Rozdział 1

507 78 21
                                    

Riley

Czułem się tu dziwnie obco. Końcówka sierpnia w Harlow nie należała już do najcieplejszych. Po dwóch latach spędzonych na Florydzie, mógłbym nawet powiedzieć wprost, że było zwyczajnie zimno. Kusiło mnie, by kolejny raz zapytać mamę, czy powrót tutaj to na pewno dobry pomysł, ale znałem odpowiedź. Ona chciała tu wrócić. Chciała wrócić do domu, nawet jeśli od dawna już nim dla nas nie był. Na dodatek udało jej się znaleźć pracę w szpitalu w Harlow. Większość lekarzy z okolic wolała dojeżdżać czterdzieści minut do Duluth, ale zarabiać nieco więcej, więc nie było to takie trudne.

Ulica Springvale wyglądała tak samo, jak każda inna w okolicy. Identyczne domy, równo przystrzyżone trawniki i... ciemnofioletowe dzikie petunie pod numerem jedenaście. Gdy przejeżdżaliśmy obok, miałem ochotę poprosić mamę, żeby zatrzymała samochód, szczególnie gdy zobaczyłem światło w pokoju Camryn. Zaraz potem jednak przypomniałem sobie, że zachowałem się jak ostatni kretyn i po wyprowadzce z Harlow nie utrzymywałem kontaktu ani z nią, ani z nikim innym stąd. Wątpiłem więc, że Cam ucieszyłaby się na mój widok. Może to i lepiej, że mieliśmy teraz mieszkać kilka numerów dalej od Heartów, a nie naprzeciwko jak poprzednio.

Po paru latach od śmierci swojego męża pani O'Sullivan postanowiła spędzić resztę starości u córki w Nowym Meksyku, nie chciała jednak sprzedawać rodzinnego domu. Gdy mama znalazła ogłoszenie w sieci i do niej zadzwoniła, rozmawiały przez półtorej godziny, choć targu dobiły w zasadzie od razu. Wdowa O'Sullivan była moją ulubioną sąsiadką, gdy mieszkaliśmy w Harlow. Cyniczna staruszka miała w sobie więcej werwy, niż większość jej równolatków i sypała ciętymi żartami jak z rękawa, każdy przyprawiony wciąż zaskakująco ciężkim, irlandzkim akcentem, choć spędziła w Stanach większość dorosłego życia. Pani O'Sullivan pozwoliła nam urządzić dom, jak tylko zechcemy, byle zostawić w salonie ulubiony fotel jej męża. Ugryzłem się w język, zanim zdążyłem zapytać, czy w nim umarł. Miałem nadzieję, że nie. Gdy poprzednim razem przeprowadziliśmy się do Harlow, pani O'Sullivan była już wdową.

Pierwszy dzień roku szkolnego stresował mnie teraz bardziej niż zwykle. To było moje drugie liceum, nie przywiązywałem się więc za bardzo. Rozstanie się ze znajomymi z tego pierwszego było wystarczająco dobijające, bym uczył się na własnych błędach. Jednak nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś takiego jak Camryn Heart. Wiedziałem, że będę żałował swojej decyzji jeszcze zanim ją podjąłem. Nie przewidziałem jednak, że kiedyś tu wrócę. Po wyprowadzce z Harlow niczego nie brałem już za pewnik.

– Wiesz, że nie musiałaś mnie podwozić do szkoły – odezwałem się, gdy mama zatrzymała samochód pod szkołą.

– Ale chciałam – odparła. Dopiero po powrocie do Harlow uświadomiłem sobie, jak bardzo mama zestarzała się przez ostatni rok, odkąd rozstała z ojcem. Wokół oczu identycznych jak moje pojawiły się głębokie zmarszczki, a w ciemnych włosach siwe pasma. Wiedziałem jednak, że była teraz szczęśliwsza, nawet jeśli po rozwodzie czasem z trudem wiązaliśmy koniec z końcem. – A teraz idź już, nie spóźnij się.

– Jasne – westchnąłem i wysiadłem z auta.

W sekretariacie odebrałem plan i kod do szafki o numerze 356. Wrzucałem właśnie do niej swoje rzeczy, gdy niemal podskoczyłem na dźwięk swojego imienia.

– Riley? – usłyszałem za sobą zaskoczony, znajomy głos. – Mama nie kłamała!

Julian Hill patrzył na mnie wyczekująco, jakby oczekiwał wyjaśnień i cóż, pewnie mu się należały. Zakumplowaliśmy się przez Camryn i razem graliśmy w hokeja w jednej drużynie, aż do mojej wyprowadzki z Harlow.

– Cześć – rzuciłem niepewnie, zamykając z trzaskiem swoją szafkę.

– Camryn wie, że wróciłeś? – zapytał od razu, choć myślałem, że to ja będę musiał zadać mu to pytanie. Mama Juliana była dyrektorką szkoły, Julian z pewnością wiedział o moim powrocie już od kilku dni.

Warte wybaczenia WYDANA 22.09.2023Where stories live. Discover now