16

431 31 17
                                    

Od tego wydarzenia minęły dokładnie dwa miesiące, a ja znów biegałem po murawie Stadionu Narodowego w Warszawie. Wróciłem do pełni sił szybciej, niż ktokolwiek by się tego spodziewał, udowadniając wszystkim, a przede wszystkim sobie, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Żonglując piłką na godzinę przed meczem, czułem się jednak przygnębiony jak nigdy w życiu. Ostatnie ze spotkań eliminacyjnych na Euro był jednocześnie tym decydującym, które miało przesądzić o naszym wyjściu z grupy.

Jeśli wygramy, tworzymy historię.

Jeśli nie, idziemy na dno.

Wszystko albo nic.

Kiedy trybuny zaczynały się wypełniać, Matty co chwilę obserwował jeden i ten sam rząd siedzeń, wypatrując na nich Gabrielle. Niezwykle cieszyłem się z tego, że moja przyjaciółka miała dotrzeć na rozgrywane przez nas spotkanie, zwłaszcza, że swoją obecność zapowiedział także Leo, ale cholerna pustka w moim sercu sprawiała, że nie mogłem pozbierać myśli, popełniając głupie błędy nawet w najprostszych podaniach.

Od naszego pożegnania na lotnisku Aspen nie odezwała się ani razu. Gabrielle twierdziła, że przeżywa to bardziej niż ja, ale, cholera, nigdy w życiu nie czułem się tak porzucony jak wtedy, gdy obserwowałem jak Russo przechodzi przez odprawę. Pisałem kilkukrotnie, dzwoniłem, ale wszystko to zdało się na nic. Aspen była jak dziki wiatr - przychodziła i odchodziła kiedy chciała, zostawiając po sobie bałagan i pewne złamane na tysiąc kawałków serce.

– Jest - Matty z szerokim uśmiechem szturchnął mnie w ramię, skinąwszy w stronę jednej z trybun, na której w drugim rzędzie pojawiła się jego ukochana. – Cholera, to piękne uczucie mieć swoją kobietę na meczu - westchnął z rozmarzeniem.

Było to także uczucie, którego nie dane było mi posmakować. Aspen nie zjawiła się ani przed spotkaniem, ani w chwili, w której wyszliśmy na boisko razem z naszymi rywalami, odśpiewując hymny obu państw. Tęsknym wzrokiem wyparywałem pewnej blondynki, witając się z każdym z Włochów, także na końcu, gdy wpadłem w ramiona Zaniolo, zamykając przyjaciela w szczelnym uścisku.

– Powodzenia, szmaciarzu - Nicolo klepnął mnie w tyłek na oczach tysięcy osób, uśmiechając się zadziornie.

Widziałem moją mamę. Widziałem babcię, dziadka, Leonardo i jego ojca, widziałem siostrę Matty'ego i Dani, która uśmiechnęła się szeroko, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Byli wszyscy. Wszyscy, poza Aspen.

Przez całą pierwszą połowę czułem się zupełnie nieobecny, jakby moje ciało biegało po boisku, a głowa była gdzieś zupełnie indziej. Wiem tylko, solidna zjeba, jaką dostałem od trenera w szatni w żaden sposób nie pozwoliła mi się skupić na grze. Matty w tunelu rzucił mi zdenerwowane spojrzenie, gdy ponownie wychodziliśmy na murawę, remisując z Włochami jeden do jednego. Doskonale wiedziałem, że byłem najsłabszym ogniwem tego zespołu i przeszkadzałem kolegom z drużyny, kiedy piłki przelatujące między moimi nogami natrafiały na rywala.

Czułem, jak pot spływa po moim czole i zlepia moją grzywkę, ale płynąca z nieba mżawka sprawiała, że wycieranie go co chwilę nie miało żadnego sensu. Kiedy w siedemdziesiątej minucie za sprawą jednego, celnego podania Kamila piłka znalazła się tuż pod moimi nogami, poczułem nagły przypływ sił, choć mięśnie paliły mnie tak, jakby ktoś właśnie żywcem obdzierał mnie ze skóry. Biegnąc lewą stroną boiska wiedziałem już, że była to moja ostatnia sytuacja przed zmianą. Przy linii bocznej rozgrzewał się już Jóźwiak, a to tylko wskazywało na to, że lada moment trener ściągnie mnie na ławkę.

Pot lał mi się po dupie, ale przyspieszyłem, kątem oka oceniając ile miejsca mam w zapasie. Włoski obrońca był tuż za mną, ale nie był aż tak zdesperowany jak ja. Jednym nagłym, na pierwszy rzut oka niezbyt przemyślanym ruchem ominąłem go, wypatrując na środku boiska któregoś z moich kolegów. Piłka już wystarczająco ciążyła mi przy nodze i bałem się, że nie będę mógł jej już długo utrzymać, a spadająca na mnie w jednej chwili odpowiedzialność przed tysiącami wpatrzonych we mnie oczu w żaden sposób mi w tym nie pomagała.

Aspen | zalewskiWhere stories live. Discover now