III

88 9 0
                                    

Przebudziłem się w nocy. Usłyszałem strzykniecie podłogi i zanim zdążyłem złapać za miecz poczułem sztylet przy gardle.

- Powoli wstań. - usłyszałem znajomy szept przy uchu. Świeca zgasła, więc za dużo nie widziałem. Posluchalem polecenia. - A teraz klękaj. - uderzenie w tył nóg od razu mnie do tego zmusilo. Ostrze zostało odsuniete od mojej szyji. Postać stanęła przede mną i dzięki światku księżyca ujrzałem kto mnie zaatakował.

- Królewiczu Michaelu? - wiedziałem, ze nie będzie zadowolony z tego, ze przeszkodzilem mu w walce z bratem, ale niespodziewalem się, ze zrobi mi coś w nocy.

- Wystaw dłoń. - wykonałem polecenie czując niepokój. Nadal trzymając ostrze położył jego ostry wierzch na mojej skórze. - Ścisnij dłoń.

- Panie...

- Ścisnij. - czując jak trzęsie mi się ręką wykonalem polecenie.

- To za to, ze mi się sprzeciwiłes. - nagle szybko odsunął dłoń, a ja poczułem tylko silny ból dłoni i zbierająca się krew. Ledwo powstrzymałem się przed krzykiem. Chciałem zatamować krwotok, ale złapał mnie za zbroje. - Nawet nie próbuj. Zakazuje ci. - w oczach poczułem łzy. - Jestem synem twoje pana. Musisz słuchać moim rozkazow. - krwotok wcale się nie zmniejszał tylko powiedział. Nagle puscil moją koszule i ujął zraniona dłoń. - Widzisz ta krew? To krew niedołężnego chłopa ze wsi gdzie nikt się nie liczy. - nacisnął na ranę. Głośno jeknalem. - To jest nic w porownaniu z tym ile i jakiej krwi przelałem w ciągu całego swojego życia. - powoli zaczęło robić mi się słabo. - Ojciec dazy cię lubością, ale to ja jestem jego synem i jedynym prawdziwe oddanym. - puścił moją dłoń wkoncu pozwalając mi zatamować krwotok. - Pamiętaj o tym. - nastepnie wyszedł. Wstając i szybko udając się do łazienki wziąłem się za tamowanie rany. Dałem upust łza szlochając. Ranę owinalem kawalkiem starej koszuli ojca, która ze sobą wziąłem. Następnie padłem na ziemie jeszcze głośniej szlochajac. Myślałem, ze po przybyciu do królestwa bezslinsic zniknie, ale nic bardziej mylnego. Poczułem się jeszcze gorzej. Nie mogłem nic zrobić. Resztę nocy spędziłem na wyplakiwaniu się jak za małego w poduszkę.

*

Ledwo przytomny udałem się na trening z Gabrielem. Dłoń nadal bolała jak diabli.

- Dean? Co ci się stało w dłoń? - spojrzałem na stojącego obok Gartha.

- Nic. - schowałem dłoń za siebie. Po szybkiej rozgrzewce wzięliśmy się za walki w parach. Jedynym plusem zranienia przez Michaela był fakt, ze skaleczył lewa dłoń, więc mogłem trzymać miecz bez problemu. Uderzając obietnice w miecz Gartha nagle poczułem się słabo.

- Dean? - mimowolnie upadłem na ziemię. - Dean?

- Jestem cały?

- Przecież widzę, ze nie! Panie Gabrieli!

- Ej Deanie! Jesteś cały? - obok siebie ujrzałem szatyna.

- Tak, panie. Przepraszam. Słabo dziś spałem. - powiedziałem powoli wstając.

- Dean twoja dłoń! - spojrzałem na słaby opatrunek. Cały przesiąkł krwią.

- To nie jest nic kolego. - spojrzałem na księcia. - Chudzielcu pójdź z nim do uzdrowiciela. - zanim zdążyłem się sprzeciwić Garth wyciągnął mnie ja korytarz.

- Cholera. Przecież jestem cały.

- Ta, jasne. - skarcił mnie wzrokiem. Po chwili siedzialem na krześle u królewskiego lekarza.

- Co ci się stało w dłoń? - spytał starzec lekarz powoli rozwijając mój lipny opatrunek.

- Rzucałem ostrzem i się przeciąłem. - skłamałem słabo. Spojrzał na mnie jakby wiedział, ze kłamie. Spojrzał na ranę wokół której zbierał się żółty płyn.

DESTIEL - "Panicz Castiel"Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt