Rozdział 5

1.9K 223 156
                                    

No to udało mi się was ostatnio zaskoczyć :3 I pewnie się domyślacie, że do spotkania Harry'ego i Severusa jeszcze daleko?

Rozdział 5

– Dzięki Page – powiedział Harry, kiedy siostra przyniosła mu list od potencjalnego nowego kolegi. Po lekcjach zamierzał go przeczytać.

– Nie ma sprawy młody. I masz tu znaczek bezpośredni – powiedziała, podając mu zaczarowany znaczek z wizerunkiem sowy. Wystarczyło go umieścić na kopercie i aktywować zaklęciem, a koperta znikała i pojawiała się u adresata. – Odkupiłam jeden od Katlyn.

– Oddam ci potem pieniądze – zapewnił ją, ale dziewczyna pokręciła głową i poczochrała mu włosy.

– Nie trzeba. Uznaj to za przypływ dobroci dla zwierząt. Baw się dobrze – zaśmiała się i poszła do swojego chłopaka.

Harry uśmiechnął się tylko, zerkając za nią i włożył znaczek do książki, żeby go nie zgubić.

– Czyli jednak spróbujesz pisać listy? – spytała Celine, siadając obok przyjaciela. Torbę z książkami rzuciła na podłogę.

– To brzmi całkiem fajnie. Podoba mi się opcja poznania kogoś z innego kraju – przyznał szczerze. – A jak się jednak nie dogadamy, to zawsze można przerwać kontakt. Nie tak, jak w przypadku, gdy się zna kogoś na żywo. Wtedy byłoby chyba strasznie niezręcznie.

Celine po chwili namysłu pokiwała głową. Kilka minut później zjawiła się reszta klasy. Wszyscy rzucili torby pod ławkę i wyszli na środek trawnika. Tego dnia mieli kolejną lekcję latania na miotłach. Harry uznał, że latanie jest całkiem fajne, ale i tak wolał jazdę konną. Strasznie tęsknił za Princem i nie ukrywał tego.

– W pełni rozumiem – powiedział mu jeden z kolegów o imieniu Troy. – Ja mam w domu wielkiego psa i też strasznie za nim tęsknię – westchnął. – To taka wielka, włochata bestia, ale też taka strasznie kochana.

– Maniacy – zaśmiała się jedna z dziewczyn.

Nikt jednak nie robił sobie z nich żartów, dlatego że uwielbiali swoich pupilów. Sporo dzieciaków zostawiło w domu swoje zwierzaki, bo w szkole nie mogli ich mieć. Harry nadal czasem ubolewał, że nie mają tu stajni dla koni. Oczywiście w okolicy były jednorożce, ale to nie było to samo.

– Dobry jesteś – powiedział jeden z chłopców z domu Pukwudgie, kiedy po lekcji oddawali miotły nauczycielowi. – Planujesz grać w quidditcha?

– Nie zastanawiałem się na razie nad tym. Pierwszorocznym i tak nie wolno wstępować do drużyny, ale zobaczymy, co będzie za rok – odpowiedział. Może i miał talent do latania, ale to jeszcze nie znaczyło, że musiał od razu się pakować do drużyny. Poza tym dom Rogatego Węża miał pełny skład, który świetnie ze sobą współpracował.

Lekcja latania była ostatnią w tym dniu. Po obiedzie razem z kilkoma osobami poszedł do biblioteki odrobić lekcje, a potem usiadł sobie w jednej alkowie i wyjął list, który wcześniej przekazała mu siostra.

Chłopiec, który miał na imię Ronald, ale zdecydowanie wolał, żeby wszyscy mówili do niego Ron, był pierwszorocznym tak jak Harry i chodził do Hogwartu. Miał pięciu starszych braci i młodszą siostrę.

– Nieźle – mruknął Harry, czytając dalej.

„Lubię grać w szachy i w quidditcha, ale wątpię, żebym kiedyś dostał się do drużyny Gryffindoru" – pisał. – „Nie stać mnie na nową miotłę, a ta, którą mam w domu, praktycznie się już rozpadła. Próbowałem ją naprawić, ale marnie mi to szło. Moi starsi bracia – Fred i George – są w drużynie jako pałkarze. Sami są tak zakręceni, że zdecydowanie odnajdują się w tej roli. Chyba tylko nasz szkolny poltergeist – Irytek – może stanowić dla nich jakąś konkurencję."

SpotkanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz