Nowy plan

22 1 0
                                    

Od samego początku podejrzewano, że do ich tajnej bazy została wysłana akurat Agentka 22 co całkowicie nikogo nie pocieszało, udało im się jednak zapędzić ją tak w kozi róg, że ta nie miała innego wyjścia jak ucieczka; pomińmy, że puściła przy okazji budynek z dymem. Czarnej Czapli oraz Bradforda tak naprawdę nie obchodziły straty w ludziach ani to, że stracili kolejne miejsce badań. Obu tych rzeczy akurat będąc na samym szczycie organizacji mieli pod dostatkiem, ich niepokój był wywołany kompletnie czymś innym, czymś o czym naprawdę nieliczni wiedzieli. A tym czymś był nie kto inny jak eksperyment 87 pieszczotliwie zwany przez nich April. Planowali stworzenie klona od naprawdę długiego czasu. Zbierali odpowiednie materiały, zgłębiali coraz mocniej dziedziny powiązane z genologią - nawet jeśli nie były ze są aż tak ściśle powiązane i ledwo udało im się osiągnąć cel z małą próbką którą zdołali pobrać tak by Scrooge się nie zorientował. To wszystko nie mogło pójść na nic, nie teraz kiedy ustabilizowali względem tego sytuację.

Mieli jednak dużo próbek DNA z ich wcześniejszego projektu chociaż Bradfordowi się to nie podobało. To było jak coś na zasadzie ponownego przepalania metalu po to żeby zrobić z niego coś innego i powtarzać ten proces w kółko. Szansę na powodzenie ponownie mogły spaść o te pięćdziesiąt procent i mogło im to narobić jeszcze więcej problemów. Wtedy wpadli na pomysł bliźniaków. Według Czapli mogło to powiększyć szansę na to, że klony nie umrą w trakcie tego wszystkiego, a gdyby ktoś ponownie chciał ukraść jedną z nich mieliby w końcu jeszcze jedną. Niechętnie lecz zgodził się, musieli działać i nie mogli pozwolić sobie na stanie w miejscu, odzyskanie 87 również nie wchodziło w grę, na pewno nie teraz. W tym czasie natomiast dowiedzieli się również o planie rakiety której budowy podjął się McDuck. Miała to być niespodzianka dla jego siostrzenicy, młodej matki której dzieci się jeszcze nie wykluły. Starzec nie chciał się im z niczego wytłumaczyć, nawet dlaczego ją buduje jednak Bradford miał swoje własne podejrzenia.

Wiedział również jaka była młoda kaczka. Jej temperament był naprawdę wysoki i wybuchowy, nigdy się nie cofała ze względu na swoją dumę, miała słomiany zapał do wszystkiego oprócz przygód oraz była nad wyraz irytująca. Był jednak pewien mały szczegół który zamierzał wykorzystać. Zawsze robiła to co chciała nie bacząc na okoliczności i nie rozpatrując żadnych za i przeciw. I to mogło ją zgubić lub akurat w ich przypadku pomóc w końcu podzielić tą rodzinę na części, których już nigdy nikt nie będzie mógł z powrotem poukładać.

***

Donald był wściekły, nie, Donald był wkurwiony. W ostatnim czasie i tak zadziało się już po prostu za dużo. Czuł się wyczerpany i nawet jego porywczy gniew który zdawał się aż z niego tryskać zwyczajnie nawet nie miał siły się przez tą barierę przebić co było nadzwyczajnym zjawiskiem. Zacisnął mocniej dłonie na uchwycie wózka wbijając wzrok w jajka, które były w nim ułożone i przykryte kocem, a wszelakie emocje, które mogły doprowadzić w najlepszym wypadku do rozbicia czegoś cennego zmieniły się w zbyt namacalną rezygnację. Nie chciał teraz pokłócić się z Dellą, nie chciał żeby w ogóle kiedykolwiek to się stało. Kochał swoją siostrę nad życie, była jedną z nielicznych osób którym ufał mimo wszystko. I mimo iż by się do tego nie przyznał teraz ona zawiodła jego zaufanie.

Kiedy oznajmiła im, że będzie miała jaja oczywiście, że się ucieszyli, byli wręcz w niebo wzięci. No bo kto by się nie cieszył słysząc, że ich rodzina się powiększy o nawet trzy małe skarby? W głębi duszy jednak czuł, że jego bliźniaczka nie była gotowa. W jego oczach nadal była jeszcze za mało dojrzała i zbyt dziecinna do tak ważnej roli, a nie chciał żeby przez jej zachowanie któremuś dziecku stała się krzywda. Już widział oczami wyobraźni jak małe dzieci, które nie potrafiły nawet dobrze czytać były przez nią ciągnięte na różne wyprawy gdzie o mało nie łamią sobie kruchych kości bądź dostają wstrząsu mózgu. I mimo tak drastycznych obrazów w jego głowie nie miał aż tyle nerwów by wyobrazić sobie przerażone miny chłopców bądź ich łzy. Bo obrażenia fizyczne to jedno, a psychiczne już drugie i zupełnie inne. Mógł nawet mówić to z własnego doświadczenia, w końcu nigdy go nie obchodziło czy podczas misji na morzu się zrani (co również niezdrowo praktykuje nadal) jednak czasami nawet teraz kiedy widział jakąś rzecz kojarzącą się mu z jakimś wydarzeniem, z które wyszedł cało miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Nie życzył tego nikomu, a już zwłaszcza maluchom.

Inna historia || FOWL!Louie one-shots ||Where stories live. Discover now