– Nie biegaj po schodach Ron – upomniała go mama, kiedy wpadł do pomieszczenia.

– Już nie musicie kupować mi nowej różdżki – oznajmił.

– Co ty opowiadasz? – spytała go zaskoczona. – Potrzebujesz jej do nauki.

– Źle się wyraziłem – powiedział szybko. – Chodziło mi to, że dostałem różdżkę od przyjaciela – wyjaśnił, pokazując im ją i wyjaśniając, o co w ogóle chodzi.

Artur Weasley po chwili wziął różdżkę do ręki i zaczął ją oglądać dokładnie.

– Piękna robota. Nigdy takiej nie widziałem – przyznał szczerze, oddając ją po chwili synowi. – Podziękuj mu w naszym imieniu. Przyznam jednak, że mi strasznie wstyd. Powinienem mieć za co kupić różdżkę dla własnego dziecka.

– Tato, przestań – powiedział stanowczo Ron i Artur popatrzył zaskoczony na swojego najmłodszego syna. – Wiem, że robicie z mamą, co możecie, żebyśmy nie chodzili głodni i mieli się w co ubrać. Przyznaję, że czasem jest mi przykro, że taki Malfoy szpanuje na całego swoim bogactwem i wyśmiewa się ze mnie, ale jak przynajmniej mam na kogo liczyć, a on co? Już się nauczyłem, że najlepiej jest olewać tego dupka.

– Słownictwo! – oburzyła się Molly, ale była dumna, że jej dziecko myśli w ten sposób. Podzielała zdanie męża, że było im czasem wstyd, że nie mogli swoim dzieciom zapewnić wszystkiego, co najlepsze, ale cieszył ją fakt, że jej syn znalazł sobie przyjaciela, na którego mógł liczyć nawet w takiej sytuacji.

– W zasadzie to niewiele nam mówiłeś o swoim przyjacielu ze Stanów – przyznał Artur. Oczywiście wiedzieli, że Ron z kimś pisał listy. Bill też tak kiedyś robił.

– Bo nie pytaliście – zauważył najmłodszy z braci, siadając na krześle, kiedy mama postawiła przed nim talerz z jajecznicą i tosty. Widział jednak, że teraz jego rodzice są nieco zaintrygowani, więc uznał, że coś może im zdradzić. – Ma na imię Harry i chodzi do Ilvermorny. Tak wiem. Ma tak samo na imię, jak Harry Potter – zaśmiał się. – Ale ten Harry ma liczną rodzinę. Ma starszego brata i siostrę, sporo kuzynów i zakręconego pradziadka, dzięki któremu mam nową różdżkę – uśmiechnął się. – Za quidditchem średnio przepada, ale za to od małego jeździ konno. Jego rodzina ma farmę, na której hodują magiczne odmiany koni i owiec. A wiedzieliście, że w Ilvermorny też mają cztery domu, ale u nich nazwane są na cześć magicznych stworzeń? – spytał.

Dawno już nie rozmawiał z rodzicami tak na luzie. Zawsze byli zabiegani, zajęci czymś i ciężko było znaleźć chwilę na rozmowę na osobności. Brakowało mu tego i cieszył się, że znaleźli dla siebie chociaż te dziesięć minut, zanim reszta nie zaczęła schodzić na śniadanie.

– Co się tak podejrzanie uśmiechasz? – spytał Fred, patrząc na młodszego brata.

– Mam nową różdżkę – pochwalił się, pokazując im ją.

Bliźniacy i Percy od razu się nią zainteresowali. Ollivander nie robił różdżek tego typu, więc tym bardziej byli ciekawi. Tylko Ginny siedziała naburmuszona na swoim miejscu i nie odzywała się.

– Mówiliśmy właśnie z tatą, że Ron musi przekazać rodzinie przyjaciela nasze podziękowania – powiedziała Molly. – Naprawdę miło jest wiedzieć, że jednak na tym świecie są ludzie, którzy ci pomogą w potrzebie. Zrobiłabym domowe krówki, ale wątpię, żeby dało się je wysłać.

– No nie bardzo – przyznał Ron. – Ale różdżka jest świetna. Jak ją wziąłem do ręki, to od razu poczułem takie mrowienie w palcach. Zupełnie, jakby się do mnie dopasowała. Fajne uczucie.

SpotkanieWhere stories live. Discover now