8.Kogo my tu mamy...

728 23 2
                                    

Tak jak Shane obiecywał, nie usnął. O godzinie 5:13 się obudziłam, Shane siedział koło mnie na kanapie patrzył się to raz na mnie na drugi raz na Lissy. Nie otwierałam oczu, przyglądałam się mu z przymkniętymi oczami.

-Nie pozwolę żeby coś wam się stało.- pocałował mnie w czoło i patrzył na śpiące w kołysce dziecko.

Wtedy otworzyłam oczy. Shane odrazu to zauważył.

-Jak się spało?- zapytał po cichu.

-Fajnie w sumie. Dziękuję- siadłam koło niego i go przytuliłam.

-Za co ty mi dziękujesz?- zaskoczony spytał.

-Za to że jesteś.- przytuliłam go jeszcze mocniej, alw szybko się odsunęłam gdy do pokoju ktoś zapukał. Podeszłam do drzwi, j otworzyłam je. Była to Anja.

- Cześć. Musicie jechać szybko do domu.Vincent już tam jest, wszystko wam wyjaśni.- nie widziałam co się dzieje, na co się szykować.

- Co się stało? Coś z którymś z rodzeństwa.- Shane widać że też był zdenerwowany.

Na telefon Anji przyszła wiadomość.
-Jedźcie do domu. Już!- krzyknęła.

Zabrałam torebkę, Shane marynarkę i pobiegliśmy do samochodu.
Po godzinie dojechaliśmy do domu. Jak najszybciej wbiegliśmy do salonu. Siedzieli tam wszyscy. Tony na kanapie lekko zestresowany, Dylan chodził w kółko po pokoju i klną coś pod nosem. Will przeglądał coś na komputerze, Vince z kimś gadał, natomiast Hailie... GDZIE JEST HAILIE?!

- Ej co jest?! - krzyknął Shane i podszedł do Dylana a ja zaraz za nim.

- Porwali Hailie!- Dylan był tak wkurzony że język mu się plątał.- poszła do toalety i już nie wróciła.

- Sprawdzaliście monitoring?- zapytałam szybko. Oczywiście że sprawdzili bez sensu pytam.

-Will sprawdza od pół godziny.- Dylan nie przestał chodzić po pokoju.
Siadłam koło Tonego a ten stanął na równe nogi jak tylko Will krzyknął że coś ma.

-Jest coś!- zaraz po tym zdaniu przyszedł Vince.- mamy czarne Audi.

- Will, bierz laptop i idziemy do gabinetu.- nakazał chłodno Vince. Nawet u niego można było usłyszeć przejęcie.

Siedzieliśmy 4 godziny w salonie, bez żadnych rozmów, każdy siedział w swoim miejscu, oprócz Dylana.

- No co za śmieć!- krzyczał tak od pół godziny- jak go tylko złapiemy to ja go zaklepuje pierwszy.
Wreszcie przyszedł Will.

- Tony, Dylan jedziecie razem. Ja jadę z Vincentem. A ty Shane pojedziesz sam. Lokalizacje zaraz dostaniecie. Idźcie się przebrać.- chłopaki wstali i ruszyli w stronę pokoi.

-Ej! Ja też chcę jechać!- krzyknąłam w stronę chłopaków tak żeby mnie usłyszeli. Wszyscy się odwrócili w moją stronę.
Odezwał się Will:

-Abby. To niebezpieczne, nie możesz się tak- nie skończył bo Dylan mu przerwał.

-Will, niech jedzie. Ona umie przegadać ludziom do rozsądku. Jak coś to będzie miała obstawę.- mrugnął do mnie i poszedł do pokoju.

- Niech wam będzie, jedziesz z Shanem. Ruchy.- pobiegłam szybko do pokoju, ubrałam czarne leginsy, czarny golf, i skórzaną czarną kurtkę.
Zeszłam na dół wszyscy już tam byli, pobiegliśmy do aut, a zaraz dostaliśmy lokalizacje.

- Krucza 6, Krucza 6, Krucza 6- powtarzał Shane w kółko.- K***a! Abby weź ty to wpisz.- podał mi nawigacje a ja szybko wpisałam adres który powtarzał. Trzęsły mu że ręce co uniemożliwiło mu pisanie. Nigdy nie widziałam go w takim stanie.

Prawie jak MonetWhere stories live. Discover now