Rozdział 1

0 0 0
                                    

Historia ta opowiada o pewnym mądrym, dobrze wykształconym człowieku, który odbywa karę więzienia za rzekomą niewinność. Po kilku latach pracy w zakładzie karnym w roli administratora i informatyka sam staje przed sądem. Manipulacja dokumentami sprawia, że zostaje osadzony w dawnym miejscu pracy, budynku, którego plany ma w głowie a każdy pojedynczy dzień w naszpikowanym elektroniką miejscu zbliża go do odzyskania wolności. Mowa tu o dwa tysiące osiemnastym roku, który okazał się najbardziej znaczący w jego życiu. Mowa tu o człowieku, który staje się więźniem politycznym a jego tożsamość zostaje zatuszowana w życiu publicznym. Wszystko zaczęło się od wizyty pani prokurator, która zaczęła rozmowę:

– Dzień dobry albo i dobry wieczór. Sama nie mogę zdradzić, która jest godzina...

— Dwunasta dziesięć... lub jedenaście. Siedzę tu już dwie godziny. Uprzedzając pytanie... Pada deszcz, nasłuchuję kapania wody z rynny. Jedna kropla na dziesięć sekund... Łatwo to policzyć w pamięci. Nie śpieszyła się pani prawda? Rozgadana ta pani w administracji? Próbowała pani ciastek migdałowych czy raczej ma pani takie piękne perfumy?

– Pan Henry Jenkins prawda? Niech mi pan powie, co tu do diabła robi taki mądry człowiek? Miejsce pełne alimenciarzy, zabójców, bandytów i innych złych ludzi...

— Niech pani mi odpowie... Albo jeszcze nie. Jest tu zbyt pusto. Nie ma klawisza. Nie ma też mojego adwokata. Z chęcią bym po niego zadzwonił, ale mam skrępowane ręce, choć jestem niegroźny a poza tym niewinny. Jak stąd wyjdę, na pewno złożę pozew o zniesławienie mojego imienia. Jako pierwszy z mojej rodziny czekam na wyrok... Kiedy zostanę postawiony przed sądem? Nie lubię ciasnych i ciemnych pomieszczeń, mam klaustrofobie, ale to raczej wszyscy wiecie. Czytała pani mój raport psychologiczny co? A może sporządzimy jeszcze jeden na kawie? Znam dobry lokal. Mają tam pyszne lody śmietankowe.

– Czytałam, czytałam. Jako jeden z niewielu się zgadza... Niestety musi pan trochę poczekać na wyrok, ale spokojnie... Tymczasowo zostanie pan tutaj osadzony w dobrym towarzystwie. Alimenciarze i nastoletni kieszonkowcy... Gdy sędzia zadecyduje o wyroku, zostanie pan pewnie przeniesiony z bloku A do bloku B lub też C.

— Blok C? Tam siedzą mordercy w pomarańczowych ubraniach... Oni dla samych siebie są niebezpieczni. Ja tam nie przeżyję a poza tym, ja nikogo nie zabiłem!

– Według raportu mógł pan dopuścić się zdrady państwa Stanów Zjednoczonych publikując niestosowane treści na temat władzy co przyczyniło się do wielu pytań, ze strony mediów... Za to można dostać dożywocie, a nawet karę śmierci. O pańskim losie zadecyduje sędzia Hetman. Ostrzegam, jest bardzo stanowczy a przede wszystkim sprawiedliwy. Jego każda rozprawa od dwudziestu lat kończy się oklaskami w jego stronę.

— Jestem kurwa niewinny, czego nie rozumiesz kobieto. Sieć budynku jest zastrzeżona, można odbierać dane, ale nie można ich wysyłać poza teren! Jeszcze wczoraj tu przecież pracowałem, wrobili mnie. Ktoś obszedł zabezpieczania... To wykracza poza moje możliwości.

– Rzeczywiście wygląda pan na lojalnego człowieka... Czasem tak jest, że ktoś korzysta z cudzego konta i robi na nim dziwne rzeczy, ale z miejsca zdarzenia zostały zdjęte odciski palców przez kryminologów z FBI. Na panelu przy drzwiach zarejestrowano pański palec, równo sto dziesięć sekund od opublikowania bardzo kontrowersyjnych danych. Rejestr donosi, że był pan wtedy w pracy i przebywał pan wtedy na obszarze rejestracji. Nie obchodzi mnie czy pan wtedy zdradzał Stany Zjednoczone, czy pił pan kawę z którąś z funkcjonariuszek... Mam nadzieję, że zdążył pan spróbować tych ciastek migdałowych, bo po tej stronie więzienia, nie ma takich rarytasów, tylko kupa ziemniaków z marchewką i groszkiem... Za chwilę przyjdzie po pana funkcjonariusz. Kilku ludzi szepnęło o panu kilka miłych słów więc zostanie pan osadzony w najlepszym towarzystwie... Oczywiście do czasu wyroku i przeniesienia. Skończyłam rozmowę panie Jenkins, będę się już zbierać, mam zebranie w szkole syna na godzinę szesnastą, ale miło było poznać. Dobrze się pan spisał, nie stawiał pan oporu, choć drzwi wcale nie były zamknięte... Nie podjął pan próby ucieczki, sędzia weźmie to pod uwagę. A teraz niech pan wybaczy, ale muszę iść sporządzić raport. Żegnam pana!

