33.Powodzenia młoda...

393 12 9
                                    

*Lili*

Poczułam przeszywający ból w ramieniu.
Cholernie mnie paliło ramie a krew, która wylewała się z mojego ramienia, przerażała mnie jeszcze bardziej. Ryder oddał dwa strzały w moim kierunku. Jeden był w ramie, drugi był w brzuch. Jesteście pewnie ciekawi, co mogło do tego doprowadzić.

Stałam z Tonym kiedy zobaczyłam, że w stercie rzeczy na sprzedaż leży wazon. Był biały w niebieskie kwiaty. Zapaliła mi się lampka w głowie. Puściłam powoli chłopaka i skierowałam się w stronę przedmiotu. Tony w pierwszej chwili nie wiedział co ja robię. Złapał mnie za rękę i z pytającym wzrokiem patrzył na mnie. Odpowiedziałam mu skinięciem głowy. Podeszłam do wazonu, który niechlujnie leżał na jakimś starym kocu. Z wazonem za plecami wróciłam na miejsce.
Stanęłam trochę dalej od Tonego, aby go nie walnąć przedmiotem, który trzymałam właśnie w ręce. W momencie gdy Ryder odwracał wzrok od Willa, rzuciłam wazonem celując prosto w jego głowę. Nie chybiłam. Na jego boku głowy uformowało się duże rozcięcie, z którego zaczęła wyciekać krew. W tej chwili strzelił raz, prawdopodobnie przez przypadek. Strzelił w ramie. W momencie kiedy pocisk wleciał w moje ciało, udało mi się wydusić z siebie przeraźliwy pisk...
Potem do moich uszu doszedł krzyk. Krzyk chłopaka...

-Ku*wa!!- krzyknął Tony wlepiają we mnie swój przerażony wzrok.

Zanim zdążył dobiec, z pistoletu wyleciał kolejny pocisk. Znowu w moją stronę. Ten trafił w brzuch. Po tym strzale, upadłam na ziemię z ogromnym bólem brzucha.
Tony podbiegł do mnie kucając szybko przy mnie. Podwinął moją czarną bluzę do góry, aby móc oglądnąć mój brzuch. Odetchnął z lekką ulgą kiedy zobaczył, że na brzuchu nie ma rany postrzałowej.

*Tony*

Podbiegłem do Lili szybko, żeby zobaczyć czy nic się poważnego jej nie stało. Odchylając materiał jej bluzy zobaczyłem, że jednak się mnie posłuchała.

W domu przed wyjazdem, kiedy Lili się przebierała, przyniosłem jej do pokoju kamizelkę kuloodporną. Podszedłem do łóżka i rzuciłem na nie kamizelkę, co zwróciło uwagę Lili. Obróciła się żeby sprawdzić co leżało na jej łóżku. Podeszła do mnie i przyglądała się kamizelce z wielkim zainteresowaniem.

-Co to jest?- spytała patrząc na mnie spode łba.

-Kamizelka kuloodporna.

Położyłem się obok przedmiotu, kładąc ręce za głowę i przymykając lekko powieki.

-Po co mi?- powiedziała odwracając się w stronę szafy.

-Nie wiadomo co mu odwali. Musisz być przygotowana na to, że w pewnym momencie może zacząć strzelać.

Tłumaczyłem jej to tak żeby mogła to najprościej zrozumieć.

-Tony, myślisz że z dupy zacznie do mnie strzelać bo przyjechałam z wami?- dopytywała grzebając w szafie.

Kiedy wreszcie wyciągnęła jakieś ciuchy, odwróciła się w moją stronę, spojrzała pobłażliwie i dodała.

-To jest mi nie potrzebne.- wypowiadając to zdanie poszłam do łazienki żeby się przebrać.

Wstałem szybko i podążyłem za nią. W ostatniej chwili złapałem drzwi i powstrzymałem dziewczynę przed zamknięciem ich.

-Daje ci to, bo nie chce żeby coś ci się stało. Rób co uważasz ale radził bym ci to założyć.- mówiąc to spojrzałem na nią i jej wyraz twarzy odrazu się zmienił. Z kpiarskiego na rozczulony i lekko może... smutny.

Spojrzała na mnie i złożyła lekki pocałunek na moich ustach. Był słodki, jakby o smaku wanilii. Buziak był krótki i lekki, a że mi się spodobał to złożyłem kolejny na jej ustach, tylko troszkę dłuższy. Po tym odrazu dziewczyną weszła do łazienki, zostając mnie samego w pokoju. Stwierdziłem że swoje zrobiłem więc wyszedłem z pokoju i skierowałem się na dół.

Najwidoczniej się mnie posłuchała. W głębi duszy się ucieszyłem, ale mój wzrok napotkał rane po postrzale na jej ramieniu. Aż mnie coś ukuło w klatce piersiowej. Dziewczyna przymykała powieki z bólu.

-Hej, hej już. Jest dobrze, słyszysz?- powtarzałem jej składając pocałunek na jej mokrym od łez policzku.

-W-wiem, ale boli. Pali w cholerę.- mówiła po cichu a ja głaskałem jej włosy odgarniając je trochę na drugi bok, żeby nie ubrudziła ich w krwi.

-Ja wiem, ale jesteś silna, wytrzymasz, okej?- nie wiedziałem co robić.

Widziałem jak ochroniarze zatrudnieni przez Vincenta zabierają Rydera. Dylan pomagał wstać Willowi. Stała obok nich przestraszona Hailie. Shane stał z Abby trzymając ja mocno ramieniem i podszedł do naszej siostry. Coś jej tłumaczył, na co ona kiwnęła głową i skierowała się do wyjścia.
Usłyszałem jak Vincent do mnie mówi żebym zabrał Lili do jego auta. Tłumaczył, że szybko zawiezie ich dwójkę do szpitala. Podniosłem dziewczyne i trzymając ją na rękach, poszedłem w stronę auta. Will siedział już na luziku z przodu, dociskając do swojej rany jakiś wielki ręcznik. Taki sam dostała Lili, po tym jak wygodnie ją ułożyłem w samochodach.

-I jak Lili?- spytał Will patrząc na nią z żalem.

-Boli...- powiedziała, po czym tylko odwróciła głowę i przymknęła powieki.
Złapałem ją za rękę i głaskałem kciukiem jej dłoń. Starałem się, żeby mój każdy ruch w stosunku do niej był przemyślany, żebym nie zrobił czegoś, co mogłyby ją zaboleć.

-Musisz wytrzymać. Jeszcze 6 minut i dojedziemy do szpitala.- powiedział Vincent patrząc na nas w lusterku.

-Okej...- po cichu odpowiedziała i zacisnęła moją rękę. Wiedziałem że ją boli. Starałem się jej pomóc w każdy możliwy sposób. Niestety raczej z marnym skutkiem..

*Lili*

Bolało mnie strasznie. Z każdą chwilą, miejsce postrzału paliło jeszcze bardziej. Robiło mi się coraz bardziej niedobrze. W głowie kręciło mi się jakbym dopiero co zeszła z karuzeli, która bardzo szybko sie kręci. A przecież ja siedziałam...
Po kilku minutach dojechaliśmy na szpital.
Tony znowu wziął mnie na ręce, Vincent pomógł Willowi i weszliśmy do środka wielkiego budynku.
Podeszła do nas pielęgniarka i zabrała nas na jedną z sal. Leżałam na łóżku szpitalnym obok Willa. Vincent wyszedł bo musiał gdzieś zadzwonić, Willa zabrali na lekką operację, natomiast koło mnie na krześle siedział Tony. Czekaliśmy na moją operacje, która wydawała się być dla mnie bolesna. Chłopak pocieszał mnie głaszcząc mnie po dłoni i kiedy przyszła pielęgniarka, stanęły mi łzy w oczach. Jemu chyba też, bo pocałował mnie w głowę, powiedział po cichu - powodzenia młoda - i więcej nie widziałam bo zamknęłam oczy. Jadąc przez korytarz szpitalny, na wielkim łóżku, cały czas miałam w głowie te dwa słowa, wypowiedziane przez jedną z najważniejszych dla mnie osób...
Przez całą drogę na sale operacyjną, myślałam tylko o tym, żeby obudzić się i zobaczyć Tonego. Tylko o nim myślałam przez całą operację, której nie pamiętam bo dostałam maske i usnełam...

Prawie jak MonetWhere stories live. Discover now