Wszystkiego najlepszego

214 17 26
                                    

Lubiłam odwiedzać księgarnię Księgi i Zwoje, znajdującą się w Hogsmeade. Właściciel, Thomas Brown, krzątał się wśród regałów, aż do samego sufitu wypełnionych przeróżnymi pozycjami. Mamrotał przy tym pod nosem, co jedynie zbywałam uprzejmym uśmiechem. Każdy miewał swoje dziwactwa.

- O, tutaj jest! - rozpromienił się i dwoma susami zeskoczył z niskiej drabiny, lądując na podłodze w pełnej gracji. - Czyżbyś szykowała się na zajęcia dodatkowe? - mruknął zaciekawiony, podając grubą, oprawioną na czerwono książkę.

- Ile płacę? - zignorowałam pytanie, wygrzebując galeony z portmonetki. Zdążyłam poznać Browna na tyle, że dobrze wiedziałam jak bardzo ciekawski bywał. Miał również duże zamiłowanie do plotek, przez co przy każdej wizycie w księgarni raczył mnie nowymi historyjkami.

Podałam odliczoną gotówkę, pożegnałam uprzejmie sprzedawcę i wyszłam z ciemnego sklepu, prosto na rozświetlone letnim słońcem ulice Hogsmeade. Schowałam książkę do torby, okraszonej zaklęciem zmniejszająco-zwiększającym, po czym ruszyłam w górę ulicy, kierując się do samego centrum miasteczka.

Hogsmeade było przyjemnym miejscem pełnym kolorowych sklepików, straganów i radosnych ludzi. Ponadto wiązały się z nim miłe wspomnienia, które do dzisiaj wywoływały u mnie uśmiech na twarzy. Cóż, może poza walką z trollem, pomyślałam, przechodząc przez główny plac.

- Panno Jones - Clementine Willardsey, jedna z mieszkanek, pozdrowiła mnie z kiwnięciem głową.

- Dzień dobry - odpowiedziałam tym samym, nieco przyspieszając kroku, by ponownie nie spytała mnie o tajemnicze zgraje motyli, które ciągle widywała na skraju Zakazanego Lasu.

Odwróciłam się na ułamek sekundy, by zobaczyć czy kobieta za mną nie podąża, gdy czyjaś ręka pochwyciła mnie za ramię i wciągnęła w pobliski zaułek. Instynktownie dobyłam różdżki, lecz intruz bezceremonialnie złapał mnie za dłoń, by ją wyrwać.

- Spokojnie, nie zrobię ci krzywdy - obiecał, a jego głos zabrzmiał dziwnie znajomo.

Zlustrowałam dokładnie twarz mężczyzny. Kiedy pojęłam, że to jeden z kłusowników, których wiedzieliśmy w lesie, miałam ochotę krzyknąć. Zamiast tego z całej siły nadepnęłam obcasem na jego stopę, a gdy ten z zaskoczenia zwolnił uścisk, rzuciłam się do ucieczki.

- Czekaj! - zawołał, doganiając mnie w dwóch krokach, by ponownie pochwycić, tym razem w talii i z powrotem wciągnąć w odosobnione miejsce. Okazał się dużo silniejszy, niż na to wyglądał.

- Czego chcesz? - warknęłam, siląc się na pewny siebie ton głosu.

- Upewnić się czy nic ci nie jest - odpowiedział, co w moim mniemaniu zabrzmiało idiotycznie.

Przyjrzałam się twarzy kłusownika, próbując odczytać jego intencje. Wpatrywał się we mnie ciemnymi oczami, w których widziałam szczere zmieszanie oraz coś na kształt troski. Wyglądał na niewiele starszego ode mnie, nie był wysoki, lecz barczystej postury i te szerokie ramiona dodawały mu powagi. To on tamtego feralnego dnia w lesie uwolnił mnie z więzów oraz oddał różdżkę, bym mogła swobodnie uciec. Nie daj się zwieść, upomniałam się w myślach.

- Gdzie twoi towarzysze? - spytałam, unosząc dumnie głowę. Byłam niemalże pewna, że chłopak jedynie gra na zwłokę i przetrzymuje mnie tu jedynie do czasu, aż się pojawią.

- Pod świńskim łbem... - zawahał się, zatrzymując wzrok na bliźnie, zdobiącej teraz mój policzek. - Bolało? - spytał, wyciągając dłoń. Odtrąciłam ją instynktownie, cofając o dwa kroki. Za plecami napotkałam ścianę, przez co poczułam się niczym w pułapce.

Szmaragd i błękit - 1 - Wakacje | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now