★Wstęp★

19 3 0
                                    

Nienawidził ludzi...
Nienawidził Pines'ów i każdego, kto mógł stanąć mu na drodze. Gardził wszystkimi. Był zbyt dumny, aby się uniżyć. Przez ciemności, które pochłaniały przegranego demona przebiły się żółte ślepia i wypełnione znużeniem słowa:

-Jesteś taki uciążliwy

Słysząc to Bill warknął:

-A ty to niby, kto?

-Nie twój interes...- odparł tajemniczy rozmówca.

-Rozkazuję ci powiedzieć! Czy ty wiesz z kim rozmawiasz?!

- Z trupem- zdradził to tak pustym, obojętnym, beznamiętnym głosem, że zszokowany demon zdołał wykrztusić tylko pojedyncze:

-Co?!

Wtedy oczy, które były tak intensywnie żółte przeistoczyły się w czystą biel, a nieznajomy powiedział z nutką krytego rozdrażnienia:

-Stworzyłem ci ludzkie ciało i daję szansę na naprawienie krzywd. Robię to tylko ze względu na... Mniejsza. Napraw błędy, zanim jeszcze je popełnisz. Rozumiesz, Cipher?

Po tym rozkazie mrok przemienił się w jasność.

★★★★★

Dookoła rozbrzmiewał miasteczkowy zgiełk.

~'Gdzie ja jestem?'- zapytał się pojedynczy blondyn w cylindrze pośród tłumu. Wlepiał swój zamyślony wzrok w budynek stacji radiowej naprzeciwko. Stał  tak, gdy pozostali śpieszyli się. Płatek śniegu właśnie spadł, roztopił się na jego nosie pozostawiając po sobie pojedynczy, różowy ślad. Lecz demon nawet tego nie zauważył. Był zbyt pochłonięty rozmyślaniami nad tym, co tak właściwie miało miejsce i zastanowieniem nad istotą, która jak sama stwierdziła "wskrzesiła go". Bill wiedział jedno,- przyjdzie mu za to zapłacić. Nawet teraz czuł się tak ciężko, jakby podeszwy jego obuwia zostały przyspawane razem z nim do ziemi. To oznaczało, że posiadana magia opuściła go prawdopodobnie na zawsze. Wówczas królowała w nim stłumiona chęć zemsty. Już nie tylko na Pines'ach, ale również na tym, którego podejrzewał o kradzież jego mocy. Cipher myślał, był przekonany, że niebawem go zabije wskrzeszając tym samym swój Dziwnoggedon. 

Za  plecami Billa rozległe się głosy:

-Charlie, pospiesz się, bo pada, a zaraz wykupią wszystkie śniegowce!

-Już idę, mamo

-Nadaj kroku. Inaczej dopadnie nas ślizgawica

-Przecież się staram!

Ci ludzie gwałtownie ucichli, zniknęli. Zachowanie wspomnianego chłopca przypomniało mu o jego starej "marionetce", co przywracało wspomnienia przegranej. Wolał zapomnieć o swojej porażce... Przynajmniej do czasu aż nie rozszyfruje, o co tu chodzi. Jego "serce" o ile je posiadał zawsze przypominało bryłę lodu.

-"Dzisiaj w całej Kalifornii pierwszy raz od lat zawitała prawdziwie biała zima! To naprawdę niesłychane! Przekazuję mikrofon..."- usłyszał.

Wówczas skrył dłonie w kieszeniach swojej marynarki i wziął wydech przez, co z jego ust wyłonił się mroźna para.

~' Więc, tak jest marznąć jak człowiek?'- pomyślał w zmieszaniu.

Kiedy w końcu ocknął się z zadumy poczuł na swoim nowym ciele jakby ziąb z każdą następną sekundą ziąb stawał się intensywniejszy. Jego zaczerwienione policzki piekły podobnie do wbijanych w ręce Bippera widelców.

-Czy tu naprawdę musi być tak chłodno?! - wrzasnął do siebie nie licząc na odpowiedź.

W krainie umarłych był sam na tyle długo, by nie oczekiwać rozmówcy, a jednak ktoś  po lewej zagadał: 

-Ja tam lubie białe płatki. Są super! Sądzi pan, że mogłabym jednego złapać i zjeść?- usłyszał małą szatynkę w różowej czapce, nausznikach , kurtce, fioletowej spódniczce, niebieskich rajstopach w chmurki i włochatych rękawiczkach oraz butach przypominających bardziej kapcie niż kozaki. Miała na oko góra siedem lat, a Bill zerknął na nią w szoku rozdziawiając usta.

~' Przecież to nie może być ona!'- wrzeszczał w myślach nieudolnie próbując zachować pokerową twarz, jednak i tak musiał się upewnić, gdy dziewczynka wpatrywała się w lecącą z pomarańczowego nieba śnieżną plamkę.

-Gwiazdeczka? - spytał.

-Nie. To nie gwiazda! To śnieg!- krzyknęła kierując swoje dziecięce, czekoladowe oczy na pojedynczy, spadający płatek. Już wystawiła język w nadziei, że go złapie.

Mięśnie w demonicznym ciele się spięły, a jego samego zalała fala gorąca. Wszelkie wątpliwości Ciphera zniknęły na dźwięk tego znajomego głosiku. Tak. To była Mabel Pines. Tylko, że młodsza , bardziej dziecinna i, co ważniejsze nieznająca go. Niedowierzając w ten widok zapytał z szeroko otwartą powieką:

-Czy ja do reszty oszalałem?

I ponownie usłyszał ten radosny ton:

-Najwidoczniej

Mabel znów spoglądała na niego z rozbawieniem. Jej tęczówki w tym momencie przypominały te, które tak bardzo nienawidził. W sumie to były one. Te same, które niejednokrotnie drwiły z niego i jeszcze ten komentarz z przed chwili. Zirytowany wysyczał:

-Ty mała...

A ona ignorując go krzyknęła entuzjastycznie:

-Śnieżynka!- następnie wystawiła język biegnąc za wybranym, chwiejącym się na wietrze, śnieżnym płatkiem. Uwaga tej głupiutkiej Gwiazdeczki nie skupiała się na ruchliwej jezdni, w której kierunku właśnie  biegła za swoim białym celem. Tego wieczora w pośpiechu przejeżdżało tą ulicą wiele aut. Chodnik, na którym stała poprzednio z Billem był wąski, ale on zdecydowanie za późno dopatrzył się tego, co zrobiła Pines. Postawiła dwie kroki na ruchliwej jezdni.  Wtedy demon sam do końca nie wiedział, co nim kierowało. Czy były to słowa żoltookiego, czy fakt, że sam chciał ją zabić. To w tej chwili nie miało znaczenia.  Jego demoniczne serce zabiło po raz pierwszy, kiedy rozległ się głośny pisk jeszcze wiosennych opon.

~' Przeklęta, głupia Gwiazdeczka'- pomyślał zauważając wspomniane auto, które nie miało nawet cienia szansy, by wyhamować. Jechało prosto na wciąż spoglądającą na śnieżynkę siedmiolatkę.

Wtedy Cipher w biegu zawołał:

-Uważaj, samochód!

Wiedząc już, że sam chce ją zabić... Gdy będzie nieco większa...

Ten nieznajomy| MabillDonde viven las historias. Descúbrelo ahora