Rozdział 8

1.8K 237 204
                                    

Z cyklu teorie spiskowe: Skoro Syriusz mógł uciec z Azkabanu, to dlaczego nie zrobił tego wcześniej?

Rozdział 8

Ron z cichym westchnieniem rozpakowywał prezenty, które znalazł pod choinką w pokoju wspólnym Gryfonów. Od rodziców dostał tradycyjny sweter, zrobiony przez jego mamę i słodycze. Do tego dochodziły drobne upominki od braci i szczerze mówiąc, nie spodziewał się niczego więcej. Uśmiechnął się lekko, kiedy nagle koło niego pojawił się list od Harry'ego. Nie stać go było na wiele, ale wystarczyło na trochę słodyczy w postaci tabliczki czekolady z Miodowego Królestwa, fasolki wszystkich smaków, czy czekoladową żabę.

Nie ukrywał przed Harrym, że w jego rodzinie się nie przelewa, a przyjaciel nigdy nie wypowiedział się o tym w jakiś złośliwy sposób. Napisał tylko, że sytuacje w życiu bywają różne i czasem trzeba je po prostu przeczekać i potraktować, jako pewien etap w życiu.

„Nic nie poradzisz na waszą sytuację" – napisał szczerze Harry. – „Ale wydaje mi się, że nie możesz też robić swoim rodzicom wyrzutów z tego powodu. Jestem pewien, że mimo wszystko starają się, jak mogą. Jakby nie patrzeć, masz co jeść, masz się w co ubrać i masz dach nad głową. Są ludzie, którzy nie mają nawet tyle. Rozumiem, że brak pieniędzy może być naprawdę problematyczny, bo mam w klasie osoby, które są w podobnej sytuacji, ale cały czas powtarzają sobie, że jak dobrze zdadzą egzaminy, to wtedy znajdą porządną pracę i w końcu pozwolą sobie na to, czego nie mogą mieć teraz."

Dla Rona sytuacja jego rodziny nie była łatwa. Nic nie mógł poradzić na to, że czasem patrzył na innych z zazdrością i też o tym napisał przyjacielowi. Jemu mógł napisać wszystko. Harry zapewniał go, że zazdrość jest czymś normalnym.

„Mój pradziadek mówi, że zazdrość może motywować. Oczywiście o ile nie przejdzie w jakieś negatywne uczucie i nie zaczniesz użalać się nad sobą, zamiast coś z tym zrobić. Jak wiadomo od użalania się, sakiewka nie zrobi się cięższa. No, chyba że nasypiesz do niej kamieni."

Rudzielec mimowolnie się uśmiechnął. Jego amerykański kumpel bywał czasem aż zbyt dosłowny, ale lubił to w nim. Nie bawił się w jakieś sztuczne pocieszania, tylko szukał pozytywów w całej sytuacji. I miał często rację. Ron miał rodzinę, dom, nie chodził głodny i miał co na siebie włożyć. Tylko czasem tak bardzo chciałby dostać coś nowego, zamiast używanego. Marzył o własnej, nowej miotle. Nie musiałaby być jakimś najnowszym modelem z masą zaklęć na sobie. To by mu wystarczyło, ale miał na to zerowe szanse.

Fred i George grali w quidditcha w drużynie Gryfonów. Ich miotły były używane, ale mimo wszystko nie były najgorsze. Pamiętał, jak jego rodzice się na nie wtedy wykosztowali, kiedy dostali się do drużyny. Ze wstydem przyznawał, że skręcało go wtedy. On sam do drużyny mógłby próbować się dostać dopiero na drugim roku, ale jaki to miało sens, skoro nie miał własnej miotły, a te szkolne wołały o pomstę do nieba. Mógł się założyć, że taki Malfoy zwyczajnie wkupiłby się w drużynę bez problemu.

Odłożył pudełko z cukierkami, które dostał od jednego z braci i sięgnął po list. Poza tym i resztą Wesleyów żaden inny Gryfon nie został na święta w szkole, a ponieważ reszta jeszcze spała, mógł się usadowić na jednym z foteli przed kominkiem. Zaskoczony zauważył, że poza listem jest coś jeszcze. Kiedy wyjął z koperty paczuszkę, wielkości pudełka od zapałek, zapakowaną w błyszczący papier, ta nagle powiększyła się i upadła mu na kolana. Musiała mieć na sobie czasowe zaklęcie zmniejszające, które przestało się, kiedy wyjął ją z koperty.

Do paczki przywiązana była karteczka: „Wesołych Świąt Ron!" Pod spodem widniał podpis Harry'ego. Rudowłosy chłopiec uśmiechnął się i szybko rozpakował prezent. W środku znalazł coś, czego się nie spodziewał, ale co bardzo go zaintrygowało. Była to książka, ale nie z gatunku tych, które wiecznie czytała Hermiona Granger. Pierwszy raz widział taką.

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz