01

979 39 11
                                    

Gdyby głupota mogła chodzić, byłaby mną, trzęsącym się z zimna na dworcu kolejowym, słuchającym opowieści Casha o tym, dlaczego uważa, że jest przystojniejszy od Neymara. Oczywiście, że jest (gay alert), ale nie znałem genezy problemu - przestałem słuchać w momencie, gdy wspomniał o swoich pośladkach.

Odkąd pojawił się w progu mojego mieszkania wczorajszego wieczoru z walizką wielkości szafy mojej siostry, jego buzia się nie zamykała. Zwykle nie był tak irytujący, ale teraz prawdopodobnie próbował popisać się zarówno przede mną, jak i przed moimi znajomymi.

– Cash, dość. Błagam. - stęknąłem, chowając dłonie do kieszeni kurtki. Styczeń zdecydowanie nie był moim ulubionym miesiącem, mimo że wszelkie mrozy z reguły omijały Rzym szerokim łukiem. Anomalia pogodowa, którą właśnie obserwowaliśmy na stacji piątej, utwierdzała mnie jednak w przekonaniu, że nie warto ślepo wierzyć pogodzie. Na przykład jeśli jest się Matty'm Cashem w podartych jeansach i jordanach na trzynastostopniowym mrozie.

Opóźniony o dobre półtorej godziny pociąg wjechał na peron i zatrzymał się z piskiem. Przyznam, że od kilku lat nie korzystałem z tego typu transportu, bo byłem na to zwyczajnie zbyt wygodnicki. Jednak gdy tylko Leo poprosił mnie o odebranie siebie i swojej dziewczyny z dworca, naprawdę nie mogłem odmówić.

Nie miałem pojęcia, skąd startował kurs. Po ilości ludzi, którzy w jednej chwili znaleźli się na peronie, obijając się barkami o obce sobie osoby, mogłem jednak wnioskować, że był dość długi. Dłuższą chwilę zajęło mi, by odnaleźć wzrokiem Leo, zakładając, że przez tych kilka lat nadal wyglądał jak prawdziwa oferma. Ostatni raz, gdy widziałem go dwa lata temu, wciąż nosił te okropne okulary w grubych oprawkach i czarny golf.

Ktoś mógłby pomyśleć sobie, co z nas za przyjaciele, skoro widzimy się tak rzadko. Wtedy ja odpowiem, że nie zawsze tak było. Do pewnego czasu byliśmy wręcz nierozłączni, a w szkole śmiali się z nas, że chodzimy w jednych majtkach. Tak naprawdę byłem niezbyt popularnym dzieciakiem, w dodatku posiadającym nazwisko, którego nikt nie potrafił wymówić, więc każdy kumpel był na wagę złota. Tak też poznałem Leo - cała reszta to już historia.

Zmarznięty i zniecierpliwiony, starałem się ignorować trzęsącego się z zimna Casha. Rozglądałem się dookoła, ale żaden z przechodzących obok mnie mężczyzn nie przypominał Leonardo. W końcu, gdy prawie nie czułem już palców u stóp, i byłem bliższy temu, by wrócić do auta, poczułem jak moje kolana uginają się pod ciężarem rzucającego mi się znienacka na szyję mężczyzny. W pierwszej chwili, zaskoczony, nie miałem pojęcia jak zareagować. Dopiero, kiedy poczułem zapach jedynych perfum, których Leo używał całe życie, odwzajemniłem uścisk, a ta jedna łza wzruszenia, do której nadal się nie przyznaję, wsiąkła szybko w szalik przyjaciela.

– Bracie! Nic się nie zmieniłeś! - Leo zawiesił mi się na szyi, przytulając mnie dokładnie tak mocno, jak należało zrobić to po dwóch latach rozłąki.

Ty za to cholernie. - chciałem powiedzieć, ale zamiast tego przycisnąłem go do siebie jeszcze bardziej. Nie zrozumcie mnie źle, ale chłopak, którego trzymałem właśnie w ramionach, niczym nie przypominał Leonardo Fiorucci, którego znałem z przeszłości. Jedynym, co go zdradziło, był ten paskudny, czarny golf, który nadal stanowił bazowy element jego stroju. Sporo wody upłynęło, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni, ale nie spodziewałem się, że mógłbym nie poznać starego kumpla z podstawówki. Po niskim, pulchnym dzieciaku w okularach przypominających denka od słoików pozostało tylko wspomnienie, zakorzenione gdzieś głęboko w mojej podświadomości. Prawdopodobnie takiego chciałem go zobaczyć - piętnastoletniego chłopca, który wybił mi jedynkę piłką do koszykówki. Utwierdziłoby mnie to w przekonaniu, że pewne rzeczy się nie zmieniają, ale prawda była taka, że nigdy nie będziemy już tak blisko, jak była ta dwójka małolatów ze szkolnej ławki.

Aspen | zalewskiWhere stories live. Discover now