11. Sekretne poty

98 6 4
                                    

- Przysięgam Ci, że żadne z nas nie miało o tym pojęcia - Edmund właśnie rozgrzewał mięśnie łydek i przy okazji kolana, kiedy siedziałam na ziemi i sama robiłam rozciąganie. - Pierwszy raz słyszę o takim konflikcie.

- Tak właśnie myślałam... - czułam się jak w kropce, ale najlepszym wyjściem dla mnie było powiedzenie o wszystkim Edmundowi. Czułam, że mogę mu zaufać.

- Chcesz, bym się tym zajął? - zapytał, chwytając już za miecz.

- Nie wiem. Wydaje mi się, że ona nie chce mnie skrzywdzić. Jej słowa sugerowały, że pragnie wieść swoje spokojne życie, a wiadomo, że jeśli by mnie przykładowo zatruła, to przepłaciłaby głową. Boję się też jej potencjalnej zemsty. Jeśli jest chociaż trochę podobna do swoich przodków, o których tyle czytałam, to może stać się dla mnie istotnym problemem.

Edmund skinął głową na te słowa. Wstałam, także chwytając za broń.

- Zostawmy więc to na razie. Tak jak Ci mówiłem, nigdy nie mieliśmy z nią problemów, a wręcz uważaliśmy ją za przyjaciela korony. Jej dokumenty mówiły, że jest Narnijczykiem. Jeśli tylko coś zauważę, to od razu zareaguję. Przyjdź też do mnie sama, jeśli dostrzeżesz, że coś nie gra. Na ogół nie spożywamy oddzielnie posiłków, kuchnia gotuje dla nas zbiorczo. Nic nam nie zrobi, ale i tak pozwolisz, że delikatnie napomknę o tym mojemu rodzeństwu. Muszą wiedzieć.

- Powinniśmy chyba zacząć produkować małe książeczki informujące o wrogach Petungi - zaśmiałam się pod nosem rozgrzewając ręce.

- Aż tylu ich jest? O paru na pewno mi wiadomo, ale...

- Niektórych rzeczy lepiej nie wspominać Edmundzie - powiedziałam z należytym spokojem i w naszym wzroku dostrzegłam nic porozumienia.

Czyżby król także miał coś, o czym chciałby zapomnieć?

Wymazać?

- Zacznijmy może - powiedział jakby zmęczony, ale widziałam po jego posturze, że jest gotowy na wszelki wytoczony cios. Pozostało mi jedynie skinąć głowę i przyjąć odpowiednią postawę.

Miałam poczucie narastającej ciszy. Takiej wręcz atakującej. Ściskającej nas byśmy tylko się do siebie zbliżyli.

I wbili sobie miecze najgłębiej jak można.

Na wylot.

- Proszę... Proszę NIE!!! - ten krzyk jak wiele innych zakończyło moje pewne wbicie ostrza tam, gdzie krew uchodzi najszybciej, bo po co ktoś ma się męczyć?

Dziś tego nie robię.

To zwykły trening. Z ostrzejszą bronią co prawda, ale tylko okazja, by potrenować.

Miło jest czasem nie zabijać.

Odetchnęłam wolno przez usta i od razu wzięłam do płuc więcej powietrza. Czułam już narastającą adrenalinę w moich czterech kończynach i ten charakterystyczny ból brzucha, który pojawiał się, gdy na czymś mi zależało. Mogłam sobie wmawiać, że był teraz z obawy przed zbłaźnieniem się. Prawda była taka, że zamierzałam powalić Edmunda z hukiem i dać mu posmakować petundzkiej potęgi.

Chodziliśmy po okręgu, obserwując się wzajemnie. Warunki były idealne - projektant tej sali był stworzony do architektury i wystroju. Brak zbędnych elementów, jedynie stojaki z bronią, kilka sporych luster na ścianach, by móc samego siebie oglądać w trakcie ćwiczeń, przysłonięte okna by nikogo nie raziło słońce i byśmy mieli takie same szanse.

Edmund powoli się zbliżał, odwracając zarazem kierunek naszego okręgu. Postanowiłam to przyjąć i grać w jego grę. Niech poczuje, że to on tu dyktuje warunki. Rozkazuje.

Żywot NiezwyciężonejWhere stories live. Discover now