1.1 - Koncert

146 30 11
                                    

23 października

Obudziła się z niechęcią do czegokolwiek. Muzyka wciąż grała w słuchawkach, które odłożyła szybko na stolik, kiedy czuła, że jest wystarczająco śpiąca. Wzięła telefon do ręki i sprawdziła godzinę. Było już pół godziny po trzynastej, co skutkowało tym, że musiała już wstać.

Po dziesięciu minutach dodatkowej drzemki niechętnie zwlokła się z łóżka i poszła do łazienki przemyć zaspaną i brudną twarz. Tego dnia planowała pójść ze swoim przyjacielem Kirkiem na imprezę. Był to koncert punkrockowy i, chociaż nie do końca typowała w tym gatunku, chciała zrobić przyjemność chłopakowi.

Po przemyciu twarzy chłodną wodą popatrzyła w lustro i ujrzała naburmuszoną kobietę z gniazdem na głowie. Brakowało tylko ptaków, które zrobiłyby sobie tam legowisko dla swoich potomków. Wzięła szczotkę do ręki i próbowała rozczesać kołtuny na czubku głowy, które utworzyły się podczas spania, jednak bezskutecznie. Wkurzona Lilith odkręciła korek od słuchawki w prysznicu i nalała gorącej jak wrzątek wody do brodzika.

Kiedy skończyła czynność, ponownie udała się przed lustro i spojrzała na swoje ciało. Miała smukłą talię i szerokie biodra, a do tego długie, ładne nogi. Jej biust nie był zbyt duży, jednak pomimo to zwracał uwagę wielu facetów. Nie lubiła swojej sylwetki. Mama zawsze powtarzała, że niejedna osoba chciałaby mieć taką figurę jak ona. Lilith nie zdawała sobie z tego sprawy i nadal myślała swoje. Już od dziecka była bardzo upartą dziewczyną. Na każdym kroku liczyło się tylko jej zdanie i trudno było ją do czegoś przekonać.

Ubrała się w czyste rzeczy, zrobiła sobie kawę i usiadła przy oknie. Przyglądała się ptakom latającym nad drzewami pobliskiego parku. Chciała być jak one — latać i zwiedzać świat bez ograniczeń. Być wolną, podążać za wiatrem. Niestety wiedziała, jaka jest rzeczywistość — miała swoje obowiązki i musiała się z nich wywiązać. I tak odkąd nie mieszka z ojcem, czuje się lepiej. Alkoholizm rodzica tylko ją przygnębiał, co zostawiło skutki na jej psychice.

Rozmyślania przerwał dzwonek do mieszkania. Szybko wstała i podeszła do drzwi. Nie zaskoczyło ją, że ujrzała w nich Kirka. Był to wysoki chłopak z czarnymi włosami i typową dla mężczyzny posturą. Na głowie miał postawionego irokeza, co było charakterystyczne dla punków.

— Hej, gotowa na koncert? — spytał, przytulając się na przywitanie do dziewczyny.

Ku zaskoczeniu młodej kobiety, zbliżała się godzina rozpoczęcia koncertu, a ona stała w domowych ciuchach i szlafroku z mokrymi włosami.

— Która jest godzina? — zapytała.

— Osiemnasta, zegar tyka, a ty stoisz — powiedział. — No co, zmykaj, już! — pogonił ją, pchając delikatnie w stronę sypialni.

Pobiegła jak oparzona, szukając szybko stroju i przygotowując kosmetyki do makijażu. Ubrana, usiadła przy biurku, nałożyła na skórę podkład i wszystkie inne niezbędne części make-upu. Przechodząc do oka, narysowała eyelinerem długie, ostre kreski. Pomalowała rzęsy i nałożyła na całą twarz sypki puder. Strzepała go pędzelkiem do tego przeznaczonym i wróciła do przedpokoju.

— Wychodzimy? — zapytał Kirk, opierając się o framugę drzwi.

— Chwila, jeszcze tylko skóra, buty i pieszczochy — uśmiechnęła się znacząco.

Założyła akcesoria i na kiwnięcie chłopaka, ruszyła w jego ślady. Wyszli z wysokiego budynku i znaleźli się w parku oświetlonym latarniami. Mrok przedzierał się do każdego zakątka miasta, dając znak, że zapowiada się długa, ciemna noc.

