– Powiedzmy, że to podziękowanie też od nas, bo znajomość z nim bardzo cię zmieniła – przyznał Fred.
– Na lepsze – dodał George, szczerząc się.
W ten sposób miał ogarnięty prezent dla przyjaciela. Wiedział, że Harry i jego przyjaciele robili sobie czasem nieszkodliwe żarty w szkole, więc coś takiego powinno mu się spodobać.
Ginny oczywiście była zazdrosna o jego wyjazd, ale nie komentowała tego. Tylko odwracała się na pięcie, kiedy ktoś nawiązywał do tego. Ron odnosił czasem wrażenie, że jego siostra jest nie tyle zazdrosna o jego wyjazd czy nową różdżkę, ile ogólnie, że znalazł przyjaciela, który stał za nim murem i pomagał w ciężkich sytuacjach. Starał się jednak nie reagować, bo w końcu ona też była nastolatką i mogła wchodzić w okres buntu. Na szczęście przez kilka tygodni będzie daleko od domu i odpocznie. Od kiedy Fred i George się wyprowadzili, zrobiło się jakoś tak cicho, a do tego nie był specjalnie przyzwyczajony.
A teraz w końcu stał w salonie z zapakowanym plecakiem i świstoklikiem w dłoniach, który przysłał mu Harry. Miał się aktywować równo o piątej po południu. W stanie Arizona, gdzie mieszkał jego przyjaciel, była wtedy dziewiąta rano i zgodnie uznali, że to odpowiednia pora, żeby się zjawić.
Na minutę przed aktywacją świstoklika, założył plecak, wyściskał rodziców, powiedział „cześć" do naburmuszonej siostry, a potem poczuł charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka i po chwili wylądował na kolanach na wysypanej kamyczkami dróżce.
– Nie wiedziałem, że czarodzieje w Anglii się modlą – powiedział rozbawiony głos i rudzielec podniósł głowę.
Przed nim stał chłopiec w jego wieku. Był trochę niższy od niego, miał czarne włosy, zielone oczy, okulary na nosie i szczerzył się jak wariat. Ubrany był w wytarte jeansy i koszulkę w kratkę z podwiniętymi rękawami.
– Dobrze cię w końcu poznać Ron – zaśmiał się, pomagając mu wstać.
– Dzięki. Ciebie również – przyznał, odwzajemniając uśmiech. – Nie jestem przyzwyczajony do świstoklików.
– Nie przejmuj się. Ja też nie. A mój kuzyn puszcza pawia za każdy razem, kiedy z nich korzysta. Czasem nawet jeszcze przed tym.
Rudzielec parsknął. Coś mu mówiło, że na żywo też się z Harrym polubią.
– Ok, to gdzie dokładnie jestem? – zapytał.
– A no tak. Witam na farmie klanu Potterów – powiedział, a Ron zrobił wielkie oczy, które po chwili przeniosły się na czoło drugiego chłopca. Pomiędzy włosami widać było charakterystyczną bliznę.
– Harry Potter? – spytał w końcu.
– No tak. Ja mam na imię Harry, a nazwisko mojej rodziny to Potter.
– Ale ty jesteś TEN Harry Potter? Chłopiec, Który Przeżył?
Harry skrzywił się mocno.
– Strasznie nie lubię tego określenia i byłbym wdzięczny, gdybyś go nie używał i nikomu nie mówił, że to właśnie ja.
– Merlinie! Koresponduję od lat z Harrym Potterem! – powiedział Ron takim tonem, że wyżej wspomniany zaczął się bać, że przeżył jakiś szok. Po chwili rudzielec wziął kilka głębokich oddechów. – Dobra. Już jestem spokojny. O matko, ale numer. Wiesz, że cała Wielka Brytania cię szuka?
![](https://img.wattpad.com/cover/336134066-288-k997962.jpg)
YOU ARE READING
Spotkanie
FanfictionSpotkania bywają w życiu różne. Czasem mogą przerodzić się w coś interesujące, a czasem sprawić masę kłopotów. Dla Harry'ego każde spotkanie z kimś w jego życiu było inne, ale jedno z nich miało stać się naprawdę wyjątkowe.
Rozdział 28
Start from the beginning