Rozdział 7

593 21 6
                                    

Ucieczka była rzeczą, którą zawsze stosowałam, gdy sytuacja stawała się napięta, bądź niekorzystna dla mnie.

Mama często powtarzała mi, że nie mogę przez całe życie uciekać. Twierdziła, że kiedyś nadejdzie taki moment, w którym będę musiała zmierzyć się z ciężkimi sytuacjami, wcześniej czy później.

Będzie to wynikać, albo z mojego wyboru, albo z braku możliwości dalszej ucieczki. Zazwyczaj ta pierwsza opcja jest bardziej korzystniejsza, ponieważ jest większe prawdopodobieństwo wygranej, spowodowane wcześniejszym przygotowaniem.

Natomiast druga jest bardziej ryzykowna, ponieważ przez brak przygotowania fizycznego i psychicznego, możemy potknąć się i przegrać.

I cóż pewnie każdy wybrałby tą lepszą opcję, lecz ja zawsze w życiu stawiałam na ryzyko. Dlatego wybrałam drugą opcję, w nadziei, że jednak zło mnie nie dosięgnie. Nie przewidziałam wtedy jednak tego, że cały świat składa się ze zła. Czasem mniejszego, a czasem większego.

Otwierając list od Ethana, świadomie skazałam się na zło, które zaczęło mnie przerastać.

Od tego momentu minęły dwa dni.

Dziś środa 11 grudnia 2019.

To dziś prawdopodobnie po raz ostatni jestem w Wielkiej Brytanii.

Do mojego lotu pozostały dwie godziny, więc postanowiłam jeszcze odwiedzić cmentarz, jako że znajdowałam się w Londynie. Smutna jest dla mnie myśl, że to już koniec mojej historii w Anglii.

Koniec historii Nelizy Walker, ponieważ odkąd postawię stopę na ziemi, należącej do USA, będę Nelizą Roberts. Prawdopodobnie po raz ostatni odwiedzam miejsce, gdzie spoczywają moi dziadkowie i rodzice.

Tak jak się spodziewałam cmentarz świecił pustkami, ponieważ o tej porze było zimno, a przede wszystkim ciemno. Inni jak ognia unikają, przebywania na cmentarzu gdy jest ciemno, lub nawet szarówka. Natomiast ja nigdy nie miałam z tym problemu. Inni się bali, że zobaczą ducha, a ja natomiast cieszyłam się na myśl, że mogłabym zobaczyć duszę nieżyjącego człowieka.

Jako dziecko, układałam sobie różne pytania w głowie, przed pójściem na cmentarz, ponieważ miałam nadzieję, że spotkam jakąś zagubioną duszę i dostanę odpowiedzi na pytanie, które mnie zawsze zastanawiały.

Tak wiem byłam dziwnym dzieckiem, ze zbyt wielka wyobraźnią, ale czy to źle?

Podchodząc do pomnika rodziców jak zwykle, łzy zaczęły napływać mi do oczu. Jeśli czas leczy rany, to on na mnie nie działa. Pomimo tego, że minęło już prawie pół roku, nadal odczuwam ten sam smutek, pustkę oraz złość na tego, kto wyrządził mamie taką krzywdę.

Nie mogę się pogodzić z jej śmiercią. Ciągle myślę sobie, że może gdybym zrobiła coś jeszcze, może gdybym od razu zadzwoniła po służby, może gdybym jakoś obezwładniła tego gościa, to moja mama wciąż by żyła. Ciągle się winię za jej śmierć, pomimo tego, że wiem jak to wszystko wyglądało. Wiem, że nie miała szans na przeżycie, bo kula trafiła prosto w serce. Wiem, że przecież w żadnym stopniu nie przyczyniłam się do jej śmierci. Ale i tak czuję wielkie wyrzuty sumienia, których łatwo nie potrafię się pozbyć.

Po raz kolejny czytam litery znajdujące się na nagrobku.

Louis Walker
ur. 14.03.1978 zm. 28.11.2003

Elena Walker
ur. 28.07.1981 zm. 14.06.2019

Ciągle nie mogę w to uwierzyć, że już nigdy nie zobaczę mamy. Zawsze patrząc na daty zastanawialam się jakie było prawdopodobieństwo tego, że dzień urodzin ojca, będzie dniem śmierci mamy i odwrotnie.

Escape from destinyWhere stories live. Discover now