Maksymilian II

32 1 0
                                    

Nie jestem w stanie nawet drgnąć. Mam wrażenie, że zaraz wpadnę w taki szał, że nic ani nikt mnie nie powstrzyma albo zacznę się po prostu głośno śmiać. Jak to możliwe? Nie mogę znieść jej wzroku na sobie. Czuję jak mnie pali. Mimo, że jej oczy wcale nie są do tego zdolne. Całe zapłakane, duże, zielone przerażone oczy, które błagają mnie o litość. Ale jest w nich to co miała tylko ona. Są identyczne, nie różni ich dosłownie nic. Aż słyszę jej głos, jakby to właśnie ona stała teraz przede mną tylko w innym ciele. Jej spokojny ale stanowczy ton każe mi się uspokoić. Wszystko miesza mi się w głowie, a świat zaczyna wirować. Gdy patrzę wprost w te oczy czuję się jakby nadal żyła, jednak w kolejnej sekundzie przypominam sobie co stało się raptem godzinę temu. To budzi we mnie tak ogromną nienawiść do tej dziewczyny. Mam ochotę złapać ją tak jak przed chwilą tego gościa. Fale gorąca i chęć niewytłumaczalnej zemsty zalewają moje ciało i umysł. Chcę wydrapać jej te piękne oczy, które mogą należeć tylko do mojej matki. 

- To mnie boli. - Jej głos wyrywa mnie z otchłani, w której trwałem przez te pare minut. Wyswobadzam ją ze swojego uścisku. Odrywam wzrok od zielonych tęczówek i zaczynam ilustrować jej twarz. Jakbym w głębi liczył, że znajdę więcej podobieństw. Blada twarz, na której dopiero teraz dostrzegam zaschnięte stróżki krwi. To przez rozcięty łuk brwiowy, na którym krew nadal jest  świeża i przyklejone do niej brązowe włosy. Niżej rozchylone naturalnie duże usta łapią łapczywie powietrze. Na nich również jest krew. W wyniku zderzenia musiała uderzyć głową o kierownicę, bynajmniej na to wskazują jej obrażenia. Zniżam wzrok na jej dłonie, nadgarstek, który jeszcze chwilę temu był  w mojej ręce jest znacznie zaczerwieniony. Dziewczyna jest niższa ode mnie o głowę i bardzo chuda. Jej wątłe, filigranowe ciało nadal drzy. Nie wiem czy boi się mnie i tego jak na nią patrzę, czy to przez emocje związane z wypadkiem. Znów podnoszę głowę na jej oczy jakbym chciał z nich wyczytać co mam dalej robić. Widzę jak ich żar gaśnie, powieki się zamykają, a po chwili dziewczyna pada przede mną na ziemię. Odruchowo daje krok w tył i czuję jakbym odzyskał trzeźwość umysłu. Wraz z momentem, w którym jej wzrok nie oddziałuje na mój znów czuję, że mogę myśleć. Zostaje przepchnięty przez dwie kobiety, które klękają obok jej ciała próbując ją ocucić. Postanawiam się wycofać i wezwać pomoc do aut. Wykonuje telefon do swojego dobrego kumpla, który ma lawetę i będzie mógł odstawić wrak samochodu na złom. Myślę, że do niczego więcej się już nie przyda. Słyszę dźwięk policyjnych syren. Jestem jeszcze bardziej wściekły, że będę musiał użerać się jeszcze z nimi. W momencie, w którym do nas podjeżdżają dostrzegam biegnącego w moja stronę Antoniego.

- Maksymilianie, nic ci nie jest? Co się stało? - Podchodzi i łapie mnie za bark. Mój brat wie jak nie znoszę żadnych gestów czułości i to jedyne na co jestem mu w stanie pozwolić.

- Nic się nie stało. Ta gówniara wymusiła pierwszeństwo. - Ruchem głowy wskazuję nadal leżącą na ziemi dziewczynę koło której pojawili się już ratownicy medyczni. Po tych słowach idę do policjantów aby opisać całe zdarzenie, dopełnić formalności i móc stąd w końcu odjechać. Kątem oka widzę stojącego wciąż w tym samym miejscu zszokowanego Antoniego. Może myślał, że wydarzenia tego ranka były w stanie tak na mnie wpłynąć, że postanowiłem targnąć się na swoje życie. Bawi mnie to. Dla mnie życie toczy się dalej. Od teraz będę mógł tylko bardziej skupić się na swoich celach gdyż nic ani nikt nie będzie rozpraszał mnie już nawet w najmniejszym stopniu. Nie pozbawię się przecież tej przyjemności by jeszcze bardziej uczynić ten świat gorszym. Gdy matka żyła codziennie miałem pare godzin wyjętych z życia by ją odwiedzić i się nią zająć. Dla niej potrafiłem pójść na kompromis czy odpuścić gdy mnie o to prosiła. Przy niej udawałem, że mam serce. Nie chciałem by cierpiała z mojego powodu tak jak cierpiała przez całe swoje życie przez ojca. Od teraz jestem wolny i nic nie ruszy mojego kamiennego serca. Choć nawet tego kamienia już tam nie czuję.

Udaje mi się w końcu złożyć zeznania i dostaję pozwolenie na opuszczenie miejsca wypadku. Zanim jeszcze, szukam jej w tłumie ludzi. Wzrokiem badam tern i dostrzegam ją siedzącą w karetce. Ratownicy opatrują jej rany. W trzęsącej dłoni trzyma butelkę wody. Nie jest mi dane jednak ostatni raz spojrzeć w te oczy gdyż wzrok ma wbity w ziemię. W takim razie nic tu po mnie. Wsiadam do auta i po prostu odjeżdżam. 

ZIELONA BRAMA Z PIEKŁAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz