26. spokój

1.3K 47 31
                                    

                                 Tony:

         Pierwsze co zrobiłem po wyjechaniu z rezydencji było pojechanie nad kiedyś moje i Shane jeziorko. Gdy byliśmy dziećmi kochaliśmy tam jeździć, było to nasze miejce.

     A aktualnie w tym jeziorku razem z rybkami pływa mój telefon, mam w chuj mało czasu. Już pewnie jakaś jebana armia szuka mnie po całej Pensylwanii, jednak się nie doszukają telefon jest już na dnie jeziorka razem z nadajnikiem.

      Nikt oprócz mnie i shana nie zna tego miejsca, dlatego muszę z stąd spieprzać zanim mój bliźniak sobie o nim przypomni.

       Mam cały plan w głowie, nie obchodzi mnie to co się ze mną stanie. Idę im na rękę, nie będą mieli takiej kuli u nogi jak ja,  będzie im łatwiej.

     Nie myśląc więcej wsiadłem na motor i ruszyłem, chyba jeszcze nigdy nie zapierdalałem tak szybko. Ale musi być ten pierwszy i ostatni raz, dla mnie będzie to i to. Mimo tego że dosyć daleko jest do Nowego Yorku postanowiłem pojechać właśnie tam, jest to zaledwie kilka godzin jazdy. A do tego moje szybkie tępo wyrobie się w mniej niż trzy.

      I tak też się stało, już po chwili byłem pod najwyższym wieżowcem w pierdolonym Nowym Yorku. Bez zastanowienia, wszedłem do niego. Wbiegłam do windy i wybrałem 109piętro czyli dach, ręce mi się trzęsły tak samo nogi.

      Na myśl o tym co zaraz zrobię, moje całe ciało przeszywał spokój. Wkońcu spokój bez żadnych prochów ani niczego takiego, spokój który będę miał już na pierdolone wieków wieków amen kurwa.

     Ta pierdolona trasa dłużyła się wiekami, nie czułem stresu, strachu albo czegoś na wzór żalu. Nie. To wszytsko zaszło już za daleko, i tak już bym daleko takim trybem życia nie pociągnął.

      Gdy wkońcu ta pierdolona metalowa puszka zatrzymała się na odpowiednim piętrze podszedłem do samego krańca. Z takiej wysokości widziałam prawie całe miasto. Usiadłem, a nogi zwisywały mi. Jeden mocniejszy podmuch wiatru, moje przechylenie i ubłagany spokój się pojawia.

     Wyjąłem z kieszeni fajki i zapalniczkę, które po drodze kupiłem w losowej stacji benzynowej. Odpaliłem jedną i zaciągnąłem się, nikotyna. To coś czego potrzebowałem, wyniszcza mnie już od lat. Ale dalej nie do takiego stopnia abym zdechł na raka.

      Gdy wypaliłem już całą paczkę, czułem się spełniony. Może i chciało mi się wymiotować ale co z tego. Na niebie było pełno białych punkcików, tylko one dawały jajek kolwiek światło.

     Przed wrzuceniem telefonu do wody wyjąłem spod etui jedną z żyletek, podwinąłem rękaw za dużej bluzy. Na moim dosyć chudym przez spory spadek wagi nadgarstku widniało sporo małych, długich, głębokich, płytkich blizn i ran.

     Ale to ta którą zrobię teraz ma być decydująca, nie czekając na jakiś cud we formie cofania czasu przyłożyłem zimne, srebrne ostrze do skóry.

     Mój cel? Przeciąć sobie żyłę.

      Czy uda mi się? Musi.

      I się udało, już w kolejnej sekundzie pełno krwi sączyło się z niej ręki, bolało. Tak cholernie bolało, ale fizycznie. Psychicznie czułem spokój nadchodzący wieczny spokój, którego pragnąłem od ostatniego roku.

       Traciłem coraz więcej siły, powieki zaczynały robić się ciężkie, spodnie i bluza były całe we krwi tak samo jak ręką. I nagle to się stało, przechyliłem się za mocno i zacząłem lecieć. Mój spokój jest coraz bliżej.

       Czas jagby się zatrzymał, leciałem nie czułem strachu ani adrenaliny. Tylko spokój. Już na zawsze będę czuł tylko spokój.

      Nie zajerestrowałem kiedy przestałem lecieć i nastała już ciemność. Jednak na konicu ciemności było jasno, zacząłem iść w stronę jasnego światła. Byłem świadom, że idę właśnie po śmierć. Ale czy nie tego pragnąłem?

      I wtedy się to stało. Doszedłem do światła, a ono mnie pochłonęło już na zawsze.

------------------------------------------------------------------

Dużo się podziało, dzisiaj jeszcze wleci epilog. Nie zabijcie mnie za ten koniec, ale tylko on był według mnie adekwatny. Nie lubię przesłodzonych zakończeń, chciała bym wam strasznie podziękować za czytania tej książki i za tak dobry odbiór.

Gdy napisałam pierwszy rozdział byłam gotowa  na masę hejtu, którego o dziwo nie dostałam. Jestem wam wdzięczna bo gdyby nie wy ta książka nawet by nie miała 10 rozdziałów. Już jutro albo w niedzielę wleci pierwszy rozdział o Shane.

Miłego czytania motylki, do następnego!!

Tony monet też ma uczucia Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang