04

91 14 5
                                    

mam mieszane uczucia wobec tego rozdziału, ale jakby no chcę to popchnąć do przodu jakkolwiek, a coś mi ostatnio nie idzie:< mam dużo pomysłów na później, ale że to slow burn jak chuj no to se wszyscy poczekamy X D

no i może bliżej listopada niż października, ale Was nie pytał, ergo: jak tam studenciaki? co tam sobie studiujecie?


miłej nocy! ♥


———


Dni komtura z założenia wyglądały tak samo. Nawet teraz, kiedy był daleko czy to od bezpiecznych, zakonnych murów, w których spędził wiele lat przygotowując się do swojej posługi, czy ziem należących do Kręgu, w którym przychodziło mu w danym roku Stwórcy służyć. Zadania mogły się nieco zmieniać, z długich, niemal całodziennych treningów te stały się krótsze na rzecz sterty pergaminów oraz listów. A te zdawały się nie mieć końca. Naukę w kaplicy zamienił na modlitwę, mającą dodać mu sił. Wszystko więc było podobne, a mimo wszystko inne.

Budził się zawsze około świtu, najczęściej jednak nawet wcześniej. Gdy otwierał oczy i spoglądał na zewnątrz, niebo niemal każdego dnia było jeszcze ciemne. Lecz nie było to spowodowane jego chęcią do pracy. Prawdą było, że już od wielu lat sen nie przychodził mu z łatwością, och nie. Spokojna noc była dla niego jak największy z cudów, a doświadczyć mógł jej rzadko, potrzebując do tego silnych naparów od medyków. Nie mógł jednak się od nich uzależnić, sprawić, by przejęły nad nim kontrolę. Dlatego właśnie śnił. I śnił rzeczy straszne.

Koszmary prześladowały go, gdy tylko przymykał powieki. Krzyki i słowa pełne szaleństwa odbijały się echem w jego snach. Widok opętanych przez demoniczne siły magów oraz krwawe wspomnienia. Zarówno te z różnych frontów, jak i te, o których nawet bał się wspomnieć we własnej głowie. Pamiętał jak za mgłą swoje własne krzyki i błagania o łaskę, której bliżej było śmierci niż o wolność. Te wszystkie obrazy i dźwięki powodowały, że często budził się zlany zimnym potem, nie mogąc zasnąć ponownie. Oddychał wtedy ciężko, a dłonie zaciskały się we włosach, szarpiąc ciemne kosmyki, jakby to miało wyrzucić to wszystko z jego myśli. Nie sądził również, aby kiedykolwiek te miały odejść. Te koszmary miały być najwierniejszym towarzyszem aż do śmierci. Albo do momentu kompletnego szaleństwa. Naiwnie wierzył, że z wiekiem staną się łagodniejsze, że przywyknie do nich. Ale było to kłamstwo. Lecz nadal je sobie powtarzał, wierząc, że pewnego dnia te słowa staną się prawdą.

Również nie mówił o nich nikomu, lecz każdy się domyślał. Niewielu było takich, którzy nadal zachowali spokój w swojej duszy. Jednak, gdy tylko spoglądał na takich, wiedział, że pełnia zdrowa ich umysłów miała szybko odejść w zapomnienie. Wojna i magia, a nie daj połącznie tych dwóch, zawsze zostawiały niezacieralne ślady.

Nigdy nie leżał w łóżku dłużej, próbując przeciągnąć pobudkę tak długo, jakby tylko mógł. Wielu szukało odpoczynku, licząc na poprawę, jednak on wiedział. Wiedział, że nigdy nie przynosiło ulgi. Nie miało to sensu, ponieważ męczył się od tego jedynie mocniej. Dlatego podnosił się od razu, niezależnie od pory roku i swojego samopoczucia. Czasami w zimowe poranki czuł lekkie drżenie ciała, jednak wolał to od szaleństwa.

Poranna toaleta nie zajmowała mu wiele, nauczył się ograniczać wiele czynności do niezbędnego minimum. Nie potrzebował wszak godzin, aby układać swoje włosy w modne loki, jak robili to książęta czy inni możni. On nie był jednym z nich i wiedział, że choćby posiadał tytuł, nigdy się nim nie stanie. Miał być czysty, to było najważniejsze. Nie raz siedział w bali pełnej gorącej wody, szorując się jak szaleniec, gdy umysł na nowo podsuwał mu wizję pełne krwi na dłoniach i przedramionach. Teraz jednak był to luksus, na który pozwalał sobie o wiele rzadziej. Lodowata woda, choć nieprzyjemna, teraz była niczym jego własne oczyszczenie, gdy przez ciało przechodziły dreszcze.

Battle of SorrowWhere stories live. Discover now