04

497 34 9
                                    

– Orientuj się, Gabi! - ryknąłem, biorąc zamach. Śnieżka, lepiona przez dłuższą chwilę w moich dłoniach, poszybowała w powietrze i wylądowała dokładnie za kapturem brunetki.

Dziewczyna zapiszczała i rozpięła kurtkę, próbując czym prędzej pozbyć się topiącego śniegu zza grubego różowego polaru. Gdy wreszcie otrzepała dłonie, zmroziła mnie obrażonym wzrokiem, zakładając ręce na piersi. Mimo to Gabi nie była raczej typem osoby, która unosiła się dumą i przez kolejny tydzień chodziła z wysoko podniesioną głową - tę cechę przypisałbym raczej Aspen. Musicie mi uwierzyć, że ten jeden jedyny raz, gdy poważnie pokłóciliśmy się z Gabrielle, a miało to miejsce w drugiej klasie liceum, przeżyłem jedne z najgorszych dwóch tygodni w całym swoim życiu, nie licząc oczywiście wszystkich dni, które spędziłem na terapii po rozstaniu z Russo. Zasadniczo to nie pamiętam, o co nam wówczas poszło, ale nie mogłem znieść jej złowrogich spojrzeń, rzucanych we mnie papierowych kulek z napisem pierdol się i tego, w jaki sposób z drugiego końca klasy pokazywała mi środkowy palec, gdy odwracałem się w jej stronę po tym, jak odmówiła siedzenia ze mną w jednej ławce.

– Zalewski, nie znasz dnia, ani godziny! - zagroziła, wytykając język. Śmiejąc się, objąłem przyjaciółkę ramieniem i naciągnąłem jej czapkę na oczy, co jeszcze bardziej wyprowadziło ją z równowagi.

– Nicola, twoja kolej! - usłyszałem, odwracając się w kierunku, z którego dobiegł głos Matty'ego.

Tym razem to ja oberwałem wielką śnieżką, w dodatku prosto w twarz. Mógłbym przysiąc, że tuż obok siebie usłyszałem złośliwe parsknięcie Aspen.

– Żebyś ty tak dobrze strzelał w reprezentacji, jak teraz - prychnąłem, wycierając topiącą się białą breję w ramię. Otrzepałem grzywkę z resztek śniegu i wciągnąłem czapkę na głowę.

– To samo mógłbym powiedzieć o tobie.

Puściłem tę uwagę koło uszu, doganiając Gabrielle. Szliśmy tak chwilę w ciszy, krok w krok za Cashem i Aspen. Tuż za nami szedł Leo, trzymając za rękę Danielle. Idąc w stronę wypożyczalni, śmialiśmy się z opowiadanych przez siebie żartów, aż do momentu, gdy odziane w, jak widać, niezawodne śniegowce nogi Russo nie rozjechały się na oblodzonym chodniku.

Gdy wrzasnęła, w locie łapiąc za rękaw mojej kurtki, musiałam się powstrzymać, by nie wyobrazić sobie jej z nogą na wyciągu i połamanymi rękoma na ostrym dyżurze. Musiałem zareagować szybko, by ta głęboko ukryta część mnie, która nadal żywiła do niej urazę, nie przejęła kontroli nad moimi myślami. Aspen poślizgnęła się na nagłym uskoku i gdyby nie fakt, że szedłem za nią i w odpowiednim momencie zdążyłem złapać ją w pasie, omal przy tym nie upadając razem z nią, jestem pewien, że ucierpiałoby coś więcej, niż jej duma.

Leżąc tak w moich ramionach, posłała mi piorunujące spojrzenie, zupełnie jakby to, że jest pokraką i nie umie dobrać butów odpowiednio do warunków atmosferycznych, było tylko i wyłącznie moją winą.

– Nie musiałeś tego robić - mruknęła, jakby nigdy nic otrzepując swoją beżową kurtkę.

– Wolałabyś rozwalić sobie głowę o bruk? - uniosłem brew, nie licząc nawet na jakiekolwiek słowa podziękowania.

– Jeśli to oznaczałoby tyle, że nie muszę się przed tobą płaszczyć, to owszem.

Stojący obok mnie Matty omal nie zachłysnął się własną śliną, a Gabrielle wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Nie, żeby było to coś, co mnie zdziwiło. Znałem Aspen nie od dziś i zdaje się, że mijające lata nie nauczyły jej trzymania języka za zębami. Kiedyś imponował mi sposób, w jaki zawsze wyrażała swoje zdanie - była pewna siebie, nieugięta i broniła swoich racji, nawet wtedy gdy okazały się one błędne. Teraz, z perspektywy czasu, uważałem to po prostu za bycie wyszczekaną, irytującą małolatą, która wpychała swoje trzy grosze tam gdzie nie trzeba.

Aspen | zalewskiWhere stories live. Discover now