Rozdział 8

0 0 0
                                    

Osadzony został wprowadzony do bloku A. Klawisze prowadzili go w stronę celi. Henry ciągle wykrzykiwał słowa: — Ludzie! Ja jestem niewinny! – jeden z klawiszy krótko mu odpowiedział: – Masz farta kmieciu, że dzisiaj widzę cię po raz ostatni. Nie ładnie tak mi kablować na kolegów, przez ciebie młody stracił pracę. Ciekawe jak mu bank teraz udzieli kredytu na mieszkanie... Nie mam na ciebie słów, zniszczyłeś mu życie. I jeszcze do tego tak kłamać! Przecież wiem, że ten młody baranek nie skrzywdziłby muchy! – osadzony odparł: — Nie miałem wyboru... Przykro mi... – wokół odurzenia uformował się wyraźny głos w głowie skazanego, rzekł: „Tak właściwie to zawsze jest jakiś wybór". – jeden z klawiszy otworzył metalowe drzwi. Drugi zaś wepchnął osadzonego do celi i krzyknął: – A teraz to zdejmuj panie kmieciu.

— Co? O co ci chodzi?

– Co kurwa, regulaminu nie czytałeś cholero? Po powrocie więźnia do celi nie może on przebywać w ubraniach, w których był poza miejscem odsiadywania wyroku. Artykuł siódmy, podpunkt drugi, reguły antynarkotykowe. Zdejmuj to kurwa!

— Czemu tu jest pusto? Gdzie...

– Japa tam! Bierz ręcznik, masz dziś wizytę w łaźni. Umyj dupę by za trzy dni prąd gładko po tobie przechodził. Idziemy i masz dwadzieścia minut. Spożytkuj ten czas dobrze, dziś ostatni raz masz wolne ręce i widzisz innych ludzi. Może warto się z nimi pożegnać? Uśmiechnij się do kogoś lub zapłacz. No, chyba że dalej masz problem z wyrażaniem uczuć i zachowujesz kamienną twarz jak przed sądem, niczym prawdziwy gbur. No chodź Jenkins, nim bardziej się opierdalasz to tym mniej masz czasu.

— Gdybyś mnie nie spowalniał głupimi dialogami to bym już się grzał pod gorącą wodą... Tylko się na mnie nie gap towarzyszu tą koślawą mordą... Powiedz mi kolego, skąd twoja blizna na oku? Masz wyblakłą tęczówkę. Widzisz coś na to oko?

– Dwadzieścia lat służyłem w wojsku walcząc za Stany Zjednoczone... To na oku to pamiątka z zeszłego lata. Na mojej ostatniej misji w Afganistanie zostałem ogłuszony hukiem granatu... To był taki jasny błysk. Odłamek odbił się od ziemi i dostałem rykoszetem, prosto przez oko. Miałem naruszone oko i przez chwilę byłem ślepy. Wysłano mnie na emeryturę wojskową, bo nie byłem w stanie walczyć. Jestem bardzo wrażliwy na światło i błyski, nie mogę patrzeć przez lornetkę. Oślepia mnie odbicie światła w kolimatorze. Przeszkadza mi nawet żar ognia. Ten granat rzucił taki szczur w twoim wieku, równie paskudny jak ty! Nie miał nawet trzydziestki, był jeszcze dzieckiem. Mój zespół rozstrzelał śmiecia. Szkoda, że tu wszędzie są kamery co? Dobra, dotarliśmy. Wchodź, masz dwadzieścia minut. Pamiętaj, by najpierw wytrzeć twarz, a potem dupę. Pamiętaj, że to i tak nie uratuje twojej parszywej mordy.

Skazany został popchnięty za ramię przez klawisza więziennego. Sam Jenkins ujżał łaźnię, była dziwnie czysta, spodziewał się większego syfu. Odwrócił się by zareagować gniewem na popchnięcie: — Hej! – strażnik tylko się zaśmiał. Wskazał skazańcowi prysznice a sam oparł się o ścianę przy drzwiach wyjściowych. Lekko spuścił głowę i kontrolował porządek a dokładniej jeden z dwóch sektorów. Jeden, do którego został wepchnięty Jenkins, był spokojniejszy. W drugim zaś czekały gangi i inne więzienne klany. Bez przynależności do któreś z nich, było można oberwać żyletką po twarzy. Nawet patrolujący tam strażnik, nie spoglądał na ludzi biorących prysznic. Ci zaś mogli wymieniać się nowymi informacjami i nawiązywać znajomości. Czasem też dochodziło do bójek, na które nie mógł zareagować żaden ze strażników więziennych. Grupy pełne były narkotyków. Więźniowie, najczęściej połykali małe plastikowe woreczki z metamfetaminą, zawsze ktoś z zewnątrz przyniósł im to gówno. Niektórzy desperaci, chowali woreczki we własnym odbycie, mieli pewność, że tam nikt nie zajrzy. Nie raz był przypadek w tym bloku, że komuś owy woreczek z narkotykiem rozpuścił się w żołądku lub w jelicie. Często powodowało to zgon u słabych organizmów. Ich wnętrze przypominało coś jakby łyknęli proszek to przeczyszczania rur. Pomimo błędów, nie nauczyli się by zaprzestać przenoszenia narkotyków. Ryzykowali własnym życiem, by poczuć biały proszek w nosie lub też pod językiem gdzie wchłaniał się najszybciej. Naćpani więźniowie najczęściej stawali się agresorami a w tej łaźni przelał się nie jeden litr krwi. Ludzie mawiają, że idiota zawsze pozostanie idiotą. W tej placówce to powiedzenie sprawdza się każdego dnia. Nieraz pielęgniarka zostaje po godzinach, by opatrzeć rannych po bójkach. Przypadek Jenkinsa był dla niej codziennością, nieraz widziała kilka złamanych nosów podczas jednej zmiany. Sam Jenkins ujrzał znajomą twarz naprzeciwko wcześniej wspomnianych drzwi. Głos odezwał się: – Nie na co dzień organizują łaźnię. Najczęściej jest raz na tydzień. W tym tygodniu jest to drugi raz? Złamali zasady i okazali litość czy przyjeżdża sam prezydent z pierwszą damą w odwiedziny do tego kurwidołka? Cóż to za święto?

Zero - OsadzonyWhere stories live. Discover now