2 - "Na litość boską"

4.9K 180 33
                                    

Oczywiście, że musiałam się zgodzić na tę wyprowadzkę. Innej opcji już nie było.

Chociaż były.

A - Zostać w mieszkaniu i jakoś martwić się o to, żeby mama go nie sprzedała.

B - Zamieszkać u jakiejś koleżanki, która chciałaby mnie przyjąć.

C - Uciec gdzieś, gdzie nie będzie mnie to trapić i może dołączyć do wędrownego cyrku. Całkiem wygimnastykowana jestem.

Chociaż jedynym moim wyjściem po skreśleniu wszystkich opcji, jest ta, której w nich nie było.

Jechać do nowego miasta, do domu narzeczonego mojej mamy, który jest wampirem i który zapewne mieszka w jakimś starym, strasznym i ponurym zamku ze starymi bibelotami, obrazami i meblami. I wszystkim innym pachnącym starocią i kurzem. Super przygoda.

Jako dziecko oglądałam w Halloweenowy dzień film Randka z wampirem, gdzie mamą dwójki dzieciaków zaczęła umawiać się z podejrzanym mężczyzną, którego podejrzewali o to, że jest wampirem i co się sprawdziło. Nie dokonać pamiętam co dalej było, ale ich intuicja mówiła, że muszą udowodnić mamie, że ten człowiek, a konkretnie wampir, jest niebezpieczny i nie powinna z nim przebywać. Jedyne co pamiętam z tego filmu najbardziej to to, że zamknęli go w różowym pontonie w kształcie trumny i puścili go na jezioro w czasie wschodu słońca. Ciekawe czy przy nowym domu będzie jezioro?

Ostatniej lekcji ostatniego dnia szkoły nie mogłam się skupić na niczym innym tylko odliczaniu sekund na zegarze, kiedy to w końcu będę mogła stąd wyjść. Dzisiaj wyjeżdżam.

Pudła w moim pokoju stały już spakowane od dwóch dni. Pożegnałam się już ze wszystkimi zapewniając, że nie wyjeżdżam na zawsze i będziemy do siebie dzwonić i będę do nich przyjeżdżać.

Po dłużących się godzinach, zwanych minutami, w końcu zadzwonił dzwonek i byliśmy wolni. Westchnęłam z ulgą i wstałam pakując się.

Razem z Zianną - moją przyjaciółką - skierowaliśmy się do wyjścia. Cały czas mnie męczyła pytaniami i mówiła jak będzie tęsknić, za to ja zapewniam ją, że nic się nie zmieni. Oprócz tego, że będę zdala od Londynu i wszystkiego co mi znane.

- O. Mój. Boże. - wypiszczała Zianna.

Spojrzałam w stronę gdzie posłała rozemocjonowany wzrok.

No nie wiem czy Mój Boże to dobre określenie, zważając, kim jest.

- Kto to jest? - szepnęła do mnie szarpiąc za moje ramię.

- To.. - Sama nie wiem co mam teraz powiedzieć, bo nie spodziewałam się go tutaj zobaczyć. - To.. facet mojej mamy.. - dodałam ciszej.

Gorzej jeśli ma super słuch i nas teraz słyszy.

- O mój boże..

No nie no, kolejna z tym bogiem.

- Widzieliście tego faceta w okularach? Niesamowity z niego tatusiek. Myślicie, że po kogoś przyjechał?

No nie teraz to na pewno zapadnę się pod ziemię ze wstydu jeśli nas słyszy.

- Nie wiesz? - spytała Zianna. - To będzie ojczym Gii.

- No nie mów. - Hailee zrobiła wielkie oczy.

- Wiecie co? - powiedziałam szybko. - Zapewne to coś ważnego, że się tu zjawił. Muszę lecieć. Dzisiaj jedziemy do nowego domu. Obiecuję, że zadzwonię.

I zanim zdołają odpowiedzieć, już biegnę przez parking w stronę mężczyzny.

- Hej. Co tu robisz? - spytałam stając na przeciwko niego.

Randalyn: Więź Krwi ✓Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