Rozdział 2

50 5 49
                                    

Zaczęłam biec w stronę wydarzenia. Nie mogłam sobie tak poprostu uciec, udając że nigdy nic nie było, a pozatym...
A co jeżeli tam jest Wera?
Nie, nie wolno mi o takich rzeczach myśleć.

Martwię się o nią, kocham ją nad swe życie.
Nie mogłabym sobie wyobrazić życia bez niej.

Zaczęłam biec tak szybko jak tylko mogłam w stronę wydarzenia.

-Paulina co ty robisz? Zwariowałaś?! Słyszałam krzyki Krysia z oddali.
-Rozstrzelą cię w kawałki! Paulina! Wydusił z siebie Jurek.

Zignorowałam ich.
Nie mogłam się tak poprostu wrócić.

Nagle przyleciał Jurek i mnie pociągnął za rękę.
Nie chciałam żeby mnie z tąd zabierał.

-Paulinka, posłuchaj mnie, musisz z tąd uciekać natychmiast, Powiedział Jurek obejmując moją twarz jego prawą dłonią.

Objął moją lewą rękę swoją dłonią.
Było to dziwne, lecz piękne uczucie.

-Nie mogę uciekać jak mała dziewczynka! Nie przebaczę sobie tego jeżeli Weronika-
-Paulino ja wiem ale proszę chodź ze mną Kryś się tym zajmie, Przerwał mnie Jurek.

W tym momencie zauważyłam że Jurek puścił moją rękę, i cofnął się o krok do tyłu.
Musiałam wykorzystać tą chwile. Pobiegłam dalej za Krzysiem, który jak już zauważyłam poleciał na przód.

Jurek jest taki kochany że aż żal mi było na niego nie posłuchać. Chciał mi tylko na dobrze.

Jurek to wyskoki (pomimo wszystko mniejszy od Krzysia) blondyn o zielono-brązowych oczach.
W grudniu skończy 20 lat. Już 20? Nie wierzę!
Dopiero był takim malutkim Kurdupelkiem, mniejszym ode mnie.

Słyszałam jak Jurek jeszcze wołał żebym wróciła, ale mnie to wcale nie obchodziło.
Chyba nawet pobiegł za mną.
Nie byłam sobie pewna, ale miałam takie przeczucie że Wera jest w niebezpieczeństwie.

Nagle usłyszałam jakiś dziwny hałas.
Popatrzyłam do góry.
To siły powietrzne.

Bardzo się przestraszyłam
Już myślałam że to nasz koniec.
Już miałam przed oczami jak rzucą bomby, a ja spadnę na podłogę i... umrę...

Już miałam łzy w oczach. Nie przez to że koniec, nie. Nie wolno mi tak myśleć. Przez to że jeszcze nie zdążyłam obronić w jakikolwiek sposób moją ojczyznę.

Nie nic nie zdążyłam zrobić. No ale za prawdę co może jakaś 17 letnia dziewczyna zrobić?
No co? Nic!
Za prawdę nie chce umierać, ale i tak jest mi to pisane. Tylko mam nadzieję że nie teraz. Mam nadzieję że to tylko, za Polskę.

Najchętniej bym się rzuciłam na podłogę i zaczęłam beczeć.
Tak się czułam.
Ale wojna z nas zrobiła twardzieli.
A poza tym na to nie było czasu.

Nagle zobatrzylam jak Kryś wybiega z Werą z domu Wiśniewskich, (to krewni Wery, była sprawdzić czy tam jeszcze ktoś został)

W tej chwili zauważyłam że jakiś szkop za nimi wyszedł.
Weronika coś krzyczała do mnie, ale nie mogłam jej zrozumieć, było za głośno.

Przypatrzyłam się lepiej osobie za Werą i Krzysiem i się bardzo przestraszyłam.
To był esesman z karabinem który celował odrazu w nich.

Nie wiedziałam co zrobić.
Czułam się bezużyteczna. Nie wiedziałam co zrobić!

Trafi albo mojego brata albo najlepszą przyjaciółkę.
A co jak trafi Krzysia i Werę?

No nie to już koniec. Już koniec.
To masz koniec!

-WERONIKO!!! ZA TOBĄ krzyknęłam z całej siły. Wera się nawet nie odwróciła. Biegła dalej ramię w ramię z Krzysiem.

Esesman zaczął śię śmiać i strzelił prosto w ramię Krzysia.
Krzysiu odskoczył do tyłu, i zaczął jęczeć, ale odrazu wstał i biegł dalej.
Weronika się wróciła aby biegać odrazu koło niego. Złapała go za rękę i biegła dalej.

Esesman się śmiał.
Śmiał się.
Jak można się tak śmiać?
Jak?
Mam nadzieje że go trafi gorzej.

Nie przyuważyłam ale w tym czasie Jurek przybiegł do mnie i trzymał mnie za rękę. Chyba sam był za bardzo w szkoły że nie przyuważył że stanął koło mnie, i że zaczęłam cisnąć moją dłoń.

Puściłam jego rękę, pomimo trzymał ją tak mocno że było to wielkie wyzwanie.
Pobiegłam do Krzysia i Wery.
Jurek nagle znikł.

-Gdzie jest Jurek??? Zawołałam.
-Nie martw się o niego, wiesz jaki on jest jest sprytny i sobie poradzi. Powiedziała Wera.

Nie byłam zadowolona ale jednak nie było czasu, już dosyć czasu straciłam z tym że stałam i nic nie robiłam.

Nasz dom był najbliżej, także wybraliśmy się do niego.
Musieliśmy się schować i rękę Krzysia zabandażować.

Usłyszałam następny huk, chociaż to nie była żadna bomba. Jeszcze.

Drgnęłam. Ale nie bo się przestraszyłam huku,
Tylko co jeżeli to miało coś do czynienia z Jurkiem?
O Jezu, za bardzo się martwię.
Tyle z Jurkiem rozrabiałam, a on zawsze potrafił się z tego wywiązać.

Byłam sobie pewna że ten skop nam nic więcej nie zrobi. Nie zabije nas. Oni poprostu lubią jak cierpimy.

Akurat tak się składa że moja mama jest pielęgniarką i ja się trochę na tych rzeczach znam. Wyciągaliśmy mu kulę, i zabandażowaliśmy mu ranę.
Kryś udawał mocnego.
Chociaż dobrze wiedzieliśmy że go bardzo bolało.

-Nie musisz udawać zawsze mocnego Krzysiu. Powiedziała Weronika.
-Ja nic nie udaje! odparł Krzyś sycząc.

Bandażując Krzysia musiałam myśleć o Jurku, nie mogłam przestać o nim myśleć.

Nagle usłyszałam jakieś kroki.
Miałam nadzieje że to nie nasz koniec, chociaż byłam z całego serca przekonana że ten szkop nie wróci, i tak się bałam. Bałam się z całego serca. Weronika wzięła nóż do ręki który miała pod ręką.

-Jurek! Zawołałam pełna ulgi.
Byłam szczęśliwa że to nie ten szkop, ale jeszcze bardziej że Jurek żyje!

-Ale się ciesze że się wam nic nie sta- No może prawie nikomu nic nie stało...
-Nic się nie dzieje. Czuję się dobrze. wtrącił się Krzysiu, nie boli
-A ty to się nie ruszaj narazie! Powiedziała Wera stanowczym i w tym samym czasie dowcipnym głosie.

Wera się zajęła Krzysiem a ja usiadłam z Jurkiem przy stole aby mi mógł opowiedzieć co się właściwie stało, i gdzie on w ogóle był.

Najpierw go przytuliłam.
On odwzajemnił to. Przytulaliśmy się jakąś minutę aż postanowiłam się uwolnić, bo wiedziałam że jeżeli chodzi o niego to on by mnie przytulał do końca jego życia.

-Noto co się stało
-No dobrze, Esesmani będą tu cały czas, to znaczy będą nas „pilnować".Mogą nas zabić kiedy chcą, mogą nam zabrać coś kiedy chcą, ale mogą też zostawić nas w spokoju kiedy chcą.
-To znaczy się że jesteśmy pod okupacją?
-Właśnie tak.
-Jeszcze tego nam brakowało! Krzyknęłam i gwałtownie wstałam z krzesła
-Uspokój się. Tak długo jak będziemy się „zachowywać" to-
-Zachowywać??? To wtedy co? Pogłaskają nas?
- Pauli-
-A jeżeli nie? Zastrzelą nas? A w ogóle co to oznacza zachowywać? Mam się do nich uśmiechać i się nauczyć dla nich niemieckiego?
-Paulina, nie będą tu długo! Muszą iść do innej wioski!
-Tak tak! Znam już te ich śpiewki!
-Najlepiej zrobimy jak przyprowadzimy wszystkich z powrotem na Lipiny, będzie lepiej dla wszystkich.

Korekta: 3 Marca 2024

Za ciebie wszystko, moja kochana ojczyzno...Où les histoires vivent. Découvrez maintenant