13. Groźby Pana Domostwa

592 51 60
                                    

Po dwóch poprzednich zadaniach zaczęłam się zastanawiać, czy zamiast nauki o poszczególnym grzechu, nie powinnam się raczej skupić na Nefilim, który organizował wyzwanie. Miałam wrażenie, że wszystkie zwoje i książki, które chłonęłam przez godziny dziennie, wcale mi aż tak bardzo nie pomagały. Mimo to Devlin upierał się, żeby kontynuować moje czytelnicze zmagania. Stwierdził nawet, że będzie mi towarzyszył, jeśli dzięki temu zyskam większą motywację. I nie mogłam zaprzeczyć, jego obecność rzeczywiście pomagała mi w skupieniu. Poza tym lubiłam z nim przebywać.

Ku mojemu zadowoleniu ani razu nie zdarzyło mi się wpaść na Cassiana i Narcissę. Chociaż przeczuwałam, że nie potrwa to za długo. Rodzeństwo zdawało się na zmianę mnie nachodzić, jakby stało się to dla nich swoistą zabawą. I nie zdziwiłabym się, gdyby rzeczywiście tak było.

Po kilku godzinach naprzemiennego czytania, zakreślania poszczególnych fragmentów, wspólnych dyskusji i picia hektolitrów herbaty, wreszcie zdecydowaliśmy, że nadszedł czas na odpoczynek. A przynajmniej ja stwierdziłam, że nie zdołam utrzymać moich oczów otwartych zbyt długo.

— Idź się przespać — poradził, wyglądając na przejętego. — Ja tutaj zostanę. Jeśli znajdę coś ciekawego to pokaże ci to, kiedy się obudzisz. Ale tak ogólnie, wydaje mi się, że jesteś gotowa.

— Jesteś pewien?

— Ambrosia nie należy do zbyt finezyjnych czy wyrachowanych Nefilim. Wątpię byś miała problem z jej wyzwaniem. Poza tym jest bardzo podekscytowana twoim przybyciem. Wysłała nam oficjalne zaproszenie na ucztę.

— Czyli myślisz, że to będzie proste zadanie? — zapytałam z nadzieją, choć nie oczekiwałam twierdzącej odpowiedzi.

— Tego nie powiedziałem. Ale raczej nie będzie tak zawiłe i konsternujące jak to Jareba. Spodziewaj się czegoś w stylu Segenama.

— Okej. To się chyba dobrze zapowiada. — Uśmiechnęłam się. Po nieprzyjemnej wizycie w domostwie Szatan i niepewności związanej z wyzwaniem Jareba, Segenam wydał mi się aniołem.

— Też mi się tak wydaje. — Przez ułamek sekundy miałam wrażenie, że na jego twarzy również pojawił się uśmiech.

Wzięłam ze sobą jeden zwój i ruszyłam przez szare tkaniny, kilka razy odwracając się, by zobaczyć, jak komfortowy kącik z kanapami, stolikiem i Devlinem oddalają się coraz bardziej. Aż w końcu zniknęły.

Chwilę później odnalazłam marmurowe drzwi i opuściłam bibliotekę. Od razu skierowałam się w głąb korytarza, skupiając swoje myśli na moim pokoju, a szczególnie łóżku ze złotą pościelą.

Miałam wrażenie, że przemierzałam ciemne pomieszczenia dłużej niż zazwyczaj. Nie spotkałam też żadnych potępionych dusz. Aż zaczynało mi brakować wiecznie towarzyszącego im chłodu, który zawsze wywoływał u mnie dreszcz. Można było powiedzieć, że się do niego przyzwyczaiłam.

Chociaż na początku uznałam, że jedynie to sobie wymyśliłam, po kilku minutach nieprzerwanego marszu dostrzegłam, że nieliczne żyrandole stopniowo gasły, aż ostatecznie skończyłam idąc w niemal nieprzeniknionej ciemności.

Obejrzałam się za siebie i nie mogłam dostrzec nawet odrobiny światła. Byłam całkowicie otoczona przez przytłaczającą czerń. Miałam silne pragnienie powrotu do biblioteki, ale wiedziałam, że nie znajdę marmurowych drzwi w tym samym miejscu. Musiałam iść przed siebie, choć nie miałam dobrego przeczucia.

Ponownie skupiłam swoje myśli na moim pokoju i sunęłam rękoma po ścianach, szukając wejścia. Bez skutku.

— Nie znajdziesz tutaj swoich drzwi.

Narzeczona DemonaWhere stories live. Discover now