Amerykanka opuściła pokój, zapadła cisza i spokój, w której Henry trwał przez następne piętnaście minut. Mrok zaczął ponownie mu przeszkadzać. Ciężkie kajdany na dłoniach tylko nasilały u niego klaustrofobie. Próbował zamknąć oczy i pomyśleć o czymś innym, lecz ciągle słyszał kapanie deszczu z rynny i wybijało go to ze wczesnej fazy snu. Zaczął czuć zmęczenie przez narastający stres. Jego serce zaczęło tłuc a oddech przyspieszył. Gdy usłyszał kroki stawał się powoli wściekły, jego dłonie drżały a butami stukał o brudną betonową podłogę trzymając skute dłonie na metalowym stole. Oślepił go blask otwierających się drzwi. Poczuł to niczym piach w powiekach, zaczął mocno łzawić. Pojawiły się dwie sylwetki rosłych mężczyzn, oboje trzymali coś w dłoniach, były to pałki policyjne. Oboje ubrani byli w specjalny gruby uniform a na głowach nosili hełm z przezroczystą szybką. Jeden z nich kliknął włącznik światła, Henry ujrzał ich pełne sylwetki, wyglądały bardzo groźnie. Pod maską u każdego z nich kryła się czarna połyskująca kominiarka. Sylwetki wskazywały na to, że są to silni mężczyźni starsi od Henrego o, chociaż dziesięć lat. Więzień wpadł w panikę gdy łzy zalewały mu powieki a sylwetki strażników rozmazywały się, dwoiły i troiły. Wyglądały jeszcze groźniej. Więzień zaczął krzyczeć pod nosem i panicznie wymachiwać rękami. Jego występ teatralny szybko ukrócili strażnicy, którzy do niego podbiegli i zaczęli się z nim szarpać. Gdy zobaczyli, że osadzony sprawia opór, jeden z nich chwycił pałkę a drugi unieruchomił więźnia. Wściekły pałkarz wymierzył Henremu mocny cios prosto w nos. Więzień świsnął krwią z nosa na but drugiego strażnika, po czym stracił na chwilę przytomność. Prowadzony był, a raczej ciągnięty do celi, był ciągle świadomy. W tle słyszał buty i dyszenie strażników, czuł też jak szura butami po gładkiej powierzchni podłogi na korytarzu więziennym. Jeden ze strażników mamrotał pod nosem, lecz dla obolałego Henrego był to nie do końca zrozumiały bełkot: – Trzydzieści cztery... Tu masz sześć. To był pierwiastek z trzech do potęgi siódmej... Nie no to nie ma sensu Jerry. Nie dziwne, że przegrała ten konkurs matematyczny... Ten Molklot nawet tego nie rozwiąże a kombinacje do szachów to zna wszystkie... Inni chodzą po spacerniaku lub pracują a ten napierdala w szachy... Za co siedzi? No przecież ci mówiłem, wkurwił się na jakiegoś typa i przedziurawił go strzelbą! Taki koleś powinien, chociaż w B siedzieć a najlepiej to skuć to kurewstwo w kaftan i niech se siedzi w komórce jeden na jeden... Osadzony... osadzę to se syna u teściowej w Lipcu, niech chłopak popracuje trochę na gospodarce, dobry z tego pieniądz jest. Rozumiesz, krowy, konie, pszenica a we wrześniu zaraz wykopki ziemniaków... A Lilia dalej pracuje w tej aptece? Co mówisz Jerry? Że ten ciapaty z działu ochrony i administracji jest? Że cieć od kamer? Nie tam głupoty pierdolisz. Nie widziałem go tam nigdy a przecież mam szafkę niedaleko w pokoju dwa C. To trzy pomieszczenia od pokoju ochrony a przecież ciapak by kiedyś wychodził do kibla... Nie tam, biadolisz. Nie ma go na liście pracowników. Dobra koniec tej gadki, Jerry otwórz drzwi, a potem trzymaj drugiego osadzonego pod ścianą jak każą zasady. A to szumowinę wypierdol na ziemię jak chcesz, gówno mnie obchodzi los ciapatego. To kiedyś było więzienie dla Amerykanów... Pierdolony postęp!

Henry został brutalnie rzucony na ziemię przy łóżku. Głową uderzył o miękki materac przybierając pozycję półsiedzącą. Trwał w przeszywającym skrępowaniu ze względu na wcześniejsze ogłuszenie. A teraz do tego wszystkiego doszedł jeszcze drastyczny ból pleców i odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Strażnicy zaśmiali się rzucając jeszcze parę bluzg w stronę Henrego i zamknęli metalowe drzwi na klucz mocno trzaskając. Bohater stracił chwilowo kontakt se światem odpływając przez uraz głowy, z jego nosa ciągle kapała krew. Ubrudził tym płynem też celę, jak i buty oraz spodnie strażnika Jerry'ego i porucznika Michaela, który to bluzgał w stronę osadzonego. Po chwili zaczął się wybudzać, poczuł ocucanie a dokładniej uczucie jakby ktoś go delikatnie policzkował. Dla Henrego zaś to uczucie klepania przypominało raczej marsz mrówek po twarzy. Finalnie uchylił oczy i ujrzał nieznaną mu do tej pory postać, będącą kluczem do przetrwania w tym miejscu.

Zero - OsadzonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz