27 - "Uczymy się na błędach"

3.5K 192 49
                                    

Niespodzianka

~Orion~

Zdjąłem kask, kiedy zatrzymałem się pod posiadłością Lorda Sorena w poszukiwaniu panny Quinn. Znów jej nie było w Akademii i nie miałem się z kim ścigać na lekcjach w poprawnych odpowiedziach. Uwielbiałem patrzeć na jej sfrustrowaną twarz, kiedy się pomyliła albo wyprzedziłem ją z odpowiedzią. Ta dziewczyna mnie fascynowała. Od pierwszego dnia, kiedy się pojawiła w progu Akademii i się na mnie wywaliła.

No dobrze - zobaczyłem jak się przewraca i podbiegłem ją złapać. Widocznie nie radzi sobie z drzwiami. Może dlatego od tamtego czasu postanowiłem sobie, że zawsze będę przychodził przed nią tylko po to, żeby otworzyć jej drzwi. Tętno jej wtedy podskakuje ze złości przez co na moich ustach formuje się uśmiech. Uwielbiam ją denerwować.

Zsiadłem z motoru i podszedłem do drzwi by zadzwonić dzwonkiem. Po chwili w progu pojawiła się jedna z pracownic dygając przede mną.

- W czym mogę pomóc, Wasza wysokość? - spytała niepewnie.

- Witam, jest panna Gianny Quinn? - spytałem z poważną miną. Jedyną osobą przy której szczerze się jak głupi do sera to właśnie panna Quinn. Lubię ser.

Może dlatego mnie denerwuje, kiedy mój głupi kuzyn bywał tak blisko niej. Czy ktokolwiek inny. Dlatego uknułem plan żeby ich od siebie odsunąć.

- Powinna być w pałacu - Wskazała na ścieżkę prowadzącą do pałacu połączonego z domem. - Pomaga i nadzoruje przygotowania do ślubu. Drzwi frontowe są otwarte.

- Dziękuję. - Kiwnąłem głową i udałem się właśnie w tamtym kierunku.

Wszedłem przez otwarte wrota między kręcącymi się ludźmi i zdjąłem okulary rozglądając się w półmroku.

I jest.

Zauważyłem długonogą dziewczynę o czekoladowych włosach związanych w luźny kok. Ubrana w zwykłe jeansy i niebieski płaszcz stała tyłem do mnie i kierowała pracownikami, którzy od razu wykonywali rozkazy. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do niej po czym nachyliłem się do jej ucha.

- Czyli jesteś aż taka straszna jak myślałem. - powiedziałem cicho na co podskoczyła i obróciła się w moją stronę.

- Zadzwonię później. - wymamrotała do telefonu. Zakończyła połączenie i schowała go do kieszeni. - Co ty tu robisz? - spytała zdziwiona i szybko zamrugała.

- Znów cię nie było w szkole, Quinn. Przyjechałem zobaczyć czy znowu nie jesteś chora i będę musiał cię przytulić do snu.

Czy mogę zrobić to nawet bez jej choroby? Mam nadzieję, że tak. Tylko zdrowa na pewno mi na to nie pozwoli.

- Jak widzisz - Podniosła kartkę w dłoni i machnęła na około. - Jestem cholernie zajęta więc jak byś mógł sobie darować te gierki to będę wdzięczna. I tak jestem zdenerwowana.

No i patrzy na mnie tymi wkurzonymi, ludzkimi, brązowymi oczami, a ja wymiękam i rozpływam się wewnętrznie.

A przed oczami pojawiła mi się ona na balu Czerwonego Śniegu. Przecież wyglądała wtedy jak cholerna księżniczka. Moja księżniczka.

Nie wiem jakie zaćmienie mózgu musiałem mieć, żeby wymyślić ten plan i się tak do niej zbliżyć, chociaż miał to być niewinny żart. Bo i tak już ten cały zakład szlak trafił i już dawno po Święcie Krwawego księżyca. Szczerze mówiąc mnie to nie obchodzi. Może jej długa szyja przyciąga spojrzenie, a płynąca w tętnicach krew aż prosi się by jej spróbować, ale nie potrafię.

Randalyn: Więź Krwi ✓Where stories live. Discover now