Rozdział 3 - Antidotum

73 1 0
                                    


Gdy się obudziłem zobaczyłem, że zasnąłem na kanapie, w pokoju było cicho a światło słoneczne wpadało przez okno. Gdy tak leżałem pełen sił przypomniałem sobie o mojej matce, i od razu siły mi opadły, martwiłem się o nią... Nie mogę stracić i jej, dopiero, co ją odzyskałem... Z moich myśli wyrwał mnie zapach dobiegający z kuchni

- Huh? – mruknąłem leniwie

Wstałem z łóżka i ruszyłem w stronę kuchni gdzie zobaczyłem Astrid, która coś gotowała. Na stole leżały talerze i kufle. Podszedłem do mojej ukochanej i zerknąłem jej przez ramię widząc pajdę chleb, a na palenisku piekącą się rybę. Astrid w końcu mnie zauważyłam i odwróciła się twarzą do mnie i oparła ręce na blacie

- No, na nareszcie wstałeś – powiedziała entuzjastycznie i z uśmiechem na ustach, a ja pocałowałem ją w skroń

- A ty, czemu tak szybko uciekłaś, co? – zapytałem

- Pomyślałam, że zrobię nam śniadanie – mówiąc to odwróciła się i kontynuowała śniadanie – siadaj zaraz będzie gotowe

Posłusznie usiadłem przy stole, a Astrid po chwili podała nam nasze śniadanie, usiadła naprzeciw mnie i zaczęliśmy jeść nasze śniadanie.

Nagle przypomniałem sobie wczorajszy dzień i naszą rozmowę na arenie

- Astrid – zacząłem a ona podniosła głowę i spojrzała na mnie – wczoraj, na arenie chciałaś mi coś powiedzieć

- A tak – zawahała się i odwróciła wzrok – to już nie ważne, naprawdę

Coś mi tu nie pasuje, ale znając ją i tak mi nie powie więc nie chce się wykłócać więc tylko przytaknąłem

Po skończony posiłku Astrid chciała wziąć talerze, ale uprzedziłem ją

- O nie, nie kochanie ty przygotowałaś śniadanie, więc pozwól, że ja się tym teraz zajmę – powiedziałem z uśmiechem na ustach

Chwile po porannej rutynie wyszliśmy na zewnątrz, i gdy już mieliśmy rozejść się w swoje strony żeby wypełnić nasze obowiązki Astrid mnie zatrzymała

- Pamiętaj, że jeśli będziesz chciał porozmawiać to jestem – powiedziała cały czas trzymając mnie za rękę

- Wiem – odpowiedziałem i złączyłem nasze usta w czuły pocałunek, staliśmy tak chwile, po czym poszliśmy w swoją stronę, chciałem iść do matki, ale nagle ze stajni dobiegł mnie czyjś głos, postanowiłem to sprawdzić i zajrzałem do środka

- No już, już kochany – usłyszałem czuły głos mojej matki

Zajrzałem do środka i ujrzałem widok, który łapie za serce, moja matka siedziała oparta o swojego smoka i głaskała go po głowie a ten cicho leżał i się do niej przytulał, więc postanowiłem podejść

- Mamo? – zapytałem cicho

- Czkawka? Co ty tu robisz? – zapytała bardzo smutnym głosem

- To raczej ja powinienem zapytać o to ciebie – powiedział lekko podirytowany, ale i z troską, przecież powinna teraz odpoczywać

- Czkawka, ja... Ja wiem, że Brzucholasty reagują bardzo wrażliwie na smoczy korzeń, ale po czasie, ja... - głos jej się łamał – on może umrzeć jeśli nie dostanie antidotum – w tym momencie zaczęła płakać

Jak to może umrzeć? Od smoczego korzenia... Nie mogłem w to uwierzyć, ale wtedy przypomniało mi się coś

- Zaraz... Przecież jest antidotum

- Wiem, ale nie znam receptury – powiedziała zrozpaczona

- Ale ja znam – położyłem rękę na jej ramieniu – i wiem gdzie znaleźć kogoś kto ma dużo antidotum, nie martw się uratujemy go

Zwołałem jeźdźców, ja, Śledzik i Sączysmark wyruszyliśmy w stronę wyspy Berserków ale zanim, to wysłałem Straszliwca do Dagura, a Astrid wraz z Bliźniakami zostali na Berk by wspierać moją matkę, na powitanie wyszli nam Dagur i Heathera.

- Braciszku! – wykrzyczał Dagur

- Dagur! Masz to antidotum? – powiedziałem nerwowo

- Tak, tak oczywiście – mówiąc to podał mi buteleczkę z zapewne antidotum

Już mieliśmy lecieć ale nagle Heathera zaczęła

- A może, polecimy z wami ? – zapytała

- Dlaczego by nie, lećmy – nie mam nic przeciwko tego aby rodzeństwo poleciało z nami.

Gdy lecieliśmy nad oceanem na horyzoncie zauważyłem statek, ze znajomym wzorem na żaglu

- A co to? – wskazałem na statek

Gdy podlecieliśmy bliżej wszystko stało się jasne, to byli łowcy smoków

- Brać ich! – krzyknął jeden z mężczyzn a reszta zaczęła do nas strzelać

W naszym kierunku leciały dziesiątki strzał i wystrzelone łańcuchy do łapania smoków, przez pięć minut udało nam się unikać ich strzał i zniszczyć jeden statek gdy nagle strzała trafiła Hakokła i ten wraz ze Smarkiem zaczęli spadać, zaraz po nim złapali też Haethera

-Śledzik! Bierz antidotum i leć na Berk po wsparcie! – krzyknąłem a ten wziął antidotum i ruszył na Berk, na szczęście na Gronkle smoczy korzeń nie działa

*Pov Astrid*

*Berk*

Siedzę obok Valki, która siedziała przytulona do swojego smoka, była bardzo smutna, nie dziwi mnie to nie wiem jak ja bym się zachowała gdyby Wichurce mogło się coś stać, nie próbuję jej pocieszyć bo to pewnie i tak nie pomoże, bliźniaki o dziwo też siedzą cicho przy ścianie z Wymem i Jotem. Nagle do stajni wszedł Eret, ale nic nie powiedział tylko podszedł do Czaszkochrupa, w jednym momencie do stajni wpadł Śledzik

- Śledzik! Co się stało?! – zapytałam bo ten wygląda na bardzo zdyszanego

- Łowcy! Antidotum! Potrzebują wsparcia – powiedział i dał mi buteleczkę z antidotum, a ja dałam ją Valce

- Ile jest tych łowców?! - wykrzyczałam zdenerwowana

- Pięć statków – powiedział przyciszonym głosem Śledź

- No dobra... Eret, Bliźniaki, Śledzik i ja, lecimy im pomóc – w jednej chwili wszyscy wsiedli na swoje smoki – Valko, ty zostań z Chmurskokiem

Valka tylko przytaknęła i podała mu Antidotum, a my wyruszyliśmy w stronę Czkawki i reszty, mam nadzieję że nic im nie jest i zdążymy ich uratować...


________________________________________________________________________________

900 Słów 

Dzień dobry. Nowiutki i Świeżutki rozdział, brać póki gorący. Miał być jeszcze w tamtym tygodniu, ale za to, postaram się w tym tygodniu jak i w następnych dodawać po 2 rozdziały. Mam nadzieję że się podobało. :D 


Co mówi Japończyk kiedy widzi szybę?

- TOSHIBA

Miłość W Przestworzach - HiccstridWhere stories live. Discover now