Rozdział 3: w domu, jak to w domu

640 87 40
                                    

— Cześć, synku, nie przeszkadzam?

— Cześć, mamo — przywitałem się pomrukiem. — Poczekaj sekundkę — dodałem, naciskając największy z przycisków. Następnie zamknąłem zmywarkę, która ze szmerem rozpoczęła jakiś ekologiczny program. Niby był długi, ale wcale nie wodochłonny czy prądożerny. Tak przynajmniej twierdzili w instrukcji.

— Już.

Z sapnięciem padłem na kanapę, wyciągając nogi. Uparcie postanowiłem ignorować wyrzuty sumienia, które narastały w mojej głowie. Cały czas obiecywałem sobie, że zmienię nawyki i trochę częściej będę kontaktował się z rodzicami. Przynajmniej na tyle często, by mama przestała czuć się intruzem nawet przy użyciu telefonu i nie pytała, czy ma zadzwonić, kiedy indziej, bo jestem zajęty.

Nigdy nie byłem zajęty na tyle, by z nią nie porozmawiać, czy do niej zadzwonić. O ile to pierwsze jakoś nam wychodziło — pod warunkiem, że ona wybrała numer — o tyle drugie nieszczególnie.

— Co tam u ciebie słychać? Wszystko w porządku?

— Wszystko dobrze, dlatego nie dzwoniłem.

Po prawdziwe, gdy wszystko było okej, nie miałem z czym do niej dzwonić. Moje życie składało się z treningów i stania w kwadracie. No i okazjonalnego wyjścia z chłopakami na miasto, ewentualnie z gotowania, uwielbiałem gotować. Mogłem spędzić po dwie godziny na Instagramie albo Tiktoku, szukając nowych przepisów albo zwyczajnie śliniąc się do prezentowanych tam dań.

— Ładnie ci poszło. — W jej głosie usłyszałem dumę. — Odbiłeś, jak przeleciała przez siatkę, a potem ją przebiłeś na drugą stronę. Albo skakałeś do tego muru.

Uśmiechnąłem się szeroko, zapadając głębiej w miękkie poduszki. Ta kobieta była absolutnie wspaniała — odkąd ukończyłem dwanaście lat woziła mnie na treningi, wysłuchiwała moich żali i opowieści, oglądała mecze reprezentacji oraz ligowe, a nadal nie przyswoiła żargonu siatkarskiego.

— Dziękuję, mamo.

— Zasłużyłeś na to, by w nadchodzącym meczu grać od samego początku, a nie tylko seta — kontynuowała, na co przytaknąłem jej skinieniem, czego nie mogła zobaczyć. — Trener coś mówił?

— Wiesz, że podejmuje decyzję w ostatnim momencie, żebyśmy wszyscy przykładali się do treningów — przypomniałem, nie mając serca pozbawiać jej nadziei, że w końcu trochę dłużej będzie mogła oglądać mnie na boisku.

Musiałby wydarzyć się cud, bym to ja rozgrywał w trakcie nadchodzącego meczu z liderem Ekstra Ligi i aktualnym mistrzem Europy. Raczej oczywistym było, że trener postawi na doświadczonego, niezawodnego Maksa. Sam bym tak zrobił.

— Ale dość o mnie. — Wykorzystałem chwilę ciszy, przeciągając się. — Jak w domu?

— O tobie nigdy dość, jesteś moim jedynym synem — zaprotestowała, a ja westchnąłem cicho.

— Poza którym masz jeszcze jedyną córkę — przypomniałem życzliwie. — Co u Marty?

Los pokarał moich wspaniałych rodziców dwójką wyjątkowo niepoważnych dzieciaków. Wiadomo, każdy marzy o tym, by jego córka bądź syn zostali lekarzami, prawnikami albo inżynierami — zawodami, które są w jakiś sposób użyteczne dla świata, a poza tym plasują się jako dochodowe. Tymczasem dostali syna siatkarza — i to takiego, który nie potrafił zagrzać nigdzie miejsca na dłużej, ba, nie został również powołany do szeroko rozumianej kadry reprezentacji Polski. A oprócz tego trafiła im się jeszcze Marta, która realizowała się w branży beauty. Jedno mieliśmy wspólne — oboje nie mogliśmy narzekać na zasięgi na Instagramie.

Zaserwuję ci miłośćWhere stories live. Discover now