Najpierw kolejne koszmary, a potem herbata

209 22 16
                                    

Spotkanie kłusowników na nowo wybudziło mary, które nawiedzały mnie podczas nocy. Kotłowałam się wtedy w pościeli, próbując choć na chwilę zmrużyć oczy, co kończyło się kolejnym złym snem. Czasami widziałam profesora Figa, umierającego samotnie w gruzach pod Hogwartem, gdy ja zajęta byłam przejmowaniem pokładów starożytnej mocy.

- Ranrok odszedł, lecz na jego miejsce może pojawić się ktoś inny, dużo potężniejszy. Nie mogę pozwolić, aby tak silna magia wpadła w niepowołane ręce - tłumaczyłam po całym zajściu profesor Weasley, wyjawiając jej tylko część moich zamiarów.

Owszem, kierowała mną troska o starożytne moce i nie zamierzałam czekać, aż zjawi się po nią ktoś gorszy niż Gobliny. Według mnie Obrońcy wykazywali się zbyt dużym optymizmem sądząc, że pokłady magii pozostawione same sobie będą bezpieczne.

Drugi jednak powód, znacznie bardziej przewyższający priorytetem wszystko inne, leżał w łóżku obok. Pomoc Sebastianowi stała się głównym motywem moich działań i było mi trochę wstyd z tego powodu. Próbowałam sobie wmówić, że przecież Sallow nie będzie jedyną osobą, której moja moc zdoła pomóc. Sama nie wiem czy odznaczałam się wtedy naiwnością, czy może jednak głupotą.

Podczas snu nawiedzała mnie jeszcze jedna postać, która szczerzyła swoje zęby w ciemności, przeszywanej jedynie miarowym, czerwonym światłem.

Dzieci powinny być widzialne, nie słyszalne...

Czemu mi to powiedział? Na litość Merlina, to nie ja powinnam wymierzyć sprawiedliwość za ten czyn. Zasługiwał na to ktoś inny.

Avada Kedavra!

Zbudziłam się gwałtownie z krzykiem, co już od dawna mi się nie zdarzało. Rozejrzałam się dookoła, zatrzymując wzrok na oczach Sebastiana, wpatrujących się we mnie w półmroku. Stał tam, motyw moich wszystkich złych uczynków, a na jego twarzy widziałam wymalowaną troskę.

- Wszystko w porządku? - spytał cicho, kładąc mi dłoń na ramieniu.

- Nie - powiedziałam, cała dygocząc. Po raz pierwszy przyznałam to głośno.

- Co ci się przyśniło? - zadał to pytanie łagodnym tonem, siadając na skraju mojego łóżka. Przez chwilę biłam się z myślami czy powinnam wszystko wyznać, lecz stwierdziłam, że nie ma sensu dłużej ukrywać prawdy.

- Rookwood - westchnęłam, zbierając w sobie odwagę. - Śnił mi się moment, kiedy go zabiłam.

- Nie wiń się za to, zrobiłaś co musiałaś - powiedział, chcąc zrzucić ze mnie poczucie winy. Spojrzałam na niego jak na wariata, choć to ja tu byłam tą, która zbzikowała.

- Nie musiałam, mogłam rozwiązać to w inny sposób - rzekłam twardym tonem, zmęczona ukrywaniem tego w tajemnicy. - Zrobiłam to umyślnie i w pełni świadoma rzuciłam zaklęcie uśmiercające.

- Broniłaś się - zauważył nieco skonsternowany, na co pokręciłam głową.

- To Rookwood był tym, który powinien się bronić. Nie docenił mojej mocy i przyznał do rzucenia klątwy, co okazało się dla niego zgubne - wytłumaczyłam, patrząc przyjacielowi prosto w oczy. - Zrobiłam coś jeszcze - kontynuowałam. - Zanim użyłam ostatecznego zaklęcia, potraktowałam go również Cruciatus. Kilkukrotnie. Miałam nadzieję, że może wyzna mi jak zdjąć klątwę, rzuconą na Anne...

Nie odrywałam wzroku od Sebastiana, próbując odgadnąć jego reakcję. Widziałam zmieniające się na jego twarzy emocje, gdy próbował zrozumieć moje słowa. Pierwotny szok zniknął i ponownie zastąpiła go troska. Nie rozumiałam tego. Wyznałam przyjacielowi swoje największe winy, a on ani razu nie spojrzał na mnie jak na potwora.

Szmaragd i błękit - 1 - Wakacje | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now