Rozdział 6

2K 221 122
                                    

Dawno nie wiedziałam, żeby wam się jakieś opowiadanie aż tak podobało. No po prostu WOW!

Rozdział 6

Ani się obejrzeli, a nadeszło Halloween. Harry wiedział, że była to też rocznica śmierci jego biologicznych rodziców, ale coś mu mówiło, że nie chcieliby, żeby był smutny. Cieszył się więc na zabawę, która miała się odbyć wieczorem i zamierzał miło spędzić czas z krewnymi i kolegami z roku.

Dzień wcześniej wysłał też do Rona list i kartę ze swoim ruchem ich rozgrywki szachowej. Jego nowy kolega nie był łatwym przeciwnikiem, ale na razie ciężko było powiedzieć, kto wygra. Cieszył się, że jego propozycja szachów na odległość trafiła na podatny grunt i poza wymianą listów, mogli robić coś jeszcze.

Uśmiechnął się pod nosem. Hogwart i Ilvermorny może i miały podobny podział na domy, przedmioty i rozgrywki quidditcha, ale tutaj w zasadzie podobieństwa w funkcjonowaniu szkół się kończyły. Dla zabawy porównywali ze sobą różne rzeczy, oczywiście nie zdradzając przy tym szkolnych tajemnic. Harry'ego nieco dziwiło, że przydziału w Hogwarcie dokonuje stara tiara, która podobno należała do samego Godryka Gryffindora i pełniła tę funkcję już prawie tysiąc lat. Przyznał szczerze, że chętnie poznałby jej historię i w jaki sposób powstała. Ron odpisał, że nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale też go to zaciekawiło i spróbuje coś znaleźć na ten temat.

Harry uwielbiał rozwiązywać tajemnice i wyglądało na to, że chyba troszkę zaraził tym Gryfona. Ten z kolei był ciekaw, w jaki sposób zajęcie miejsca na symbolu na podłodze, sprawia, że rzeźby z drewna na moment jakby ożywają. Tego Harry też nie wiedział i dzieci temu miał kolejną ciekawostkę do swojej kolekcji.

Od jakiegoś czasu prowadził coś w rodzaju dziennika, w którym zapisywał na początku tajemnice, które uznawał za warte do rozwiązania, a potem szukał informacji na ich temat w różnych źródłach. Skrupulatnie notował wszystko. W ten sposób miał już notatki na temat tajemniczych Indian, których spotkał na wzgórzu niedaleko domu, tajemniczego jeźdźca, którego cień przemykał czasem po niebie, czy też opowieść o starej mugolskiej znachorce. Ta ostatnia ubawiła go dość konkretnie.

Okazało się, że żyjąca prawie wiek wcześniej znachorka była charłaczką. Szczytem jej możliwości było odwracanie uwagi innych od swojej osoby na kilka minut, ale to wystarczało, żeby mogła niektórych okradać. Oczywiście starszej kobiecie nikt nic nie mógł udowodnić, bo niby w jaki sposób? Może nie była to zbyt pouczająca moralnie historia, ale Harry musiał przyznać, że kobieta była jednak w jakiś sposób pomysłowa. On by na coś takiego nie wpadł, a gdyby jednak wpadł, to jak nic dostałby od mamy drugie lanie w życiu. Jedno mu w zupełności wystarczyło.

Szybko zapisał jeszcze tajemnicę do rozwiązania, żeby nie zapomnieć o niej. Miał już ich tam sporo i był pewien, że prędzej czy później zdobędzie odpowiednie informacje. Na jego liście znalazł się też jeden z mieszkających na terenie szkoły pukwudgie.

Wszyscy wiedzieli, że nazywa się William i zwykle żartowali, że jest tym słynnym Williamem, którego uratował kiedyś życie założycielom szkoły. Gdyby to była prawda, musiałby mieć ponad trzysta lat, a ponieważ nikt nigdy nie odkrył, jak długo żyją te stworzenia, nie można było tego zdementować. Sam William nigdy nie zaprzeczył, ale też nie potwierdził plotek. Faktem jednak jest, że nie dopuszcza nikogo, do czyszczenia posągów założycieli, a w rocznicę śmierci Izoldy, składa przy jej posągu kwiaty. Harry uznał to za fascynujące i postanowił poobserwować nieco wiekowego stwora. Miał siedem lat na próbę rozwikłania tej zagadki.

Zamknął notatnik i przebrał się na zabawę. Celine już na niego czekała w towarzystwie kilku innych osób. Cały wieczór bawili się naprawdę świetnie. Poza kolacją wymyślali też różne gry i próbowali nawet przestraszyć szkolne duchy. Oczywiście to ostatnie im nie wyszło, ale i tak było wesoło.

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz