Rozdział 1

49 5 10
                                    

Nazywam się Paulina, miałam 15 lat gdy wybuchła II wojna światowa. Pamietam to tak dobrze, jak by się to wczoraj wydarzyło....

Było to straszne wydarzenie. Nikomu takiego doświadczenia nie życzę.

Pochodzę z małej wioski w małopolsce, w pobliżu Krakowa. Dziś mam juz prawie 18 lat i ta wojna trwa już 3 lata.

13 marca 1942

Wstałam dzisiaj rano o 6. Obudziła mnie Weronika co mnie bardzo zdziwiło. Tak naprawdę to ja wstaje wczesnym rankiem a nie ona. Słyszę jak szepcze mi coś do ucha:

-Paulina!

Ignoruje ją.

-Paulinaaa! Wstawaj!
- No już! westchnęłam (nie kłamiąc jeszcze bym sobie pospałam z godzinę) i odtworzyłam oczy.
-Paulina ruchy! 
-Co się tak spieszysz?
- Szkopy! Zbliżają się! Jest ich coraz więcej! Trzeba wziąć rodziny i uciec!
-Cooo? Dlaczego mi to odrazu nie powiedziałaś?!
-Nie pytaj tyle tylko idź obudzić twoją mamę i rodzeństwo! Ja idę jeszcze ostrzec Jurka i innych.
-A twoja rodzina?
-Już jest w bezpieczeństwie.
-Dobrze pośpiesz się! Spotkamy się u Jurka.
- Mam taką nadzieję...
-Nie mów tak! Spotkamy się!!!

Popatrzyła sie jeszcze raz na mnie i pobiegła w stronę innych domów. Strasznie się boje nie tylko o siebie, tylko o moją rodzinę, albo raczej o to co z niej zostało...

Wiem że nawet nie skończyłam jeszcze 18 lat, ale przez tą wojnę szybciej wydoroślałam, niż powinnam.

Odrazu poleciałam obudzić moją rodzine, chociaż nikt już nie spał oprócz mój mały braciszek-Edmund.

Mama już ubierała kurtkę. Dobrze wiedziała co się działo.
-Paulina obudź Edka i zabierz go stąd. No ale już!

-Edmund wstawaj!
Powiedziałam nieco stanowczym głosem.
-Edmund musimy uciekać!

W tej chwili braciszek odtworzył oczy nie będąc pewnym o tym, co się dzieje.
Jednak w połowie jeszcze w śnie, wstał posłusznie.

-Edmund! Kurtka!
Powiedziałam rzucając mu jego Kurtkę.

Pobiegł ze mną na pole gdzie mój drugi brat, tym razem starszy-Krzysztof czekał.

-Gdzie Mama? Zapytał Krzysiu
-Jeszcze w środku pakuje dla was jedzenie
-Idę po nią. Idź już z Edkiem.

Zabrałam Edka i parę innych dzieci od sąsiadów do lasu, to znaczy do naszej kryjówki gdzie czekała siostra, i mama Weroniki i powiedziałam im żeby zachowali spokój.

W tej chwili dotarł Krzyś z mamą, babcią i dziadkiem.

-Dobrze jak już wszyscy dotarliście to zostańcie tu, i ani mi się nie ważyć stad wyjść!
Ja już idę.
-A gdzie ty idziesz? Zapytał nagle Krzyś
-Idę pomóc Weronice i reszcie... 
-Idę z tobą! Krzyknął Krzyś, Nie masz prawa iść tam sama jeszcze ci się coś stanie. 
-No dobrze mniejsza z tym, ale pośpiesz się!

Właśnie mieliśmy wyjść gdy usłyszałam głos mamy.

-Uważajcie na siebie dzieci! Powiedziała mama przytulając nas.
-Ja to nie dziecko mamo, Nasza Paulinka jeszcze malutka, ale zatroszczę się o nią.
Wyznał dumny Krzyś.

Krzyś to wysoki brunet o brązowych oczach i bardzo wytrenowanymi mięśniami jak na nasze warunki.
Nie jest najładniejszy (co nie oznacza że jest brzydki), ale jak się czasem wyszykuje, to nawet parę dziewczyn się na niego spogląda.

Jest moim kompletnym przeciwieństwem. (Znaczy się z Wyglądu). Ja mam jasne włosy, porcelanową cerę i zielone oczy.

Niestety już dawno nie widziałam uśmiechu na jego twarzy. Odkąd ta wstrętna wojna wybuchła, chyba.
Właściwie odkąd tata odszedł do wojska.
Bardzo za nim tęskni. Może się do tego nie przyznaje, ale ja to wiem, i czuję.

Wszyscy go bardzo kochaliśmy.
W sumie ja i Krzyś mieliśmy lepszą relację z nim niż Edek. Mam tyle pięknych wspomnień z tatą. Krzyś napewno też.
Był taki kochany...
Edmund to raczej taki mamin synek i bardziej się zawsze trzymał mamy.

Jest jeszcze mały w wrześniu skończy 12 lat.
Ma brązowe oczy i ciemne włosy. Pozatym ma również porcelanową cerę jak ja.
Ale szczerze mówiąc jest najbardziej podobny do mamy.

Krzyś, ja i tatuś często robiliśmy coś razem na świeżym powietrzu. Zabierał nas wszędzie, bawił się i wygłupiał się z nami...
Kocham go tak mocno, i strasznie za nim tęsknie. Krzysztof z resztą też, ale nie potrafi się do tego przyznać.

Prawdę mówiąc ta wojna go zmieniła, nie jest już tym 17 letnim łobuzem jakim był przed wojną, i z którym często coś rozrabiałam. Stał się jak gdyby taki... twardy i zimny.

Zawsze taki był, zawsze lubił innym dokuczać, a przede wszystkim mnie, ale nigdy nie był taki zimny do wszystkich.

Gdyż pobiegliśmy do domu Jurka (mojego najlepszego przyjaciela poza Weroniką) Zobaczyłam go, prowadzącego Kowalewskich do naszej kryjówki.
Kowalewskie to są bardzo porządną rodziną. Są bardzo pobożni.

Ich 21 letni syn Dominik, w którym się kiedyś podkochiwałam, teraz idzie na księdza. Byłam bardzo smutna z tego powodu, no ale Wera mi i tak zawsze mówiła że jest dla mnie za stary.

-Jurek!! Zawołałam mojego kumpla.
-Paulina!

Zawołał z uśmiechem na twarzy, ale wiedziałam że za tym uśmiechem krył się ogromny strach i stropienie...
Pokazał Dominikowi i panu Kowalewskiemu drogę, pożegnał  ich, i przyleciał do mnie i do Krzysia.

Właściwie to znałam Dominika od Jurka bo chodził z nim do klasy.

-Paulina! Jak się ciesze że tu jesteś
Powiedział przyciskając mnie mocno do siebie.
-Ja też,
Westchnęłam
-Nie ma czasu na te wasze przytulanki cacanki!
powiedział Kryś z trochę wściekłym tonem.
Był zdenerwowany i bardzo w stresie. Było to widać po nim.

W tym momencie puściłam Jurka i przekręciłam się w stronę brata.
-Tak tak, Odprałam lekko ironicznie.
-Ty Paulino zostań ze mną, a ty Krzysiu idź poszukać Weronikę...

Przerwał go straszny huk, a po tym kilka strzałów z jakiejś broni.

-Co to było? Powiedziałam przestraszona.
-Niewiem ale uciekaj ja się zajmę innymi a ty Paulino obiecaj mi że uciekniesz do Mamy!
-Ale... mówiłeś żebym zostałam z tobą!
-Nie ma żadnego ale! Uciekaj!
-Ja idę poszukać Werę kto wie gdzie ona jest...
Powiedział Krzysiu.

Nie chciałam uciec. Nie, nie mogłam uciec. Musiałam mieć pewność że nikomu nic się nie stało.
Czyż by tam była Wera? Czy jej się coś stało? Mam nadzieję że nie...

Korekta: 3 Marca 2024

Za ciebie wszystko, moja kochana ojczyzno...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz