicho ze smutkiem, opierając się o ścianę. - Ja po prostu... Boję się, jaki on jest.

- Król Sprawiedliwy? - zapytał cicho Koriam, na co ja kiwnęłam twierdząco głową. Mój przyjaciel zaczął czyścić swoje ostrze. - Król Narnii nie może być...

- Nie wiesz, jaki może być - nie wiesz, jaki on jest! - powiedziałam od razu. - Zresztą, nikt tu tego nie wie, bo skąd? Nigdy nie był w tych okolicach, nie wydaje mi się, żeby nawet ojciec cokolwiek o nim wiedział. Wiesz, jaki to będzie typ małżeństwa.

Żywot NiezwyciężonejWhere stories live. Discover now