X

96 9 0
                                    

Po kąpieli ubraliśmy się i wsiedliśmy na konie.

- Daj mi jeden dzień. - powiedziałem kierujac twarz ku brunetowi.

- Co?

- Daj mi jeden dzień, a wyjade z tobą na zawsze. - na jego twarzy ujrzałem niedowierzanie.

- Mówisz poważnie? - usmiechnalem się lekko.

- Tak. - pogladzilem konia po grzywie. - Chyba nie dam rady patrzeć na twojego ojca. Już miałem z typ problem. Teraz... Chce znaleźć brata. - odwzjamenil uśmiech.

- Dobrze, Dean. - w ciszy ruszyliśmy w stronę zamku. Przekraczając jego próg czułem się jakbym przeszedł na teren wroga. Ledwo zeszlem z konia, a poczułem czyjeś objęcia.

- Dean! Boże swiety! Myślałem, ze nie żyjesz! - odsunalem od siebie męska sylwetkę - Gdzie Baltazar?!

- Nie żyje, Garth. - powiedziałem patrząc na chudzielca. Gwaltosnie posmutniał.

- Jak?

- Potem ci wyjaśnię. - spojrzałem na bruneta. Ruszył w stronę wejścia. - Król?

- W sali tronowej. - klepnalem go w ramie. Następnie podążyłem za Novakiem. Wspólnie weszliśmy do sali od razu przykuwając uwagę Chucka i Gabriela, którzy siedzieli przy stole. Gabriel kończył kolejna lampkę wina.

- Cassie! - krzyknął na widok brata. Wstał i wrzucił mu się w ramiona.

- Synu! Deanie! - powiedział zaskoczny naszym widokiem władca.

- Królu. - powiedziałem spokojnie.

- Gdzie Baltazar.

- Nie żyje, ojcze. - odpowiedział za mnie niebieskooki.

- Straszna strata. Ważne, ze wy żyjecie. - powiedział spuszczajac z nas wzrok. - Synowie zostawcie nas. Muszę porozmawiać z Deanem. - dałem znak wzrokiem by wyszli. Cas niechętnie posłuchał ciągnąć za sobą brata. - Co się stało, Deanie?

- Pustka nas pojmała, królu. Baltazara zabiła na początku, a mnie...

- Czego chciała? Czemu cię nie zabiła? - trochę zaskoczyła mnie nerwowość w jego głosie. Wyglądał jakby coś ukrywal.

- Chciała bym wyjawił króla słabości, ale nic nie powiedziałem. Nawet jakbym chciał nie mogłem, bo owych nie ma. - uśmiechnął się lekko.

- Dobrze. Jak uciekłeś?

- Zabiłem jej rycerza. Zacząłem biec aż spotkałem panicza. - pokiwał głową zamyślony.

- Rozumiem. - wstał ze swojego tronu. - Wracaj do swojej komnaty. Zapewne jesteś zmęczony. Odpocznij. - uklonilem się słabo nadal nie rozumiejąc jego nie pokoju.

- Dobrze, panie. - nastepnie wyszłem.

*

Po powrocie do komnaty poczułem nicość. Nie było nic. Łóżko blondyna wyglądało jakby nadal tam był, ale to tylko mrzonka. Umarł, a ja nie mogłem nic zrobić. Szybko wyszedłem od razu wpadając na Gartha i opowiadając mu skrócona i trochę przeznaczona historię. Po posiłku w otoczeniu Casa i ustaleniu ucieczki wziąłem się za pakowanie. Po długim dniu nastał wieczor. Po północy jak według planu podniaslem spakowana torbę i najciszej jak potrafiłem zmierzałem przez korytarze. Zatrzymalem się jednak widząc uchylone drzwi sali tronowej i dobiegające się z nim światło.

- Co teraz, ojcze? - to był głos Michaela. Wszędzie bym go rozpoznał.

- Nie wiem.

- Mówiłeś, że obaj umrą. - myślałem, ze się przesłyszałem. - Sam mówiłeś, ze Winchester tam umrze. - to musial być jakiś ponury żart.

DESTIEL - "Panicz Castiel"Where stories live. Discover now