Rozdział 4 - Może nie jest taki zły?

99 10 5
                                    

Dipper rozglądał się po pomieszczeniu w którym się znajdował z zaciekawieniem. Mimo iż nic praktycznie się tu nie zmieniło to nie mógł się powstrzymać od sunięcia dłońmi po starych, lekko zakurzonych meblach wpatrując się w nie z ekscytacją. Nie był tu tak długi czas i w końcu kiedy wrócił, a wszystko było takie jak to zostawił czuł nie opisane szczęście. No, może nie do końca tak jak zostawił. Nie mógł przecież zapominać o pewnym blondwłosym chłopaku, który tu zamieszkał pod jego nieobecność. Ogólnie nie miałby nic przeciwko, pewnie nawet byłby zadowolony bo złotooki wygląda na inteligentnego i mógłby się z nim nawet dogadać gdyby nie jedna kwestia. Szatyn miał wrażenie jakby drugi się okropnie podlizywał. Przynosił wszystkim wszystko, robił coś o co nikt go nie prosił informując o tym donośnie, a czasami również robił z siebie takiego idiotę, że można było go pomylić z małym dzieckiem. Brązowooki szybko sobie dopowiedział, że ten jest zwykłym atencjuszem i nie wart zwracania na niego uwagi, jednak coś nieodparcie go do niego ciągnęło.

Dziwne wrażenie, że już go spotkał. Te jedno nie zasłonięte, hipnotyzujące oko oraz tak znajomy denerwujący śmiech. Miał wrażenie, że coś przeoczył, nie wziął jakiegoś czynnika do rozważań i dlatego wychodzi mu taki, a nie inny wynik. Dipper miał tendencje do pragnienia dowiedzenia się wszystkiego i jeśli czegokolwiek nie rozumiał czuł się niekomfortowo w towarzystwie danej osoby, z którą jest to związane lub rzeczy której to dotyczy. Nie mógł usiedzieć w miejscu, wiercił się i nadmiernie się przyglądał co nie raz wystraszyło jego potencjalnych lub starych znajomych. Mamrotał różne teorie spiskowe pod nosem, chodził dookoła oraz nadmiernie gestykulował rękoma. Taki już był i chyba nigdy się nie zmieni ku rozpaczy niektórych, zwłaszcza bliskich, mu osób. Szczerze mówiąc czasami sam zastanawiał się jakim cudem wytrzymywał sam ze sobą jeszcze nie wariując.

Podszedł do trójkątnego okna na co skrzywił się znacznie wpatrując w nie. Naprawdę nie rozumiał dlaczego wujowie tego nie zmienili. W końcu byłby w stanie się założyć, że takowy kształt nie tylko jemu źle się kojarzy. Wyjrzał przez szybę na dwór rozglądając się do tak jak zakres widoczności przez nią mu umożliwiał. Stary totem nadal stał tam gdzie go zostawili za to naprzeciw niego wnosił się ku górze ogromny las pod względem wysokości jak i szerokości. Kiedyś uwielbiał tam przesiadywać całymi dniami. Szlajał się po wyklepanych jednak porośniętych mchem ścieżkach, oglądał krajobrazy i zapisywał nowe znaleziska na kartkach. Często siadał sobie opierając się o pień drzewa lub twardą skałę po czym siadając rysował długopisem jakieś amatorskie szkice pasujące do opisów. Nie potrafił zliczyć ile długopisów zakończyło swój żywot kiedy nie potrafiąc czegoś uchwycić gryzł jego końcówkę.

Zaśmiał się pod nosem na to wspomnienie. To były naprawdę dobre czasu dopóki wszystko nie zaczęło się komplikować. Mabel latała za wszystkimi chłopakami w okolicy, wujek Stanek naciągał turystów na pieniądze bez skrupułów i na wszystko, Soos był po prostu Soosem, a Wendy jak zwykle obijała się przy kasie w pracy pisząc wiadomości do znajomych. Wszystkie problemy, które wydawały się wtedy takie ogromne jak niepowodzenie miłosne były niczym przy tym co nastąpiło. Wzdrygnął się po czym westchnął z przymkniętymi oczami. Po chwili uchylił powieki i uśmiechnął się pod nosem. Wszystko było już dobrze, przynajmniej pod tym względem, i nie musiał się dłużej obawiać stworzeń paranormalnych. Wyuczył się wszystkiego co tylko był w stanie na ich temat i z łatwością odnajdywał w pamięci każdy najsłabszy punkt danej istoty. Podobno taka pamięć była okropną zaletą jednak nie przepadał za tym w niektórych sytuacjach. Na przykład raz wszedł wujkowi do toalety kiedy akurat korzystał. Nadal pamięta wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Jego twarz wykrzywiła się w obrzydzeniu po czym wystawił język symbolizując swój niesmak.

Zrobił kilka kroków do tyłu po czym bez większych namyśleń rzucił się w bok na łóżko rozkładając szeroko ramiona i biorąc głęboki, pełny oddech. Naszła go ochota na to by pospacerować po lesie. Miał ochotę poczuć świeże powietrze w swoich płucach oraz wyraźny zapach igieł sosnowych drażniących jego nozdrza. Chciał słyszeć jak uschnięte liście i gałązki rozpadają się pod naciskiem jego ciała i czuć jak magiczne stworzenia przypatrują mu się z zaciekawieniem z swoich kryjówek. Jak wtedy kiedy przemierzał go po raz pierwszy mając świadomość adrenaliny budującej w jego żyłach. Tak, to było coś. Musiał to powtórzyć. Mabel akurat była u koleżanek, a wujkowie robili coś w laboratorium więc nic nie stało mu na przeszkodzie. Jedynie mógłby to być Bill jednakże ten zmył się dość szybko po tym jak wujkowie poszli. Może nie lubił obcych ludzi?

Wziął w ręce plecak leżący u stóp łóżka po czym otworzył go i zaczął przeglądać co w nim ma. Jeden sporej na owady, krople do oczu, starą kanapkę, bluzę na zmianę oraz kilka zeszytów i długopisów. W sam raz na krótką wycieczkę chociaż zaszedł jeszcze jedną chwilę do kuchni bo ta kanapka go za bardzo nie przekonywała. Kiedy był już całkowicie gotowy uśmiechnął się od ucha do ucha i krzycząc, że wychodzi, choć pewnie i tak nikt go nie słyszał, ruszył w stronę drzew zamykając za sobą drzwi od domu. Rozglądał się z zaciekawieniem dookoła jakby był jakimś zwykłym turystą jak setka innych, którzy w okresie wakacyjnym przetaczają się przez chatę. Jednak co było mu się dziwić? Nie był w tych stronach, właściwie ile? Około pięciu lat? Stęsknił się za tym miejscem, za tym spokojem tu panującym, zagadkami znajdującymi się wszędzie do okoła i ludźmi których tu poznał. Nie mógł sobie wyobrazić, że nigdy by tu z siostrą nie przyjechał, nie miałby pojęcia o takich podstawowych rzeczach dla mieszkańców tego miasteczka jak krasnolud, a na koniec nigdy nie pokonaliby Billa Cyferki. Kto wie jak by się to potoczyło gdyby nie oni. Na pewno nie dałoby się uzupełnić koła w całości czyli już odpada najsilniejszą słabość Billa. Nie odciągnęliby go też od wujków kiedy ci zamieniali się miejscami. Trzeba też jednak podkreślić, że gdyby tu nigdy nie zawitali to by nie nastąpiło tyle atrakcji zagrażających świecie jak na przykład zmanipulowanie Mabel i stłuczenie szklanej kuli w której była zamknięta szpara międzywymiarowa.

Rozmyślając tak o wszystkim i o niczym nawet nie zauważył kiedy drzewa zaczęły się przerzedzać, a na jego twarz zaczęły padać wyraźniejsze promienie słońca już tak nie ograniczone przez bujne korony drzew. Rozejrzał się dookoła. Znajdował się na małej polance, jeśli można to tak w ogóle nazwać, w kształcie koła. Na samym jej środku za to widać było placek w którym trawa nie rozrosła, a co za tym idzie musiało tak coś stać. Zmarszczył lekko brwi podchodząc bliżej jednak kiedy usłyszał hałas z krzaka obok natychmiast się wycofał do cienia na wypadek jakby coś chciało go przypadkiem zaatakować. Jaka była wręcz jego irytacja gdy zauważył tak dobrze zapadłą mu w pamięć dziecięcą twarz z bursztynowymi oczami. Chłopak wyraźnie zestresowany przestępował z nogi na nogę więc przez chwilę Pines miał wrażenie, że go dostrzegł przez co wstrzymał powietrze w płucach przerażony, jednak kiedy w końcu wyciągnął z kieszeni orzechy aż skarcił się za taką myśl. Zamierzał już odejść kiedy usłyszał, że ktoś woła czyjeś imię. Jeśli słuch go nie mylił brzmiało ono Mei.

Zaraz potem na miejscu pojawiła się mała istotka o skrzydłach niczym ważka jednak posturze człowieka. Co prawda wielkością przypominała bardziej owada jednak nie to liczyło się w tej chwili. Blondyn pochylił się po czym podał smakołyk, jeśli go wzrok nie mylił dziewczynie. Naprawdę trudno mu było z tej odległości to ocenić. Nastolatek uśmiechnął się dobrodusznie po czym usiadł na miejscu gdzie przed chwilą stał z fascynacją przyglądając się jak istotka przed nim stara się rozłupać orzech o kamyk. Wyglądał niczym jak małe dziecko zafascynowane jakąś bajką. W jego oczach dało się dostrzec te tak dobrze znane Dipperowi ogniki pożądania wiedzy, które sam tak często miał lub widywał je u Forda kiedy znajdywał coś nowego do opisania lub stawiano przed nim zagadkę przy której musiał się napracować umysłowo.

Mimowolnie w głowie Masona pojawiła się myśl, że może jednak starszy nie jest taki zły.

New life || Billdip ||Where stories live. Discover now