Prolog

487 28 15
                                    


Nie było tam dziennego światła. Czułam podmuchy gorąca na twarzy, smak pyłu w ustach i drżenie powietrza. Obraz oraz dźwięk zdawały się zniekształcone, ale oprócz mojego usłyszałam jeszcze dwa męskie głosy. Wszyscy wykrzykiwaliśmy inkantacje zaklęć.

- Confringo! - młody, przepełniony bólem męski krzyk przedarł się przez cały zgiełk. Ten głos słyszałam najwyraźniej.

- To zaszło już za daleko... Expelliarmus! - Kto to był? Fala gorąca odwróciła moją uwagę. Dookoła zbierały się inne postacie, pochyłe, cuchnące, biła od nich woń śmierci.

Coś było nie tak. Miałam wrażenie, że walczę na dwa fronty. Nie powinnam tego robić, ale za wszelką cenę starałam się bronić tego, co było dla mnie najważniejsze.

- Despulso! - moja różdżka zawibrowała, a potem opadłam na twardą ziemię, gdy zaklęcie odbiło się od tarczy. Głowa pulsowała mi z bólu.

- Przestań! - Następne odbite zaklęcie trafiło w ścianę, zalewając nas kolejną mgłą pyłu.

- Nie pozwolę by cierpiała! - Tyle bólu i determinacji w tak młodym głosie. - Avada Kedavra!

Rozbłysło zielone, złowrogie światło, które zerwało mnie ze snu. Obudziłam się z swoim dormitorium w Hogwarcie. Rozejrzałam się dookoła, łapiąc gwałtownie oddechy, lecz pokój okazał się pusty. Najwyraźniej moje współlokatorki szykowały się na ostatnią ucztę w tym roku szkolnym.

Wydostałam się spod poplątanej kołdry, skopując ją na podłogę i opadłam z powrotem na poduszkę. Koszula nocna, cała mokra od potu, przykleiła się do pleców, dając nieprzyjemnie uczucie drugiej skóry.

Ten rok szkolny, mój pierwszy w Hogwarcie, okazał się dużo cięższy niż się tego spodziewałam. Byłam przygotowana jedynie na trudności związane z zajęciami i nadrabianiem wiedzy z poprzednich lat, nie na walki z Goblinami, Popiełkami i traceniem bliskich. Planowałam zostać na uboczu, nie rzucać się w oczy i cieszyć życiem młodej czarownicy. Chciałam jedynie znaleźć swoje miejsce w tym świecie, a on wchłonął mnie do tej mrocznej części.

W pewnych momentach żałowałam, że znalazłam się w Hogwarcie. W jeszcze innych miałam nadzieję, że okaże się to jedynie złym snem i zbudzę się mojego pierwszego dnia w szkole, zaczynając wszystko od początku. Tak jednak nie było. Cała machina ruszyła tego wieczora, gdzie usiadłam na krześle pośrodku Wielkiej Sali, a Tiara Przydziału wykrzyknęła ,,Ravenclaw!".

Zmusiłam się do wstania i wyszykowania na ucztę w Wielkiej Sali. Spakowane kufry czekały już obok mojego łóżka, razem z klatką i szarą sową, która towarzyszyła mi przez cały pobyt tutaj. Stefania była przemiłą, lecz trochę zaspaną towarzyszką. Czasami przyłapywałam się na tym, że z nią rozmawiam, kiedy nikogo nie było w pobliżu. Okazała się świetną słuchaczką.

- I tak dotarłyśmy do ostatniego dnia w tym roku szkolnym – rzuciłam w stronę sowy, zaplatając włosy w warkocz. - Oby następny był spokojniejszy.

Pożegnałam się z Stefanią i ruszyłam w dół schodów Wieży Ravenclaw. Kiedy otworzyłam drewniane drzwi, znajdujące się na samym dole, czekał tam na mnie Ominis Gaunt, odziany w szaty Slytherinu. Stał z założonymi rękami, opierając się o ścianę i marszcząc czoło. Wyglądał, jakby nad czymś zawzięcie myślał. Podeszłam bliżej, wyrywając go z letargu. W połowie roku szkolnego przyznał, że zaczął rozpoznawać mnie po krokach.

- Ominis, co tutaj robisz? - spytałam zdziwiona. Korytarz był pusty, co oznaczało, że jesteśmy solidnie spóźnieni.

- Sebastian nie spędził nocy w dormitorium, nie ma go też w Wielkiej Sali – zaczął, wpatrując się zamglonymi oczami w podłogę. - Wciąż jestem na niego wściekły, ale z drugiej strony męczy mnie myśl, że jest teraz sam.

Szmaragd i błękit - 1 - Wakacje | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz