Rozdział 24: zaserwuję ci miłość

517 82 76
                                    

Trzy razy zbierałam się, by zacząć rozmowę z Kamilem na temat jego zawodowej przyszłości. Za każdym razem mężczyzna skutecznie odwracał moją uwagę — a to uśmiechnął się w ten niepowtarzalny sposób, kiedy indziej zaczął o czymś opowiadać, a raz to mnie opuściła odwaga i spasowałam.

Uznałam, że poczekam do końca sezonu — względnie do momentu, w którym Kozły wypadną z gry i wtedy spróbuję. Swoje tchórzostwo tłumaczyłam dobrem Kamila — teraz musiał koncentrować się na kolejnych meczach, utrzymaniu formy. Prawda jednak była taka, że bałam się odrzucenia i w głębi duszy o tym wiedziałam.

Kozły wygrały z Syrenkami, ale przegrały z Łucznikami. Ostatecznie uplasowaliśmy się na czwartym miejscu w tabeli Ekstra Ligi, co było naprawdę ogromnym sukcesem. Ostatnie cztery lata kończyli gdzieś na miejscu siódmym albo ósmym, a raz nawet nie wyszli z fazy zasadniczej.

Kamil promieniał — nic dziwnego. Po tym, jak opinia publiczna wystawiła mu piątkę z plusem, trener częściej ściągał go na boisko w playoffach, dając Maksowi więcej czasu na odpoczynek. Swoją drogą, poznałam w końcu Szymańskiego — dosłownie. Nie tylko zrobiono mi z nim zdjęcie, ale mnie uściskał i przedstawił się jako Maks (!) i mówił mi po imieniu. Myślałam, że się tam rozpłynę... Kamil śmiał się ze mnie cały wieczór, ale śmiech ten miał pozytywny wydźwięk i widziałam, że jedynie cieszył się moją radością.

Nim się zorientowałam, a zaczęliśmy żyć życiem typowych starych ludzi, jak to wróżyła Konstancja. Spędzaliśmy razem czas — a to łapiąc się na mieście na jakiś obiad, a to wychodziliśmy razem na spacer, oglądaliśmy wspólnie mecze czy kolejne odcinki New Amsterdam z Radkiem. Nie kłóciliśmy się, o dziwo — ale chyba żadne z nas nie chciało na to marnować energii.

Byliśmy też na obiedzie u moich rodziców i na kawie u Konstancji.

— Szef kuchni serwuje dzisiaj policzki wieprzowe — zaczął Jarmużek, wyrywając mnie z zamyślenia. Postawił przede mną talerz. — Duszone w sosie własnym z cydrem jabłkowym i warzywami, puree ziemniaczanym oraz zielonym groszkiem. — Okręcił talerz, abym mogła przyjrzeć się ułożonemu na nim daniu, po czym uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem. — Smacznego.

Przymknęłam powieki, zaciągając się zapachem, którym mogłam się najeść. Dotychczas lubiłam kuchnię szybką i dobrą, ale jak zamierzał mnie tak karmić, to mogłam zmienić swoje nawyki i zrezygnować ze słowa „szybka". Swoją drogą — po co ja w ogóle chodziłam do restauracji, skoro mój facet potrafił tak świetnie gotować? Ach, moment.

— Czyżbym w końcu trafiła do grona prawdziwych fanów? — wypomniałam mu jego słowa z naszego pierwszego, wspólnego obiadu. Sięgnęłam po widelec i skosztowałam kęs mięsa. Kawałek wręcz rozpływał się w ustach.

— Może — stwierdził Kamil, uśmiechając się pod nosem. Miał szczęście, że akurat przeżuwałam, bo najpewniej bym coś odburknęła.

Przez chwilę milczeliśmy — w zasadzie ja milczałam, bo Jarmużek próbował kilka razy zagaić rozmowę. Ale jedzenie było zbyt pyszne, bym mogła skupić się na czymś innym niż jego smak.

— Chciałem z tobą pogadać — powiedział, gdy odłożyłam wreszcie sztućce na pusty talerz. — W zasadzie to poprosić o radę. Chodzi o kontrakt.

Zimny pot spłynął mi po plecach. Kontrakt. Powinnam się cieszyć, w końcu ułatwił mi zadanie, zaczynając temat, prawda? Jakoś nie potrafiłam. Odstawiłam lampkę do wina, z której popijałam wodę, z powrotem na stół.

— Rozumiem, że jeśli chodzi o propozycje nic się nie zmieniło?

Serce biło mi jak szalone, gdy Kamil ocierał usta serwetką. Proszę, proszę, powiedz, że dostałeś ofertę od Kozłów, proszę, błagam...

Zaserwuję ci miłośćWhere stories live. Discover now