Rozdział 11. ,,Co za różnica, który to Knight"

Start from the beginning
                                    

    Nie liczyła się nawet z naszymi rodzicami, czy Violet, którzy jak mniemałem, udali się już chyba spać. Światła były przygaszone w właściwie wszędzie.

— Zachowujesz się, jakby ci nie zależało! A mi, no kurwa zależy! Nie widzisz tego! Naprawdę nie dostrzegasz jak jesteś dla mnie ważna! — gestykulując ręką, wskazywał na siebie.

Ta tragifarsa była tak ciekawa, że postanowiłem zostać do wielkiego finału, w końcu, tak jak myślałem ich kłótnie miały, jakiś ważny napęd. Aż zacząłem żałować, że nie zrobiłem sobie wcześniej popcornu. Co za widowisko!

— Wiem to Levi, ale ja nie chcę rezygnować z pracy, tylko i wyłącznie dlatego, że się boisz — przetarła spływające po różowych policzkach łzy.

— Sancha, tam jet tylu napalonych facetów, nie podoba mi się to!

— To tylko bar, nic się tam nie dzieje. Levi, czemu ty mi nie ufasz? Czy to z powodu Lili? A może Jo? — te dwa imiona momentalnie zmieniły mój humor. To już nie było wcale śmieszne. Nie jeżeli wchodziła w to osoba Lili Miles.

O czym ona kurwa gadała! Co oni przede mną jeszcze ukrywali?!

Przecież blondynka nigdy nie zamieniła nawet z noim bratem zdania. Można powiedzieć, że dziewczyna była dla mojego brata zbyt nieosiągalna. Była popularna, znana, ładna, prawie idealna. Typowa szkolna gwiazda drużyny cheerleaderek, nie zadająca się ze szkolnym niżem. Nie wierzyłem, by Levi ją znał. Przecież, by mi o tym powiedział.

Prawda?

Co do samej Jo, sam nie widziałem już co myśleć. Z jednej strony zawsze starała się być względem mnie fair, ale nadal była najlepszą przyjaciółką Leviego. Nic więc dziwnego, że mieli swoje tajemnice.

Pamiętam, jak dziś, że poznaliśmy ją pewnego dnia na jednym z miejskich osiedli. Była typową chłopaczarą, która nie lubiła bawić się z innymi smarkulami w sukieneczkach. Od razu ją polubiliśmy i nie trzeba było długo czekać abyśmy się zaprzyjaźnili. Mama nazywała nas trzema muszkieterami, bo zawsze trzymaliśmy się razem. ,,Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"— taką przyjmowaliśmy dewizę dopóki nasze drogi się nie rozeszły, a stało się to jeszcze przed liceum. Potem zmieniło się wszystko. W pewnym momencie zacząłem dostrzegać panującą między nami niezręczność. Stało się jakoś tak, dziwnie, chociaż sam nie umiałem sprecyzować dlaczego. Rozmowy nie były już takie błahe i luźne. Dziewczyna w moim towarzystwie zaczynała się spinać, coś się w niej zmieniło, a ja nie zagłębiając się, co było tego przyczyną znalazłem nowe towarzystwo. Zapisałem się do szkolnej drużyny koszykarskiej i to właśnie wtedy zrozumiałem, jak działa szkolna hierarchia.

    — Nie, one nie mają z tym nic wspólnego. Tu chodzi tylko o twoje bezpieczeństwo.

   Zmrużyłem gniewnie oczy, słysząc, że potwierdza jej niedorzeczne słowa.

    — Wmawiaj to sobie — wykrzyczała mu prosto w twarz, popychając go ułomnie do tyłu.

Levi nawet się nie zachwiał. Zdenerwowana brunetka wybiegła pospiesznie z pokoju, by zaraz potem po przekroczeniu progu, gwałtownie się zatrzymać. Stała naprzeciwko mnie z wymalowaną nie do określenia miną. Jej oczy były rozszerzone do rozmiarów krążków hokejowych, a usta lekko drżały widząc jak obojętnie się jej przyglądałem.

    — Nie wierzę! — zła na cały obrót spraw, nie chcąc pokazać swojej słabości, piorunem przetarła łzy cieknące jej po całej długości twarzy. Od smutnych i rozżalonych oczu, po pełne różowo zaczerwienione usta. — Co za dupek z ciebie! — szybko, obróciwszy się w drugą stronę zaczęła zbiegać po schodach, by w następstwie z hukiem zamknąć za sobą drzwi wyjściowe. Piękne przedstawienie, nie ma co.

Ścieżką wspomnień [The path of memories]Where stories live. Discover now