II

85 12 3
                                    

Choć nie chętnie musiałem się przyznać. Baltazar miał cholerna rację. Gabriel uczył nas walki po na pewno paru nie małych kielonach, a Michael wyżywał się na mnie jak na piniacie. Poczułem ulgę gdy wkoncu mogliśmy wrócić do pokoi. Umyłem się po raz pierwszy w życiu czujac gorąca wode, a następnie ubrałem by choćby poczuć materiał inny niż złoto.

- Co ty kurwa na sobie masz? - spytał Baltazar siedząc na łóżku w samych niebieskich, eleganckich spodniach.

- Ubranie. Zaraz jemy obiad. Tak mówiłeś.

- Bo tak jest. - wstał. - Nie wiem jak tam u was na wsi, ale tu się je elegancko. Z szafy wyjął komplet ubrań.

- Ubierz to. Jakby cię zobaczył król lub co gorsza któryś z książąt nie licząc Gabriela byłbyś trupę. - zmarszczylem czoło.

- Okej? - odpowiedziałem pytająco. Wróciłem do łazienki. Zdjąłem szmatkowata koszule i zamiast niej nałożyłem mięciutka, biała bawełniana. Przeszył mnie dreszcz przez uczucie ciepła i żadnej drapiacej części tkaniny. Następnie zdjalem spodnie ubierając te niebieskie jak Baltazara. Spojrzałem w lustro. Wyglądałem jak ktoś obcy. Nie jak Dean, który walczy o grosz tylko jak straznik króla, bo naprawdę nim byłem.

- Idziesz?! Dzisiaj ma być kurczak! - kurczak. Nie jadłem go od lat, a on po prostu o nim mówil jakby nigdy nic.

- Już idę. - miecz schowałem w pasek. Następnie wyszłem.

- No wkoncu... - przeszył mnie wzrokiem od góry do dołu. - Już się nie dziwie, ze tak przygladales się w lustrze. Jest na co oko zawiesić. - skarcilem go wzorkiem. Następnie ruszylismy w stronę wyjścia. Oniemiałem na widok jadalni rycerskiej i podloznego stołu pełnego jedzenia. Spodziewałem się dostać jakieś resztki z królewskiej kuchni, a tu coś takiego. Usiadłem nie mogąc nacieszyc się zapachem posiłku. Gdy wziąłem piereszy gryz mięsa oniemiałem.

- Wyglądasz jakbyś nie miał nigdy kurczaka w gębie. - zaśmiał się Baltazar.

- Zajmij się sobą. - prychnal. Baltazar był jednym z wielu dubkow wśród królewskiej straży, ale byli ci też mili. Taki Gard. Wyglądał jakby jadł jeszcze mniej ode mnie. Porownalbym go do truchła. Zero mięśni, a ubranie i zbroja zwisała z niego jakby nosił ubrania ojca. Na dodatek kochał się przytulać. Poza tym był w miarę spoko gościem. Lapiac się za brzuch pomyślałem o bracie. Czy radził sobie? Ja tu jadłem jak król, a on cieszył się z kiepskiego placka ziemniaczanego. Miałem nadzieję, ze ojciec go nie zmusi do polowań i kradzieży jak mnie.

- Halo do Deana? - spojrzałem na blondyna.

- Co znowu?

- Skończyłeś? Zaraz kolejny trening. - westchnalem.

- Tak.

*

Minął pierwszy tydzień. Powoli przyzwyczajalem się do komfortu zapewnionego przez króla i licznych kar ze strony jego najstarszego syna. Wygranie z nim walki miało swoje konsekwencje. Nikogo tak nie męczył jak mnie. Wynagradzało mi to wygodne łóżko i gorący prysznic.

- Zgadnij co mam?! - nagle do pokoju wbiegł Baltazar z szerokim uśmiechem na twarzy. Z kieszeni zbroji wyjal niebieski woreczek.

- Co tam masz? Druga część swojego ego. - rzucił we mnie przedmiot - Ał!

- Nie, ośle! - z drugiej kieszeni wyciągnął drugi woreczek pewnie nim rzucając. - Gratuluję. Oto twoja pierwsza wypłata. - myślałem, ze żartuje. Szybko podnosiłem przedmiot i go otowrzylem. Oniemiałem na widok złotych monet. Dokładnie je policzyłem. Było ich sto jak według plakatu.

- O cholera. - mężczyzna zachichotal.

- Nie ciesz się tak. To podstawa dla nowych. Gdy król cię polubi powiększy wyplate. - z dumą pokazał na swój woreczek. - Kolejna dobra nowina dla ciebie jest fakt, ze wyjeżdżam na dwa dni. Cały ten pokój będzie dla ciebie.

DESTIEL - "Panicz Castiel"Where stories live. Discover now