Panna Gold oraz tajemniczy dzieciak

0 0 0
                                    

Goldie O'gilt mimo wrażeń jakie sprawiała nigdy nie była osobą towarzyską. W ogóle nie ciągnęło jej tak naprawdę do ludzi, gdyby mogła to w czasach, kiedy jej największym zmartwieniem było co ubrać na obiad rodzinny to po prostu zamykała by się u siebie w pokoju na cztery spusty i nie wychodziła dopóki nie miała by pewności, że nie wpadnie na nikogo znajomego. Nie mogła jednak tak naprawdę sobie na to pozwolić, a to, że jej mama była właścicielką baru tym bardziej nie ułatwiało sprawy. Zostało na niej wręcz to wymuszone, a ona z trudem sprawiała wrażenie chociażby nieco chętnej do rozmowy. Teraz z perspektywy czasu była za to wdzięczna.

Nabyła wiele umiejętności potrafiących zamaskować jej niechęć, urazę bądź zwykłe pogardę i obrzydzenie skierowane to coraz to gorszych ludzi. Umiała uśmiechnąć się na zawołanie, umiała zmieniać swój ton głosu tak jakby był tylko zwykłym instrumentem, który trzymała w dłoni i mogła nim manipulować niczym wyćwiczona muzyczka. Lubiła to w sobie. Czasami naprawdę przeklinała ten talent, który nabyła jednak nie zmieniało to faktu, że ta umiejętność jej pomagała oraz nie raz ratowała tyłek. Zwłaszcza w takim zawodzie jaki ona wykonywała. Jedynym minusem były bóle mięśni twarzy po wszystkim. Wymuszanie danych min ciągle i ciągle na pewno nie działało dobrze na zdrowie.

Były jednak czasem chwilę w których nie musiała udawać, zupełnie tak jak teraz, kiedy siedziała na mahoniowym biurku, które spotyka się zawsze w gabinetach gburowatych biznesmenów i nucąc cicho przeglądała zawartość ozdabianego pudełeczka i tak znając każdy jego centymetr i całą jej zawartość na pamięć. Kąciki jej ust podniosły się szerzej, kiedy usłyszała znajome rytmiczne kroki, co prawda pojawiły się nieco później niż przewidywała jednak nadal prawie o czasie.

Zazwyczaj nie pozwalała sobie na tak częste wizyty w rezydencji swojego starego rywala tak często, nawet i zawartość skarbca rodzinny McDuck może się w końcu znudzić, a do tego nie chciała dopuścić ponieważ jak później miałaby znaleźć równie dobry pretekst do odwiedzania go w środku nocy? Zaczęła lekko machać nogami nam podłogą po czym ledwo stłumiła chichot, kiedy drzwi otworzyły się ze skrzypieniem by zaraz po chwili odskoczyć gwałtownie na bok przez to, że mężczyzna, który je otworzył popchnął je w zaskoczeniu mocniej niż powinien. Scrooge skrzywił się niezadowolony z rabanu, który powstał po czym chwilę stał nieruchomo nasłuchując czy przypadkiem nikt nie idzie. Kiedy za to Beakly zapytała tylko czy wszystko w porządku to on pokiwał głową starając się to zrobić naturalnie i mówiąc, że ktoś w końcu powinien naoliwić te zawiasy.

Zaraz potem zamknął za sobą wejście z ulgą po czym spojrzał gniewnie na kobietę, która nic nie robiła sobie z zaistniałej sytuacji i nadal beztrosko bawiła się kosztownościami. Szybkim krokiem podszedł do niej natychmiast wyrywając jej przedmioty z rąk. Ona na to tylko przewróciła oczami za chwilę i tak sięgając po coś innego gdy nie spoglądał w jej stronę.

— Mogę się dowiedzieć czym sobie zasłużyłem na wizytę w środku wojny? — Zapytał szorstko, a ona tylko zachichotała w odpowiedzi.

— Wojny? Czy ty aby nie przesadzasz? — Zażartowała sobie jednak jej wzrok od razu spoważniał widząc minę drugiego. — Okej, okej. Dobra. Wiem, że ta cała sytuacja z FOWL nie działa na nikogo dobrze, ale właśnie po to tu jestem — zaczęła odkręcać pasemko włosów wokół palca.

— Ah tak? Zamierzasz nas zdradzić czy znowu okraść tak jak tamtego dnia? — Wytknął ją palcem, a ona udała obrażoną.

— Pożyczyłam sobie twojego małego klona tylko na parę godzin, nie rozumiem o co się tak wściekasz — machnęła lekceważąco ręką.

— Nie rozumiesz? Ten cały Doofus nasłał na nią swojego cholernego lokaja! — Miał ochotę jeszcze bardziej podnieść głos jednak się opanował. Czego innego miał się niby spodziewać? Przecież to była Goldie O'gilt. Robienie takich rzeczy było u niej na porządku dziennym.

Inna historia || FOWL!Louie one-shots ||Where stories live. Discover now