Rozdział V

218 15 76
                                    




Po niedługim czasie, wróciłem do domu. Rzuciłem się na łóżko i, jak zwykle, wziąłem swój telefon, aby przejrzeć wiadomości. Wolałem to robić będąc sam niż z innymi, gdyż wtedy mogłem na spokojnie i bez żadnej presji odpisać moim znajomym czy poprzeglądać social media. Od razu po odblokowaniu telefonu zobaczyłem wiadomość od Tolkiena, który zapraszał mnie na imprezę. Nie do końca chciałem przychodzić na nią, gdyż wiedziałem, że jedyne, co będą tam robić moi znajomi to upijanie się do nieprzytomności lub wymiotowanie w salonie. Wiedziałem jednak, że nawet jeśli się nie zgodzę to Kenny siłą wyciągnie mnie z domu. Uznałem więc, że odpiszę Tolkienowi, oczywiście zgadzając się na przyjście. Po wysłaniu wiadomości odłożyłem telefon na parapet i rozłożyłem się na łóżku, wbijając swój pusty wzrok w sufit. W dalszym ciągu myślałem o dzisiejszych sytuacjach, które miały miejsce w szkole. Cóż, nie do końca rozumiałem, o co chodziło Stanowi w tych wszystkich momentach, kiedy nasze twarze były tak blisko siebie. Z resztą, czemu on miałby chcieć się ze mną całować po takim czasie unikania mnie? Kompletnie tego wszystkiego nie rozumiałem. Po chwili odwróciłem się głową do poduszki i przydusiłem nią swój jęk. Podniosłem głowę z niej i zmęczonym wzrokiem spojrzałem na nią.

- Kyle, czemu się zachowujesz jak zakochana czternastolatka? - skarciłem sam siebie i ponownie podniosłem swój telefon, w celu zobaczenia godziny. Miałem lekko ponad godzinę na przygotowanie się na imprezę czarnoskórego kolegi. Wstałem z łóżka i podszedłem do szafki. Wyciągnąłem z niej białą koszulkę, trochę za dużą na mnie zieloną bluzę i zwykłe, czarne spodnie z większymi dziurami na kolanach. Nie miałem jakiegoś konkretnego stylu, ubierałem się tak, aby było mi wygodnie. Po chwili do mojej głowy przyszedł dziwny pomysł, aby ubrać się bardziej alternatywnie. W głowie wyobraziłem sobie, jak świetnie mógłbym wyglądać w takich ubraniach, więc poszedłem do sypialni moich rodziców, aby przejrzeć ich ciuchy. Wiedziałem, że w ich rzeczach mogę znaleść coś, co będzie pasować do mojego nowo wymyślonego stylu, który chyba nawet nie był stylem, tylko głupia wyobraźnią. Przegrzebując szuflady mojej mamy, znalazłem w nich nieodpakowaną parę kabaretek i zwykłe czarne rękawiczki z odkrytymi palcami. Szczerze, nie chciałem zmieniać tego, co już miałem na sobie, więc rajstopy nałożyłem pod spod tego. Przed nałożeniem rękawiczek, pobiegłem do łazienki i umyłem twarz, zęby, użyłem perfum, ale także wygrzebałem z kosmetyków mamy czarną kredkę do oczu. Nałożyłem ją tylko na linii wodnej i roztarłem lekko ku dołowi. Po umyciu rąk, założyłem obcisłe rękawiczki i popędziłem do mojego pokoju, aby zobaczyć całość swojego ubioru w lustrze. Wchodząc do sypialni, wziąłem swój telefon z parapetu i podszedłem do szafy. Stojąc przed lustrem oglądałem się z każdej strony i poprawiałem włosy pod moja uszanką tak, aby wyglądały jak najlepiej. Jednak tą chwilę przerwała moja mama, która weszła do mojej sypialni bez pukania.

- Kyle'u Broflovski, twój kolega przyszedł - powiedziała kobieta, a po otwarciu drzwi ujrzała mnie stojącego z wystraszoną miną, dodatkowo w jej ubraniach. - Co? Co? Co? Czy to moje ubrania?

- Mamo, nie. Ugh... Znaczy tak. Boże, przepraszam. Nie rozmawiajmy o tym - powiedziałem i zakryłem swoje bordowe ze wstydu policzki. Kobieta wyjątkowo posłuchała mnie i nawet kiwnęła głową. Wychodząc dodała, żebym jednak zszedł do kolegi i zapytał, co go sprowadza. To też zrobiłem. Wyszedłem zaraz za moją mamą, aczkolwiek pokierowałem się w stronę schodów. Gdy po nich zszedłem, podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Moim oczom nie ukazał się jednak nie wyczekiwany przeze mnie Kenny, a Stan. Widząc chłopaka, stanąłem nieruchomo i moje wargi lekko się rozchyliły. Nie wiedziałem już nawet, co mam powiedzieć, a czego nie.

- Wow... Ładnie wyglądasz, Kyle - powiedział, przerywając ciszę Stanley. Wtedy dotarło do mnie, to, że dalej jestem ubrany i pomalowany jak jakiś emo dzieciak. Na mojej twarzy znowu rozlał się bordowy rumieniec, a ja tylko zmarszczyłem brwi i odwróciłem głowę w prawo. Jedna z moich rąk, która nie trzymała klamki, została złapana przez zimną rękę szatyna, a następnie ten przekroczył próg jego domu. Trzasnął drzwiami i głośno krzyknął: "Dzień dobry".

Is there someone else? - StyleOnde as histórias ganham vida. Descobre agora