Rozdział 88

92 18 1
                                    

Profesor McGonagall jednym ruchem różdżki zapaliła wszystkie pochodnie, znajdujące się w wielkiej sali, sprawiając, że pomieszczenie natychmiast stało się jaśniejsze. Cedrik natychmiast podszedł do Susan, której mina wyrażała niepokój i to właśnie nie spodobało się chłopakowi.

-Co się dzieje? – zapytał zaniepokojony Diggory.

-Nie wiem, mam takie dziwne uczucie, że zaraz się coś stanie i to mnie przeraża. – powiedziała Susan, oplatając swoimi rękami talię puchona.

-Bez względu na to, co się stanie, chciałem cię zapytać, czy... - zaczął chłopak, jednak niedane było mu dokończyć, ponieważ po całej sali rozniósł się damski krzyk.

Wszyscy spojrzeli na skuloną przy ścianie dziewczynę, jednak po chwili usłyszeli kolejny krzyk, a za nim kolejny i jeszcze jeden.

Nagle pomieszczenie zdawało się znowu pociemnieć, a czas, jakby zwolnił. Susan spojrzała się z przerażeniem na swojego chłopaka, który podobnie, jak ona nie wiedział, co się dzieje, jednak po chwili dostali odpowiedz, kiedy po całym pomieszczeniu rozniósł się złowieszczy szept, który niejednego przyprawił o dreszcze.

~Wiem, że wielu z was podejmie walkę...wielu będzie uważać, że ta walka jest słuszna. Wydajcie Harry'ego Pottera, a oszczędzę mury zamku, wydajcie Harry'ego Pottera, a nikomu nie stanie się krzywda....macie godzinę~

W ciągu ułamka sekundy wszystko wróciło do normy, jednak w całej sali zapanowała cisza, którą po chwili przerwała Pansy Parkinson.

-No dalej, na co czekacie? Niech ktoś go złapie! – krzyknęła na całą salę.

Do Harry'ego natychmiast podeszła Ginny i Susan, stając ochronnie przed chłopakiem, już po chwili dołączyli się do nich inni uczniowie i członkowie zakonu. Susan spojrzała na swoją opiekunkę domu, która już otwierała usta, aby coś powiedzieć, jednak przerwał jej woźny, który wbiegł do pomieszczenia, wrzeszcząc na całe gardło.

-Uczniowie nie są w łóżkach! Uczniowie nie są w łóżkach, uczniowie są na korytarzach!

-I są dokładnie tam, gdzie powinni być, ty zapyziały kretynie! – odkrzyknęła McGonagall, uciszając mężczyznę.

- O, nie wiedziałem. – odpowiedział cicho zmieszany mężczyzna.

-Panie Filch, proszę odprowadzić pannę Parkinson i pozostałych ślizgonów. – powiedziała Minerwa z lekkim uśmiechem.

-Niby gdzie, Pani profesor?

-To rzecz jasna, że do lochów. – odpowiedziała bez zawahania się kobieta, powodując zadowolone okrzyki wśród uczniów. Woźny natychmiast pogonił ślizgonów z sali, a McGonagall zwróciła się do Harry'ego. -Miło cię widzieć Potter.

-Panią również.

-Czego potrzebujesz?

-Czasu i to możliwie jak najwięcej. – powiedział Harry, a opiekunka gryffindoru skinęła głową i dała chłopakowi znać, że spełni jego prośbę.

-Wszyscy na stanowiska. – powiedział James do zakonu, który zaczął iść na wyznaczone miejsca.

Susan miała wyznaczone swoje miejsce na dziedzińcu zamku razem ze swoją matką i Molly. Zanim jednak dziewczyna udała się na zewnątrz, podeszła do Cedrika, po czym bez żadnego słowa pociągnęła go za szyję do czułego pocałunku, którego szybko nie chcieli przerywać, jednak musieli, ponieważ do pomocy były przydatne jeszcze dwie różdżki.

-Masz być ostrożny i wrócić do mnie w jednym kawałku, w innym razie uderzę cię tam, gdzie światło nie dociera i to tak mocno, że będziesz miał problemy z wyprostowaniem się przez następne miesiące. – powiedziała poważnie Susan.

-Już na samą myśl mnie boli, a fakt, że jesteś do tego zdolna, boli jeszcze bardziej, ale z drugiej strony to byłoby też źle dla ciebie, wiesz, już nie moglibyśmy... - powiedział z lekkim uśmiechem Cedrik, jednak nie mógł dokończyć swojej myśli, ponieważ Susan uderzyła go nie za lekko łokciem w żebra, przez co lekko się zgiął. – Ała, no co, mówiłem prawdę.

-Jesteś zboczonym kretynem. – powiedziała Susan z lekkim uśmiechem.

-Ale takiego mnie kochasz. – odpowiedział jej również z lekkim uśmiechem.

-Po prostu wróć do mnie cały. – powiedziała, przytulając go ostatni raz.

-Ty też masz na siebie uważać. – powiedział Diggory, przyciągając rudowłosą do kolejnego pocałunku.

-Kocham cię. – powiedzieli razem, po czym ruszyli w swoje strony, szykując się do wojny.

Susan poszła prosto na dziedziniec, na którym starsi czarodzieje już tworzyli barierę ochronną, która pokryła cały teren, na którym mieścił się zamek. Dziewczyna podeszła do swojej mamy, po czym spojrzała, na jedną z wież, znajdujących się  nad dziedzińcem, właśnie tam miał znajdować się jej chłopak razem z Panem Weasleyem i Kingsleyem.

Z rozmyśleń wyrwała ją dłoń jej matki, oplatająca jej nadgarstek. Lily spojrzała w oczy swojej córki, szepcząc ciche ,,Powodzenia'' po czym poszła zająć swoją pozycję po prawej stronie, Susan zaś została na środku z różdżką gotową do walki.

Mimo że Susan nie widziała, tego, co znajduje się za barierą przez panującą ciemność, to czuła, że śmierciożercy już tam są i tylko, czekają, aby zaatakować. Do końca wyznaczonego im czasu zostało zaledwie dziesięć minut, co jeszcze bardziej niepokoiło rudowłosą.

Nagle cały dziedziniec rozbłysnął jasnym światłem, które było spowodowane zaklęciami rzucanymi przez podwładnych Voldemorta, aby zniszczyć barierę ochronną. Susan odwróciła na chwilę swój wzrok na prawą stronę, aby spojrzeć na swoją matkę i z zaskoczeniem odkryła, że ta również się na nią patrzy ze szklistymi oczami. Na ten widok do oczu Susan również napłynęły łzy. Dziewczyna bała się, że może sobie nie poradzić, co było normalnym odruchem, szczególnie że było tylko kwestią kilku minut, aż będzie musiała stanąć do walki ze złem.

Susan odwróciła wzrok od swojej mamy, po czym na chwilę zamknęła oczy, jednak po chwili szybko je otworzyła i to za sprawą silnego bólu w skroniach, który zaatakował ją nagle i niespodziewanie. Kontem oka zauważyła, jak jej mama chciała ruszyć w jej stronę, jednak Susan zatrzymała ją gestem ręki, po czym spojrzała na nią z lekkim uśmiechem i szepnęła ,,Horkruks'' kobieta zrozumiała swoją córkę i również się uśmiechnęła.

Po chwili jednak Susan otrząsnęła się z bólu, ponieważ bariera całkowicie zaczęła pękać a śmierciożercy zaczęli wlatywać, wtedy zaczęła się prawdziwa walka.

Susan ruszyła do walki z młodym mężczyzną, który okazał się nie tak trudnym przeciwnikiem, na jakiego wyglądał, więc Potter bardzo szybko poszedł ten pojedynek, powodujący niestety, a może i nawet dobrze długotrwałą utratę przytomności mężczyzny, który swoją głową uderzył dość mocno w mały murek od mostu.

Susan uśmiechnęła się zwycięsko i od razu przeszła z atakami do kolejnych śmierciożerców, którzy rzucili się na dwie uczennice hufflepuffa. Przy pomocy gryfonki poszło im sprawniej. Susan nagle na dziedzińcu zobaczyła swojego ojca, który szybko do niej pobiegł i poinformował, żeby poszła pomóc do środka, co ta szybko uczyniła, wbiegając do zamku, pomagając w walce innym.

---------------------------------------

Hej kochani na wstępie przepraszam, że tak długo czekaliście na rozdział, ale nie wiedziałam, jak się do niego zabrać. Kolejny postaram się napisać do końca tygodnia. Zachęcam do gwiazdek i komentarzy. Do zobaczenia.

                                           ~Kornelia.

I need love - Siostra wybrańca//Cedrik DiggoryWhere stories live. Discover now