1.

61 6 0
                                    

Jak wiadomo, wszystko ma swój początek. Pamiętasz dzień w którym się poznaliśmy? Ja bardzo. O takich chwilach ciężko jest zapomnieć.

Byliśmy początkującymi skoczkami, tak jak wielu innych w tamtym czasie. Nie myśleliśmy wtedy zbytnio o  niebieskich migdałach. Naszym jedynym marzeniem, było to, aby nie poddać się lękom, i bezpiecznie wylądować.

Musiało to śmiesznie wyglądać, kiedy siedziałem na progu skoczni cały czerwony i spocony, z widocznym zdenerwowaniem, a w mojej głowie ta sama regułka modlitwy, którą znam na pamięć.

Mimo, iż skakałem już kilka lat, powinienem tym bardziej być już oswojony ze strachem, to fakt, że był to mój, można by powiedzieć, że debiut w Pucharze Świata, stres zrobił swoje.

Na szczęście, nie poddałem mu się i  udało mi się bezpiecznie wylądować.

Kiedy byłem już po kontroli sprzętu, chciałem pójść wraz z przyjaciółmi z kadry do hotelu, jednak coś w ostatniej chwili, mnie od tego powstrzymało. Tym czymś, a raczej kimś byłeś Ty Pero. 

Nie wiem, dlaczego na słowa spikera, oznajmiającego Twoją kolej na oddanie skoku, automatycznie się odwróciłem.

Dużo wtedy o Tobie słyszałem. Wszyscy zdążyli Cię ogłosić przyszłością i jedyną nadzieją Słowenii w skokach narciarskich.

Był jeszcze Robert Kranjec, który był wtedy nazywany legendą w Twoim kraju, on sam jednak, jak i pozostali z Twojej reprezentacji, zaczęli Cię tytułować jego następcą.

Chciałem uwierzyć w ich słowa, i dlatego więc cierpliwe, z widocznym zaciekawieniem obserwowałem Twój skok.

Ku mojemu zaskoczeniu, wylądowałeś jak na swój wiek, daleko, a telemark wyszedł Ci idealnie.

Wtedy zrozumiałem, że wcale nie żartowali, i nie rzucali słów na wiatr.

Bardzo chciałem Cię poznać. Ogólnie z charakteru byłem towarzyski, i zawieranie nowych znajomości nie były dla mnie problemem. 

Czekałem więc, koło drewnianych domków, w których zawsze odpoczywaliśmy między seriami, w czasie konkursów.

Dobrze wiedziałem, że tu przyjdziesz, gdyż budynek przeznaczony dla Was, stał tuż obok naszego.

- Kamil, nie wchodzisz?

- Nie Dawid. Spokojnie, załatwię coś i zaraz do Was dołączę.

- Jak chcesz. O, zobacz kto idzie w naszym kierunku.

Obróciłem się za siebie, i zobaczyłem jak na zawołanie Ciebie. Szedłeś ze swoimi kolegami z drużyny.  Rozmawialiście ze sobą, w swoim ojczystym języku, także nawet nie wiedziałem o czym.

Ale mało mnie to wtedy interesowało. Bardziej chciałem w tej chwili do Ciebie podejść i się przywitać.

Dawid musiał zauważyć, jakie mam teraz zamiary, dlatego też lekko poklepał mnie po ramieniu, i wszedł do domku.

Ja zaś naturalnie, bez udawanej odwagi, podszedłem do Was, i po krótkim przywitaniu, poprosiłem Cię o minutę dla mnie. Zgodziłeś się.

Kiedy inni zaczęli coś do Ciebie mówić po słoweńsku, powiedziałeś im parę słów, po czym poszli do siebie.

My zaś jakby nigdy nic zaczęliśmy rozmawiać, tym razem po angielsku

- Jestem Kamil Stoch. Dużo o Tobie słyszałem - podałem Ci rękę.

- Peter Prevc - odwzajemniłeś gest -  Mogę wiedzieć, co takiego o mnie słyszałeś?

- Nie bój się, na szczęście same dobre rzeczy.

- Uff, już myślałem, że te osły z mojej drużyny coś złego Ci o mnie nagadali. A tak na poważnie, to widziałem Twoje skoki. Nieźle Ci poszło, chociaż ja bym poprawił w nich kilka rzeczy.

- A weź, ja wtedy myślałem tylko o tym, by wylądować i się przy tym nie zabić.

Zaśmialiśmy się na to. Od razu było widać, że szybko nawiążemy ze sobą dobry kontakt.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem do czego nas to doprowadzi. Gdybym tylko wiedział, mógłbym temu zapobiec, i wszystko mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.

,,Granica rozsądku" - Kamil/Peter Where stories live. Discover now