Rozdział 6: to ikona motoryzacji, wiesz?

571 83 91
                                    


— Głupi ma zawsze szczęście — zauważyłam z wyraźnym zadowoleniem, gdy dostrzegłam wolne miejsce parkingowe. Przejechałam jeszcze parę metrów, a potem zahamowałam.

Zerknęłam w lusterko i wbiłam wsteczny, by rozpocząć manewr parkowania. Cała operacja potrwała nie dłużej niż trzydzieści sekund, przez które wytykałam język, raz za razem kontrolując usytuowanie innego samochodu.

Dumna, jak zawsze, gdy udało mi się zaparkować równolegle — i to jeszcze bez zbędnego cudowania, sięgnęłam po torebkę, a potem wysiadłam z Mini, trzaskając drzwiami.

Przystanęłam na chodniku, by upewnić się, czy na pewno zabrałam telefon, a w konsekwencji nie zostawiłam go na przednim siedzeniu, gdy ktoś głośno zakaszlał. Uniosłam głowę i zobaczyłam Kamila. Stał nieopodal, oparty swobodnie o czarnego sedana, którego lakier aż mienił się w świetle pobliskich lamp.

Całkowicie nieświadomie ułożyłam usta w dziubek, dostrzegając czarne aluski. Trochę go ta fura kosztowała. Fakt, może mieszkania w dzisiejszych czasach by za to nie kupił, nawet i połowy, ale jednak... mieć dwieście koła, a nie mieć? Ciekawe czy tak dobrze płacili mu na kontrakcie czy może borykał się z problemami przyziemnymi ludzi takimi jak kredyt?

— Jak to było? — odezwał się, a mimo że stał po drugiej stronie ulicy, usłyszałam go doskonale. To chyba cecha wysokich ludzi — mówili głośno, by tam na dole, było ich słychać. Aczkolwiek Kamil, wbrew pozorom, nie był aż tak wysoki, jak na siatkarza... co absolutnie nie przeszkadzało mu w byciu głośnym.

Odepchnął się łokciem od samochodu, a potem wsunął dłonie w kieszenie czarnych spodni. A ja... cóż. Byłam prostą kobietą. Popatrzyłam. Na swoje usprawiedliwienie dodam jedynie, że było na co — w sensie na samochód, bo niby na co innego.

— Już wiem! — zauważył wyraźnie zadowolony z siebie. — Kiedy ona parkuje równolegle, wife her up*.

Przechyliłam głowę, mając nadzieję, że nie zauważy pojawiających się na moich policzkach rumieńców. Dobrze, że znowu pizgało złem, zawsze mogłam zrzucić ich wystąpienie na zimne wietrzysko. Opatuliłam się kurtką.

— Za dużo czasu spędzasz na Instagramie.

W odpowiedzi jedynie uśmiechnął się czarująco. Skubany. Już dwa razy potraktował mnie tym uśmiechem — za pierwszym razem, na obiedzie — i wtedy nawet nie mrugnęłam. Za drugim razem po meczu z Fosforanami i cóż, coś we mnie drgnęło, dzisiaj też. Zamrugałam.

W każdym razie trochę byłam niesprawiedliwa, bo to całe wife her up* było już tak przeżute, że pewnie sporo osób mogło je kojarzyć — chociaż niekoniecznie w tym motoryzacyjnym wydaniu, ale jednak.

— Ładna — powiedziałam, wskazując podbródkiem betę ustawioną jak od linijki wzdłuż krawężnika. Nieoczekiwanie ucieszyłam się, że akurat dzisiejszego dnia mi się przyszczęściło i zaparkowałam bezproblemowo, bo byłby wstyd. — To seria trzy? — dodałam, przestępując z nogi na nogę, bo przez ten wiatr robiło się chłodno.

Kamil gwizdnął z uznaniem, na co ja uniosłam brew.

— Co, myślałeś, że jeżdżę czerwonym Mini, bo jest słodkie i kobiece? — Oparłam dłonie na biodrach, wpatrując się z niego wyrzutem. Oczywiście, że nic sobie z tego nie robił i słusznie, bo tylko się z nim droczyłam. Coś podpowiadało mi, że taka myśl nawet nie przemknęła mu przez głowę. — To ikona motoryzacji, wiesz? Ikona — przeliterowałam ostatnie słowo, by upewnić się, czy pojął jego wagę.

— Już dobrze, dobrze, właścicielko ikony — odpowiedział takim innym tonem, który słyszałam u niego po raz pierwszy. Płynnym ruchem naciągnął mi kaptur na głowę. — Chodźmy już, bo zmarzniesz.

Zaserwuję ci miłośćWhere stories live. Discover now