Weszli na duży chodnik, idąc w stronę centrum miasta. Po drodze spotkali różnych ludzi. Niektórzy uśmiechali się do nich, a reszta przyglądała się przeszywającym wzrokiem. Normalne, przynajmniej dla tej dwójki.

Kiedy zbliżali się do klubu, w którym miał odbyć się koncert, zauważyli grupkę skinheadów. Czaili się przed lokalem. Okazało się, że są to dawni znajomi chłopaka. Lilith stanęła przy mężczyźnie, kiedy on zagadał do kolegów. W trakcie krótkiej rozmowy rozglądała się po okolicy, szukając ciekawych twarzy. Zobaczyła kilku punków, którzy przykuli jej uwagę. Uśmiechnęła się do jednego z nich, a on odpowiedział jej tym samym. Lubiła tę społeczność. Każdy traktował siebie jak swojego bratanka i zawsze można było na siebie liczyć.

Po rozmowie weszli do klubu, gdzie grała głośna muzyka. Większość tańczyła, bujając się w rytm muzyki. Na scenie stał DJ, co oznaczało, że koncert się jeszcze nie zaczął. Podeszli do baru i zamówili podwójne mojito. Dziewczyna usiadła na wysokim krześle barowym i oglądała bawiących się ludzi. Miała już w zwyczaju, że obserwowała wszystko, zanim wykonała jakiś ruch, który mógł się źle zakończyć.

Kiedy otrzymała drinka, sączyła powoli płyn ze szklanki, oczekując koncertu. Po dziesięciu minutach zespół zaczął rozkładać sprzęt, a Lilith zdążyła wypić trzecie mojito.

W końcu koncert się zaczął, więc przyjaciele podeszli bliżej sceny i powoli się rozkręcali, bujając głowami w rytm perkusji. Na piątej piosence dołączyło do pogo kilka osób, w tym Lilith i Kirk. Skakali w tłumie, cieszyli się chwilą. W pewnym momencie muzyka urwała się, a tłum zaczął buczeć. Dwójka popatrzyła na siebie i wzruszyła ramionami. Zespół ogłosił chwilową przerwę techniczną, więc przyjaciele postanowili pójść na palarnie, która była na dachu klubu. Młoda kobieta oparła się tyłem o barierkę i wyciągnęła nową paczkę papierosów. Okazało się, że nikt z nich nie ma zapalniczki. Lilith postanowiła, że się odważy i zagada do stojącej obok grupki chłopaków. Podeszła do jednego z nich i się uśmiechnęła, a potem zapytała:

— Cześć, masz może ognia? — Patrzyła na zapalniczkę, którą trzymał czerwonowłosy chłopak w ręce.

— Witam, oczywiście, że mam. — Podał jej przedmiot do ręki, odwzajemniając uśmiech — Jak masz na imię? Wyglądasz na konesera muzyki metalowej — dodał.

— Lilith. — Podała rękę. — Tak, słucham metalu.

— Xavier. — Uścisnął jej dłoń, nadal się uśmiechając.

Jeden z jego kolegów podszedł do dziewczyny i przeszył ją wzrokiem.

— Masz kogoś? Xavier poszukuje miłości, a wydajesz się dobrą kandydatką — powiedział pół serio, pół żartem.

— Nie, nie mam nikogo — odpowiedziała, załapując żart.

Do grupki dołączył Kirk, przejmując zapalniczkę z ręki przyjaciółki. Stali razem przez dłuższy czas, rozmawiając o wszystkim i o niczym. W końcu się pożegnali, usłyszawszy ponownie muzykę. Wyruszyli razem do tańca, śpiewając głośno tekst piosenki. Xavier złapał Lilith za rękę i wziął ją do tańca. Zabawa we dwójkę z pozoru nie pasuje do takiego koncertu, jednak w ich wykonaniu wyglądało to magicznie. Dziewczyna uważała, aby nie stanąć przypadkiem na stopy nowo poznanego kolegi, a on prowadził ją w rytm utworu granego przez zespół.

Noc była upojna, a impreza w końcu musiała się skończyć. Czy ten jeden dzień może zmienić tak dużo?

SubkulturaWhere stories live. Discover now