12. Nie lubię rywalizacji

96 9 4
                                    

Minęła zima i gdy tylko zaczęło się robić cieplej stadion quidditcha zaczął zamieniać się w bujnie rozwijający się ogród. Nie ogród. To był rosnący labirynt i Nico każdego dnia czuł ekscytację i dopingował pędy roślin, by rosły coraz szybciej i szybciej, jakby to mogło zbliżyć go jeszcze bardziej do terminu rywalizacji.

– Nie przyjmujesz porażki do wiadomości, prawda? – uśmiechnęła się Hazel, gdy rozmawiali o turnieju w pokoju wspólnym.

– Chcę zrobić wszystko, żeby wygrać, a jeśli przegram, to chcę mieć poczucie, że zrobiłem, co mogłem – odpowiedział jej Nico. – A ty, weźmiesz udział?

Hazel pokręciła głową.

– Nie lubię rywalizacji, a poza tym zamierzam dopingować Franka.

– Przecież moglibyście wystartować razem.

– Nie, naprawdę. To nie dla mnie.

Nico nie zamierzał jej namawiać na siłę. Im mniej konkurentów, tym lepiej. Zaczął tylko rozważać, czy Frank Zhang jest dla niego sporym konkurentem.

Nie lekceważ nikogo! – usłyszał w głosie głos Clarisse. A może był to głos Alecto? W każdym razie musiał wziąć pod uwagę, że w ostatecznym rozrachunku niebezpiecznym konkurentem może okazać się ktoś, kogo by się nie spodziewał.

W dzień turnieju na szczęście nie padało. Było zimno, ale przynajmniej nie mokro. Nico wierzył, że w trakcie przemierzania labiryntu się rozgrzeje.

Uczniowie, którzy chcieli wziąć w wyścigu, gromadzili się przy formacji roślinnej tworzącej labirynt, a ci, którzy nie chcieli lub nie mogli, wędrowali na trybuny.

Nico z nudów wydmuchiwał obłoczki pary i robił w głowie wyliczankę zaklęć, które uważał za przydatne. Starał się nie rozpraszać Willem, który znowu przyszedł w towarzystwie Jasona Grace'a, choć ciężko było nie zerkać w stronę dwóch wysokich blondynów. Nico znowu musiał przyznać przed sobą, że nadal coś czuje do Willa i że chciałby teraz z nim gadać, a nie stać samemu jak na syna Hadesa przystało.

Ojciec. Trudno było im się dogadać po tylu latach rozłąki. Nico ledwo pamiętał go z dzieciństwa. Ale starali się i Nico marzył, że tata będzie z niego dumny i że być może kiedyś nie będą się bali pokazać w miejscu publicznym, bo nikt już nie będzie ścigał Hadesa, nie będzie chciał zemsty.

– Proszę, ilu chętnych – zjawił się Kaligula. – Jeszcze możecie uniknąć ośmieszenia się i zrezygnować.

Jego wzrok spoczął na Nicu, ale Nico tylko rzucił mu pogardliwe spojrzenie i dumnie wyprostował plecy.

– Pewnie zastanawiacie się, gdzie jest wejście? Musicie stanąć wzdłuż żywopłotu, a gdy dam znak, będziecie mogli przejść do labiryntu w dowolnym miejscu. Wyjście będzie możliwe tylko po drugiej stronie lub gdy się poddacie. Czerwone iskry z różdżki i ktoś was zabierze. Zrozumieliście? Mam nadzieję, że tak, bo nie zamierzam tego powtarzać.

Nico przygryzł spierzchniętą wargę. Czy ten labirynt zamierzał ich wszystkich wchłonąć?

– No, ustawcie się. Macie problemy ze słuchem? – poganiał ich Kaligula.

Nico podszedł do rośliny. Poczuł od niej falę dziwnego chłodu. Wzdrygnął się mimowolnie. Może to nie była roślina? Może przekształcona magicznie iluzja? Ale przecież wszyscy widzieli, jak to rosło.

– Na mój znak krok do przodu i będziecie w labiryncie – powiedział Kaligula.

A jeśli to pułapka? – pomyślał Nico, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo usłyszał „start", więc wszedł w gęstwinę i nagle znalazł się wewnątrz labiryntu.

Spodziewał się, że osoby, które stały wokół niego, będą też obok niego w labiryncie, ale był sam, jakby inni zostali rzuceni gdzieś indziej. Może to i lepiej. Nico miał w planach wyeliminowanie po drodze jak największej liczby osób, a może lepiej od tego nie zaczynać.

Roślinne ściany labiryntu były na tyle wysokie, że Nico nawet nie był w stanie dojrzeć trybun. Do tego wszystko było tak wygłuszone, że Ślizgon zaczynał czuć się nieswojo. Ruszył do przodu z wyciągniętą różdżką, nasłuchując i wypatrując.

Nagle z zagłębienia obok wybiegła jakaś Krukonka. Nico, nie zastanawiając się długo, walnął w nią Drętwotą. Zaklęcie odrzuciło ją do tyłu i upadła na ziemię. Wyeliminowana. Nico wystrzelił nad nią czerwone iskry i ruszył dalej, próbując uspokoić ciało po nagłym wyrzucie adrenaliny.

Takie są reguły gry, pomyślał brutalnie. Potem to samo zrobił z trzema kolejnymi osobami. Był wręcz zniesmaczony, jak łatwo to szło. Dlaczego ludzie nie potrafili się bronić?

Aż wreszcie Nico natrafił na przeszkodę, która nie była człowiekiem, a przynajmniej nie żyjącym człowiekiem. Drogę zagradzały mu trzy kościotrupy o płonących oczach. Coś było nie tak. Czy to inferiusy, czy to jakaś głupia sztuczka? Czy Kaligula naprawdę zniżył się do tak małostkowej rzeczy jak straszenie uczniów kościotrupami? Przecież tyle było niebezpiecznych magicznych stworzeń, na których mogli trenować. Dlaczego akurat to?

Nico rzucił na nie niewerbalnie Drętwotę. Szkielety zachwiały się i ruszyły w jego kierunku. Nico nie zamierzał się przestraszyć. Odskoczył do tyłu i złapał jednego kościotrupa w zaklęcie lewitujące. Kości uniosły się w powietrze, a potem spadły z wysokości i rozsypały się na gruncie.

Jeszcze dwa.

W kolejny szkielet uderzył trzema Drętwotami naraz. To wystarczyło, by kości zostały rozrzucone po w odległości kilku metrów. To samo chciał zrobić z kolejnym, ale wtedy zauważył, że pierwszy z rozbitych szkieletów zaczyna się... regenerować. Nico poczuł ukłucie paniki. Może nie warto z nimi walczyć? Może czas uciekać?

– Okej, szkieleciki, na mnie już pora... – powiedział pod nosem i pobiegł w przeciwnym kierunku.

I wtedy zobaczył coś, co mu zmroziło krew w żyłach. Na trawie leżał martwy Will.

– Nie – jęknął przerażony Nico. – Nie, Will, tylko nie to... Ty musisz żyć, ty musisz... – doskoczył do jego ciała, ale wtedy „martwy Will" zaczął się przeobrażać w Hadesa.

– Do niczego się nie nadajesz, Nico – powiedział mu ojciec.

Nico krzyknął i odczołgał się niczym krab do tyłu.

– Ty nie jesteś ani Willem, ani moim ojcem.

– Czas zaprowadzić porządek w tym świecie – odrzekł Hades.

– Riddiculus! – ryknął przerażony Nico i zobaczył, jak postać przemienia się w panią Pudifoot, przesłodzoną właścicielkę kawiarni w Hogsmeade.

Jedyne, czym się różniła wersja stworzona przez Nico, to strój. Nieprawdziwa pani Pudifoot dostała czarne szaty jego ojca. Nico mimowolnie się uśmiechnął. To tylko bogin. Stworzenie, które przemieniało się w najgorsze ludzkie lęki. Zwykle ludzie chcieli ubierać mroczne postaci w różowe fikuśne stroje, które uważali za śmieszne, ale Nico wolał wersję z ludźmi, którzy na co dzień ubierali się słodko, w mrocznych szatach.

– Nic mi nie zrobisz – sapnął Nico.

Rozprawienie się z boginem, gdy się wiedziało, że to on, nie było wcale takie trudne i Nico czuł dumę, że sobie tak dobrze poradził mimo zaskoczenia.

Szedł dalej. Stracił poczucie czasu, ale był przekonany, że musiała minąć przynajmniej godzina, odkąd wszedł do labiryntu. Zastanawiał się, jak radzą sobie inni i czy jest szansa, że ktoś już przeszedł do wyjścia...

Dopiero po chwili dotarło do niego, co znaczyło spotkanie z boginem. Pokazało mu dwa lęki, których pokazywać nie chciał. Serce mu znowu zadrżało, gdy przypomniał sobie widok martwego Willa. Nigdy przenigdy nie chciałby być w takiej sytuacji. No i ojciec... Cóż, Nico musiał przyznać sam przed sobą, że bał się, że jednak Hades popełnił zarzucane mu zbrodnie oraz że nigdy nie zaakceptuje Nica. Zabolało.

Nico zatrzymał się na chwilę i spojrzał w niebo. Pozwolił, by ból go napełnił, a potem powoli z każdym oddechem chował się coraz głębiej.

– Nie mogę sobie pozwolić na rozpraszanie – szepnął do siebie Nico.

Jak nie zostać nekromantą 2 | Solangelo crossoverDonde viven las historias. Descúbrelo ahora