EPILOG - Gofry

239 22 6
                                    

Hop

Tydzień później...

Zadzwonił telefon i Hop otworzył oczy, czując ciężar żony przyciśnięty do jego boku, ich splątane nogi i jej policzek na jego klatce piersiowej.

Poruszyła się sennie, gdy wyciągnął rękę do stolika nocnego, by chwycić telefon, widząc na budziku, że był wczesny poranek. Prawie noc. Spojrzał na swój wyświetlacz i zobaczył, że dzwoni Tack. Poprzedniego wieczoru zjedli z nim i Cherry kolację, podczas której podzielili się dobrymi wieściami.

Wszystkimi. Tack i Tyra byli z tego powodu szczęśliwi, Tyra w siódmym niebie. Tak bardzo, że Hop nie wiedział, czy nie była szczęśliwsza z powodu dziecka niż z małżeństwa.

To nie miało znaczenia.

Jego kobieta rozpromieniła się podczas kolacji, pokazując pierścionek, dotykając dłonią brzucha, a Hop znowu nie wiedział, czy Lanie jest szczęśliwsza z powodu ich dziecka, czy małżeństwa.

Wszystko to miało znaczenie.

W rodzinie wszystko było dobrze.

Ale telefon w środku nocy nigdy nie był dobrą wiadomością.

Przenigdy.

Przyłożył telefon do ucha i wymamrotał - „Jestem."

„Zebranie, bracie" - odparł Tack - „Benito."

Kurwa, pomyślał

„Będę tam za piętnaście minut" - powiedział.

„Później."

„Później."

Rzucił telefon na szafkę nocną, gdy poczuł, jak Lanie się przeciąga, wciskając w niego.

„Wszystko w porządku?" - mruknęła sennym i słodkim głosem.

„Tak" - skłamał.

Jego kobieta czuła się dobrze na wszelkie możliwe sposoby. Psychoterapeuta z terapii krótkoterminowej zasugerował terapię długoterminową i Lanie znalazła kogoś, z kim lubiła pracować. Likwidowali kolejne problemy, skoro jego kobieta... nie, jego żona... wychodziła poza ciężkie gówno i dostała narzędzia do radzenia sobie z tym, jak jej myśli i wspomnienia przekręcały się w jej głowie i torturowały ją.

Nadal rzucała dramaty, ale nie były one osadzone w dysfunkcji.

Wracała do domu z pracy i narzekała na gówno, które można było naprawić, a więc w większości było nieważne, ale ważne było dla niej, żeby zrzuciła je z piersi.

Przezabawnie zgubiła opanowanie, gdy w coś wpadła i spaliła swoją pierwszą próbę zrobienia tortu urodzinowego Cody'ego.

I zrzędziła, gdy on tłumił śmiech z wybryków jej matki i ojca; popraw to, jej trzeźwej, poważnie wkurzonej matki i jej kutasa ojca. Lanie i Lis były Drużyną Joellyn przez cały czas, gdy Joellyn wykonywała manewry, by zabrać mężowi wszystko co mogła. Edward cofnął się, mówiąc, że chce ją odzyskać, a żadna z Kobiet Heron nie potrafiła powiedzieć, czy to mówił tak, bo wiedział, że straci ogromną część swojej fortuny, czy, bo ponownie zakochał się w kobiecie, którą poślubił, bo była teraz trzeźwa. Żadnej z nich też to nie obchodziło. To była totalna ofensywa Kobiet Heron, żeby ten śmieć zapłacił.

Hop to uwielbiał i, nawet jeśli zrzędziła, wiedział, że Lanie też. Miała jednego rodzica z powrotem, a na własnej skórze przekonała się, jak cenne jest życie. Nie marnowała tego na niepotrzebną urazę.

Ale interes z Benito Valenzuelą to było coś innego.

Nie pozwoliłby jej się martwić. Nie pozwoliłby jej myśleć o Benito, gdyby mógł to kontrolować.

Masz w sobie ogieńWhere stories live. Discover now