1. " Droga na skróty "

95 3 0
                                    

 Seattle słynęło z tego, że warunki atmosferyczne panujące w tym mieście potrafiły zmieniać się z chwili na chwilę. Czasami rankiem można było oglądać deszcz lejący się z nieba całymi litrami, a gdy nastawało południe chmury, całkowicie znikały i robiło się upalnie. Działo się tak zazwyczaj na przełomie wiosny oraz lata. Mieszkając w tamtym mieście okrągłe dwanaście miesięcy, zdołałam nauczyć się, jak odróżniać dni, które miały należeć do tych ładnych od tych, w których pogoda mogła zmienić się z chwili na chwilę. Było to niezmiernie proste. Gdy o poranku niebo było całkowicie bezchmurne, to oznaczało, że ten dzień będzie należał do jednych z tych bardzo ładnych.

Tamta sobota była niebywale pięknym dniem.
Na niebie świeciło słońce, hojnie obdarowując swoim ciepłem mieszkańców, którzy nie potrafili powstrzymać się przed wyjściem z domu i niewykorzystaniem tak ładniej pogody.
Śmiechy dzieci bawiących się w parku po drugiej stronie ulicy bardzo wyraźnie słyszałam, siedząc na balkonie. Momentami miałam ochotę pohasać razem z nimi, jak za dzieciaka, lecz ta pokusa znikała, gdy uświadamiałam sobie, że miałam całą masę pracy, której nie mogłam odstawić na później.
Nawet gdybym bardzo chciała, nie mogłam tego zrobić, ponieważ zależały od moich decyzji losy sklepu. Podejrzewałam, że gdybym go zaniedbała moja Świętej Pamięci babcia przewracałaby się w grobie i nawiedzała mnie w snach. Areola wielbiła swoją markę ponad wszystko. Kochała ją bardziej niż swoje dzieci. Nawet poświęciła swoje ostatnie małżeństwo, gdy Ed zarzucał jej pracoholizm i chciał zaciągnąć ją na terapię. Rozwiodła się z nim dla dobra swojej firmy, co było największym dowodem miłości, którą ją obdarowała.

Dzień przed jej odejściem dałam Areoli słowo, że zajmę się "Vinchy" tak jak ona to robiła — z pełnym zaangażowaniem. Byłam zdania, że wywiązywałam się z danej obietnicy. Żeby móc prowadzić tę działalność zrezygnowałam ze studiowania. Jednak nie zamierzałam poświęcać niczego więcej dla jej dobra — posiadania w przyszłości rodziny czy spędzania czasu ze znajomymi. Nie zamierzam oddać tak wiele dla dobra jakiejś marki.

Z lekkim uśmiechem wpatrywałam się w zdjęcia najnowszej kolekcji ubrań, która niebawem miała ukazać się w sklepie internetowym oraz w sklepach stacjonarnych, z którymi nawiązałam współpracę w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Mimo że każda rzecz prezentowała się wręcz genialnie, gdzieś z tyłu mojej głowy tliła się nutka niezadowolenia.

Przejmując markę babci, liczyłam na to, że będę mogła wprowadzić na rynek swoje własne kolekcje ubrań, lecz przez bardzo wiele lat nie miałam mieć okazji wypuszczenia czegoś, co należałoby w stu procentach do mnie. Areola przed śmiercią stworzyła całą masę kolekcji, które miały ukazać się w sklepach, gdy jej zabraknie. Głównie tym się zajmowałam od przeszło roku — akceptowałam je, pilnowałam, żeby zaprojektowane ubrania powstały na czas i żeby nie występowały, żadne opóźnienia ich "premier" w sklepach.

Nie tak to sobie wyobrażałam, ale może powinnam być za to wdzięczna, a nie ciągle narzekać, że nie miałam pola do popisu? Może powinnam się cieszyć, że ostatnie kolekcje babci przynosiły zyski, a nie straty?

Ze skupieniem przeglądałam zdjęcia modelek reklamujących najnowszą kolekcję "Vinchy" nie mogąc pozbyć się z głowy pomysłów dotyczących tego, co zmieniłabym w wyglądzie danych rzeczy, jeżeli miałabym taką możliwość.
Posiadałam ich setki, przez co znacznie mocniej odczuwałam, że miałam całkowicie związane ręce i to mnie drażniło. Wypuściłam zrezygnowany oddech z ust, po czym nachyliłam się lekko z zamiarem złapania za kubek z kawą, który stał na niewysokim wiklinowym stoliku, na którym ułożyłam nogi. Zaciskając dłoń na brązowym naczyniu w kształcie misia, kompletnie nie przypuszczałam, że za chwilę będę musiała zbierać go w kawałkach z podłogi balkonu.

Szmaragdowe Miasto (+18) ❗[ZAWIESZONE]❗Where stories live. Discover now